Zielony, fioletowy i jeszcze granatowy

Czytałam kiedyś, że Aglaja Veteranyi* była segregatoromaniakiem; mówiąc po polsku: namiętnie wypełniała wszelakiej maści wycinkami kolejne segregatory
Zapisane na serwetce sny. Historyjki na strzępkach papieru.
Spisane tuz przed zaśnięciem miniopowiadania.
Takich segregatorów było kilka; to z nich powstała jej ostatnia, mocno surrealistyczna i bardzo przeze mnie lubiana książka ?Regał ostatnich tchnień?.
Zielony, pomarańczowy, fioletowy ? to moje kulinarne segregatory.
Właściwie parakulinarne, bo połowę fioletowego zajmują piękne wnętrza, przedmioty i miejsca.
W pomarańczowym znajdują się także co ciekawsze wywiady ze znanymi kucharzami, jest tam także sporo kulinarnych reportaży z podróży.
W zielonym trzymam przepisy ze starych czasopism, wycinane jeszcze przez moją mamę (niestety, spora kolekcja jej przepisów uległa rozdrobnieniu, bo została podzielona między mnie a młodszą siostrę; na szczęście ja, jako ta starsza, wybierałam pierwsza; rezultat jest taki, ze większość moich wycinków stanowią przepisy na słodkości ? gdy ma się 12 lat, nie tęskni się do pieczonej karkówki czy śledzia).
Ostatnio doszedł nowy, granatowy segregator. To tu wpinam przepisy znalezione w sieci, (głównie z blogów). Koniec z próbami zapamiętania, na którym blogu widziałam fajny rosół z orientalną nutką, a na którym ciasteczka, które wpadły mi w oko! Od dziś wszystko ma swoje miejsce, każda receptura może rozgościć się w segregatorze i grzecznie czekać, aż po nią sięgnę.

W granatowym znajdują się również felietony i przepisy Molly, które co miesiąc pojawiają się w Bon Apetitt (blog Orangette odkryłam dopiero kilka miesięcy temu, z czego b. się cieszę, bo gdybym zrobiła to wcześniej, nie mogłabym teraz czytać jego archiwów; uwielbiam styl Molly, jej lekkość pisania, wrażliwość i poczucie humoru).

Jako że nie cierpię czytać z ekranu, większość tekstów drukuję. Słowa przelane na papier smakują całkiem inaczej! Mogę podkreślać ulubione fragmenty, wpisywać polskie znaczenie nieznanych słówek – i wreszcie- mogę w nieskończoność przeglądać ulubione przepisy.

Wśród felietonów Molly dwa są szczególnie kusicielskie: jeden o waniliowym puddingu, drugi o chrupiącej, kawowej kostce.
Pomyślcie tylko: jeśli samo czytanie o tych pysznościach jest strasznie przyjemne, jak przyjemne musi być ich zjadanie!
Coffee crunch bars, to brzmi kusząco.
Czy – po napisaniu powyższego -muszę mówić, co znajdowało się w paczuszce, którą w sobotę przywieźliśmy na parapetówkę do 3xA*??
Wspomnę tylko, że obok chrupiących maleństw leżała butelka aromatycznej cytrynówki autorstwa mojej mamy.
No dobrze, a jakie one są?
Są pysznie chrupiące.
Kawowe.
Z kawałkami czekolady.
W środku odrobinę ciągnące. I bardzo wciągające!

COFFEE CRUNCH BARS
2 filiżanki mąki pszennej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki soli
2 łyżeczki kawy espresso w proszku
1 filiżanka i 2 łyżki masła w pokojowej temperaturze
1 i 1/4 filiżanka brązowego cukru
1/ filiżanka pokrojonej w drobne kawałki czekolady
1/2 filiżanki płatków migdałowych
łyżka uprażonych ziaren kawy
Nagrzewam piekarnik do 170 st. C. 
W misce mieszam mąkę, proszek do pieczenia, sól. W drugiej misce ucieram masło z cukrem przez ok. 2 minuty. Dodaję espresso w proszku, ubijam minutę. Dodaję mąkę, mieszam do połączenia skłądników. Dodaję migdały i czekoladę, mieszam – ciasto będzie b. gęste.
Przekłądam ciasto na wyłożoną papierem do pieczenia blachę. Dłońmi formuję z ciasta kwadrat o wymiarach ok. 30×20 cm. Nakłuwam ciasto widelcem, zaś na jego powierzchni rozrzucam ziarenka kawy, lekko je dociskając do ciasta. 
Ciasto piekę ok. 25 minut, a po ostudzeniu tnę na małe cząstki. 
Uwagi:
– przepis pochodzi z magazynu Bon Apetitt
-każdy kawałek ozdobiłam czekoladowym ziarenkiem kawy, które samo w sobie było pyszne;
-325 st. F. to ok. 162 st. C;
– następnym razem zamiast rozpuszczalnej, dam zwykłej kawy, wg mnie to lepiej podkreśli smak;

