Jeśli chodzi o zapamiętywanie liczb, jestem totalnym beztalenciem. Mieszam, przekręcam i zapominam.
Kilka dni temu moja przyjaciółka Ewa obchodziła urodziny. Tradycyjnie złożyłam jej życzenia dwa dni później ? od lat trwam w przeświadczeniu, że urodziła się 17-go. Na nic notatki w kalendarzu, na nic przypomnienia w telefonie, zawsze coś stanie na przeszkodzie, by złożyć życzenia we właściwym dniu.
Tłumaczę to sobie ( i Ewie: ) tak, że dzięki temu jej urodziny trwają aż trzy dni. W tym roku trwały nawet cztery, bo dzień po złożeniu życzeń zabrałam ją na urodzinową wycieczkę. Ewa, którą prosiłam o przybycie w rowerowym stroju, przyszła odziana w jasne, długie superobcisłe jeansy i białe japonki. Ja co prawda nie byłam lepsza, bo ubrałam moją ulubioną różową sukienkę w trupie czaszki, ale przynajmniej buty miałam wygodniejsze. W każdym razie, prezentowałyśmy się pięknie ? ja na niebieskim rowerze z koszykiem załadowanym do granic możliwości, Ewa na seledynowym góralu mej siostry.
Szosa stała przed nami otworem.
Po półgodzinnej jeździe pośród pól i lasów*, po pięciominutowej przeprawie przez rozkopaną, piaszczystą leśną dróżkę, po dziesięciominutowej wspinaczce pod górę, zziajane trafiłyśmy na miejsce. Na skraju wzgórza, na który się wspięłyśmy, rozłożyłyśmy zielony pled.
Wyciągnęłam zawartość koszyka ? trzy plastikowe pojemniki, dwa kubeczki, puszkę, butelkę, niebieskie serwetki i takąż łyżeczkę. Postanowiłam, że zaczniemy od deseru, w związku z czym już po chwili wgryzałyśmy się w soczyste kawałki arbuza. To była niesamowita rozkosz ? poczuć na języku słodki i orzeźwiający smak tego owocu.
Po zaspokojeniu pragnienia przeszłyśmy do kontemplacji okolicy. A widoki były przednie ? przed nami roztaczały się zielonkawe, wyblakłe od słońca łąki, złotawe pola z kłosami zboża uginającymi się pod wiatrem, i szerokie pasma lasów. Nad nami tylko błękit nieba i ostre lipcowe słońce. Jakgdyby nie istniał czas, powiedziała Ewa.
Pomiędzy jedną a drugą głośną myślą**, porozlewałam do kubeczków P&S (piwo ze Spritem, b. orzeźwiające i lekkie połączenie), wyłożyłam na serwetkę grzanki i otworzyłam pojemnik z pokrojonymi w drobne kawałki pomidorami z bazylią, czosnkiem i oliwą. Oto przechodziłam do klu pikniku, który stanowić miały bruschetty al pomodoro (po naszemu grzanki z pomidorami, ale pozwólcie mi się nacieszyć pięknym, dźwięcznym włoskim brzmieniem).
Dziewięć grzanek*** i kilkadziesiąt łyków P&S dalej, z niezadowoleniem stwierdziłyśmy, że czas ruszać w drogę powrotną?
*** Przejdźmy do samej bruschetty. Co prawda połączenie drobno posiekanych pomidorów, bazylii, czosnku i oliwy nie wymaga reklamy, bo już na pierwszy rzut oka wiadomo, że mamy do czynienia z czymś pysznym, ale poświęcę mu jeszcze kilka zdań.
Składniki na bruschettę przygotowałam z samego rana. Wszystko po to, by ostry aromat czosnku, intensywny zapach bazylii wniknął do pomidorów, wzbogacając ich słodycz o całą gamę nowych aromatów. I jeszcze oliwa, która ułatwia przenikanie smaków i – nadając połysk kawałkom pomidorów – sprawia, że potrawa ładnie się prezentuje. Teraz wystarczy tylko ułożyć ją na chrupiącej, mocno przyrumienionej grzance i zachwycić się tym prostym smakiem
Będąc w Toskanii, miałam okazję jeść bruschetty w kilku miejscach, ale zawsze daleko im było do ideału. Jednej grzance brakowało oliwy, przez co całość stawała się zbyt sucha. W innej nieobecność czosnku sprawiła, że smak został znacznie spłycony. Trzecia bruschetta miała dodatkowy składnik ? skórki pomidorów, za to w ogóle nie miała smaku…
A przecież idealna bruschetta wymaga tylko odrobiny wysiłku: kupna dobrych, słodkich pomidorów, pozbawienia ich skórek, wymieszania z bazylią i czosnkiem, skropienia oliwą i pozostawienia na godzinę lub dwie. Nic więcej, naprawdę.
Pomidorową bazę wykorzystuję też jako sos do makaronu. Układając na spaghetti porcję czosnkowo-bazylikowych pomidorów, uzyskuję spaghetti al pomodoro crudo. Danie to proste i orzeźwiające, wprost stworzone na upalne dni.
BRUSCHETTA AL POMODORO (grzanki z czosnkowo-bazyliowymi pomidorami)
Składniki (na 10 porcji):
5 kromek zwykłego chleba
3 średniej wielkości pomidory garść listków bazylii 2 ząbki czosnku 4-6 łyżek oliwy z oliwek extra-vergine sól i pieprz
Pomidory zalewam wrzącą wodą, po czym obieram ze skórki, pozbawiam szypułek i kroję w drobną kosteczkę. Umytą bazylię rwę na mniejsze części i mieszam z pomidorami. Następnie dodaję zmiażdżony czosnek, zalewam oliwą, doprawiam do smaku. Dokładnie mieszam składniki i odstawiam je w chłodne miejsce na min. 1 godzinę.
Kromki chleba dzielę na pół i przyrumieniam na patelni. Mają być mocno przyrumienione i naprawdę chrupkie.
Bruschetty najlepiej smakują, gdy chleb jest ciepły, więc tuż po przyrządzeniu grzanek, nakładam na nie porcję pomidorów i podaję. No chyba, że ruszam na piknik ? wówczas pozwalam grzankom przestygnąć, a nadzienie pakuję do szczelnego pojemniczka.
SPAGHETTI AL POMODORO CRUDO (spaghetti z surowymi pomidorami)
Składniki (na 2 porcje):
dwie porcje makaronu spaghetti pomidory, bazylia, czosnek, oliwa, sól i pieprz ? patrz wyzej
Gotuję spaghetti. Na ciepły makaron nakładam porcję czosnkowo-bazyliowych pomidorów i od razu podaję.
Uwagi:
1. przepis na pomidory zaczerpnęłam od Tessy C.-Borawskiej, choć po raz pierwszy widziałam w ?Forever Sumer? Nigelli. Najpierw jadłam je z makaronem, potem zaczęłam podawać je na bruschettach. I uważam, że w tej drugiej wersji pomidory smakują lepiej, pewnie dlatego, że mamy tu ulubiony kontrast: chrupki chleb i miękkie pomidory, podczas gdy w makaronie wszystko jest po prostu miękkie.
2. Pozbawianie pomidorów wnętrza to dla mnie profanacja, więc jedyne, czego się z nich pozbywam, to szypułki i skórki. Całość jest wtedy o wiele bardziej wilgotna, ale to w niczym nie przeszkadza.
* lasy są tu niezwykłe, każdy z nich pachnie inaczej; pierwszy pachniał wsią: pokrzywami, świeżo skoszonym sianem, słodkawymi aromatem przydrożnych chwastów; drugi pachniał mchem i grzybnią, trochę jesiennie; trzeci miał zapach suchości, wciągając powietrze miało się wrażenie, że suche igliwie trzaska w nozdrzach?
** Steinbeck powiedział, że przyjaciel to ktoś, przy kim można głośno myśleć;
*** z których Ewa zjadła 7, po czym wnioskuję, że jej smakowały!
uwielbiam takie wycieczki! z reguly nie zabieramy takich pysznosci tylko drozdzowke + sok pomaranczowy i woda:)
nastepnym razem musze to przemyslec i zapakowac wiecej, wiecej przepysznosci;)
Ania nie wiem jak to sie dzieje, ale normalnie kradniesz mi pomysly :)) No dobra wyprzedzasz mnie 😛 No i musze zmienic teraz plany 🙂 Albo zrobie cos podobnego ale innego ech co za blogowe zycie 😀
Wiesz wlasnie dlatego zle mi sie tu mieszka, bo nie mam z kim wsiasc na rower i pojechac w sina dal. Mowie o damskim towarzystwie. Przyjacielskim. Wiesz o co mi chodzi 🙂
Fajnie miec taka Przyjaciolke i byc przez Nia gdzies zabranym 🙂
Sciskam a o pracy napisze cos niecos w mailu. Juz sie zaczal pisac, ale wiesz ze ja tez mam z tym problem …
CMok!
Oj, kolejny raz z przyjemnością się Ciebie czytało Aniu. Pod koniec ostatniego tygodnia przekonałem się, że w ciągu dnia za oknem jest naprawdę ciepło. Zwykle siedzę wtedy w klimatyzowanym dużym pokoju, a fe. Dążę do tego, że stanowczo trzeba mi podobnych do Twoich wycieczek.
ps. Balzakiana pręży się na półce a ja ciągle nie mam na nią czasu. W weekend łyknąłem krótką biografię Marleny Dietrich. Konam w bólach w tym ciężkim czasie, kodeks postępowania karnego? nie zazdroszczę.
Zostają pozdrowienia lekkie i letnie
chyba zrobię sobie takie na kolację bo pomidory UWIELBIAM zwłaszcza teraz ;))
pozdrawiam ciepło !!
Aniu, pozostaje mi pozazdrościć Ewie przyjaciółki, a Wam obu wspaniałego pikniku 🙂
Aż mam ochotę na pomidora, tak wspaniale opisałaś te bruschetty 🙂
zazdroszczę Ci tego pikniku, musi być to niesamowite przeżycie, relaks na łonie natury, po rowerowym wysiłku, z przyjaciółką
Najbardziej chyba mi się podoba, że mogłyście poczuć różne zapachy lasu…
Piwo i sprite? Jakoś nie wpadłabym, że to Ty napisałaś 😉
A propos dat – Osobisty, kiedy nie był jeszcze mężem, a początkującym moim chłopakiem złożył mi życzenia urodzinowe miesiąc wcześniej, bo był przeświadczony, że obchodzę je w październiku, (abstrahując, że jak się dopytywał wcześniej o datę, to podałam mu prawidłową 😉 faceci!)
Aha! też bym chciała taką urodzinową wycieczkę 🙂
Piękny prezent zrobiłaś przyjaciółce!
Mam las pod nosem i w związku z tym też wiem jak pachnie las! Najbardziej lubię zapach lasu po deszczu
Też bym zjadła 7!
lasu nie zazdroszczę bo mam pod nosem:) i w domu i w Krakowie ( muszę dojeżdżać na praktyki – pilnuję owieczek 😉 )
zazdroszczęza to rowerowania..kiedy ja ostatnio jeździłam..ooo 🙁
no i kanapek też zazdroszczę:)
a piwo + sprite..hmmm mówisz, że wyśmienite :>
calusy:)
(nie daj się kodeksowi!)
tak jak powiedziałam zrobiłam 🙂
grzaneczki super zajadałyśmy się razem z Mamą 🙂
i powiem Ci Aniu że po takich grzankach to nawet egzekucja nie jest straszna ;))
więc dzisiaj idę dalej "walczyć" z paragrafami i z upałem :))
pozdrawiam ciepło i miłego dnia !!
Piękny opis leniuchowatego dnia! Jeszcze piękniejszy dzięki tym skropionym oliwą pomidorom!
Czytajac Twoj wpis prawie Was widzialam na rowerach, a pozniej podczas pikniku 🙂 No i te smaki i zapachy! Wspaniale…
Wcale nie pożarłam aż tylu grzanek! 😉 Buzi
Liczyłam… 😀
Viridianko,ja juz planuję kolejne pikniki, z jeszcze bogatszym menu 🙂
Polko, ha ha, liczy się refleksssss 😉 Ale pokażesz później swoje cuda? Własciwie to planów nie musisz zmieniać,wystarczy,ze napiszesz, że jestem CI inspiracją :PPP Czekam! Na maila rzecz jasna 🙂
Michale, fajnie, ze mimo natłoku zajęć tu zaglądasz 🙂 WIesz, Balzakiana chyba jest całkiem dobra do czytania na raty, przy małej ilości czasu, bo to w końcu kilka opowiadań. Akurat na weekend 🙂
Aniu, fajnie, ze zrobiłas!Męczysz się na egzaminy na studiach czy na aplikację? Bo rozumiem, ze w tym celu przerabiasz egzekucję (jaką?), nie hobbistycznie 😉
Tili, miło, ze piszesz! Ja też napiszę (wiesz co:) niebawem, obiecuję!
Aga-aa, sama sobie tego zazdroszczę 😉
An-no, czuję je (zapachy:) podczs kazdej wycieczki rowerowej, niezmiennie mnie zachwycają.
Oczko, a dlaczego? 🙂 Że piwo, czy ze takie dziwne połączenie? :)))
Kasiu, tez uwielbiam zapach lasu po deszczu… 🙂 A widzisz, Ewa się wypiera, ze zjadła 7!
Aneczko, ja Ci zazdroszczę lasu pod nosem :))) WIesz, piwo i Spreite smakuje jak jedno z babskich piw, to słodkawy i delikatny napój. Ja to lubię, bo gorzki smak piwa mi nie odpowiada.
Agato, Beo dzięki za miłe słowa 🙂
A ja znów mogłabym się podpisać pod tym co napisała Polka- nie z tymi pomysłami, ale z tą przyjaciółka i wycieczkami w siną dal. Zazdroszczę Ci tych wypadów Aniu i takiej przyjaciółki…bo ja tu taka sama i znudzona 😉
Wiem, że się powtarzam, ale pięknie piszesz. Buziaki i pozdrawiam ciepło :-*
jak najbardziej w celach egzaminowych – na aplikację
hobbistycznie raczej w lecie bym się nią nie zajmowała ;)) aż tak mnie nie pociąga ;))a egzekucją sądową póki co się zajmowałam :)ale to już za mną na szczęście teraz przyjemniejsze rzeczy zostały o ile można tak powiedzieć :)) kodeks cywilny no i powtórka z kpc – mojego ulubionego (oczywiście poza egzekucją ;PP) :)))
ale widzę że Ty też do jakiegoś egz się uczysz więc życzę Ci wytrwałości bo wiem że trudno się skupić kiedy lato kusi 🙂
pozdrawiam serdecznie :))
Ja tez zapominam liczby
i daty-to moja istna zmora:(
.. Jak pachnie las?
Las pachnie leśnie:)
Pozdrówka.
Aniu, a nie chciałabyś zabrać mnie na mały piknik? 🙂 Może być rowerem i mogę nawet targać przed sobą równie duży kosz. w dwóch koszach więcej się zmieści. 🙂
Kilka razy zabierałem się do napisania komentarza pod tym wpisem. Ma on ulotną atmosferę i płynie sobie jak obłok nad lasem – odurzony jego zapachem.
W złoconych ramach wielkiego, sielnkowego "landszaftu" – dwie dziewczyny jadą rowerami na piknik. Całość jest tak spójna, że nie tylko szpilki nie ma gdzie wcisnąć – komentarza tym bardziej. Więc powstrzymałem się od niego zadowalając się w zupełności atmosferą i wsłuchując się w ten las w oddali.. 🙂
Jeden szczegół – za każdym razem kiedy zaglądałem w truskawki – pojawiał się z zadziwiającą regularnością. Różowa sukienka w trupie czaszki – dyskretnie podkreślona kursywą – wciąż migała mi przed oczami :)) Może przez taki różowy optymizm Hamlet trzymając w dloni swoją czaszkę postawilby sobie zupelnie inne pytania?? Buć albo nie być? – Arbuz czy bruschetta?? Oto jest pytanie?? :))
A może to tylko Sprite bąbelkami uderzyl mi do głowy 🙂
Pozdrawiam!
PS. 17 to moja ulubiona liczba…..
🙂
Świetnie się czyta! Bedę zaglądać 😉
Karolciu, widziałaś już u siebie koemntarz z miarami, mam nadzieję?
Aniu, ja tez na aplikację! Ale b. źle mi to idzie, niestety.
Olu, b. odkrywcze to z lasem 😉
Małgosiu, uważaj, bo "wykraczesz"! Pamiętaj, że niebawem będę w Gdańsku na stałe… Rower będzie ze mną!
Desmond, to mnie rozgryzłeś 😉 Być albo nie być, ciastko z czekoladą czy płaski brzuch… 😉
Raincloud, dziękuję! I witam :)))
Aniu, widziałam. Bardzo Ci dziękuję, kochana jesteś :-)))
hehe:P
Ania, Ty to jestes niesamowita z ta wycieczka! Pieknie to ujelas, ze "tak niewiele trzeba" – no wlasnie tak niewiele, ale oliwa musi byc, skorek dobrze zeby nie bylo i juz robi sie pod gorke… Wiesz, ze bruschetta to ulubiona wloska potrawa mojej Mamy, a cala wloska kuchnia to dla mnie raj!
Jeszcze musze slowko o pikniku: chcialabym byc ta Ewa! Oj zazdroszcze Jej, z 7 zjedzonych kromek zgodnie z Toba wnioskuje ze musiala sie swietnie bawic :-))
Basiu, też uwielbiam włoską kuchnię, choć czasem wydaje mi się, że to uwielbienie jest bardzo oklepane, bo większośc ludzi tak ma, że włoskie specjaly uwielbia… Ale co ja poradzę, że to wszystko takie pyszne? 🙂
Mi się marzy kolejny piknik. Miałam zabrac Tomka, ale obecnie pogoda nie sprzyja…
Buziaki!
Aniu, myslisz ze oklepane – wielu tak mysli, a taka "panzannella" czy "crema di mascarpone" na przyklad? Niby wszyscy znaja pizze i tirmaisu, a co jesze – pasta i juz finito? 🙂
Ciekawa jestem czy udal sie Wam piknik, nasz byl fajny ale brakowalo polskiej zieleni… Usciski :*
Pikniku nie było, pogoda nie ta 🙁 Zbyt silny wiatr, a że trzeba jechać dłuższy kawałek, nie wybralismy się. Ale co się odwlecze… Na pewno pojedziemy, musze zaliczyć jeszcze choćby jeden pikniczek, mały, malutki! 🙂
Panzannella to jest to! CHciałam ją zrobić tu,w Polsce, ale boję się, że nie wyjdzie, bo chleb nie ten. Hm… Robiłaś kiedyś ją?
Aniu, robilam panzanelle i w Polsce i w Czechach i w Izraelu. Tak, za kazdym razem jest troszke inna i chleb gra duza role. Doszlam jednak do wniosku ze jesli pozostale skladnki sa doskonalej jakosci, pomidory sa slodziutkie to z chlebem moza ciut poeksperymentowac – wyprobowalam juz chyba wszystkie mozliwe chleby "rustykalne" i nieco czerstwy mieszany z jasna zytnia maka jest chyba najblizszy idealowi… Ciekawa jestem czy sprobujesz?
PS. Dziekuje za pochwaly rozanych zdjec, bede jednak trwala przy swoim 🙂