*nieżyjąca już niestety rumuńska pisarka; autorka znanej książki ?Dlaczego dziecko kąpie się w mamałydze? czy mniej znanego ?Regału ostatnich tchnień? (chwała wydawnictwu CZARNE za wprowadzenie Aglai na polski rynek!)
** Asia, Ada, Adam, gospodarze imprezy (tu MUSZĘ wspomnieć o filiżankach, które kolekcjonuje Asia ? spędziłam długie chwile z nosem przyklejonym do gablotki, w której znajdowały się te porcelanowe cudeńka);

22 komentarze

  • 16 lat temu

    u mnie rolę klaserów przejęły różnokolorowe notesy, w których zapisuję co popadnie i wklejam rożne przepisy i nie tylko.

    Teraz w jednym z nich wkleję przepis na te ciasteczka 🙂

  • 16 lat temu

    A ja mam teczki, kolorowe do przepisow, a w kwiaty to pomysly i przedmioty, ktore kiedys pomoga mi w urzadzeniu domu moich marzen ;)Lubie je przegladac, bo widze jak moje gusta zmienily sie na przestrzeni lat…
    Bardzo fajne te ciasteczka, maja wszystko co lubie i pewnie nieziemsko pachna 🙂

  • 16 lat temu

    Ciasteczka muszą być pyszne!
    Też mam koleżankę z gablotką z filiżankami (wbudowaną w ścianę):)Ma ona teraz ciężki orzech do zgryzienia, bo jej półtoraroczna córeczka bardzo interesuje się gablotką – zarówno zawartością jak i szybą – fajnie można w nią małą łapką stukać:)
    A ja przepisy trzymam w teczce, mam też dużo (jak Ty) słodkości we wspomnianym kiedyś zeszycie, a te z blogów, mało romantycznie, zgrywam ma dysk:)

  • 16 lat temu

    Wygrałaś, wygrałaś;-)
    Ja również mam takie segregatory, najstarsze mają z 15 lat i pełne wszystkiego co zachwyciło, wzbudziło apetyt czy pożądanie (niektóre sukienki czy meble do dziś wzbudzają bicie serca;-)
    Na dodatek przy przeprowadzce ciągnęłam je ze sobą przez pół Europy, ech….

    Pozdrawiam!:)

  • 16 lat temu

    chrupiące maleństwa 😀

  • 16 lat temu

    wiesz co? a ja uwielbiam czytać Ciebie, po prostu Twoje wpisy działają jakoś kojąco na moją duszę, uspokajają, uwielbiam je

    a segregator mam jeden, ale dopiero od roku zbieram różne ciekawe przepisy, teksty, artykuły

  • 16 lat temu

    Anoushko, u mnie też jest kilka notesów 😉

    Elu, ciacha pachniały b. ładnie. Najmocniej czuć było czekoladę, ale kawa też była wyczuwalna.

    Kasiu, romantycznie czy nie, ważne, by do tych przepisów zaglądać 🙂 oj,nie dziwię się tej dziewczynce, ze gablota robi na niej duże wrażenie! ja nie mogłabym się od niej oderwać 🙂

    Ha, Partycjo, ja też ciagnę ze sobą moje segregatory! Zwłaszcza te najstarsze, najbardziej rozczulające…Ale moje jeszcze nie mają 15 lat,a szkoda.

    Zwegowani, zgadza się 😛

    Ago, dziękuję za te słowa!!
    A segregator napęcznieje CI w mgnieniu oka… Tyle jest rzeczy, które pragnie się uchwycić, zapamiętać…

  • 16 lat temu

    Aniu, czyta się Ciebie i ogląda wspaniale, nastrojowo i inspirująco 🙂 Masz prawdziwy dar pisania i przekazywania nastroju, a to bardzo rzadki dar 🙂
    I ja nie lubię czytać z monitora i wiele wydrukowanych artykułów znika gdzieś pośród różnych pudełek, teczek i segregatorów, by potem się odnaleźć 🙂
    Za to przepisy wszystkie zapisuję w komputerze, by potem przed ich wykorzystaniem wydrukować, a po skorzystaniu z niego zachowuję w pudełkach, poplamione od sosów, oliwy czy noszące ślady moich palców zanurzonych w przyprawach 🙂 Tak też pewnie się stanie z przepisem na te batoniki 🙂

  • 16 lat temu

    jak Ty pięknie potrafisz czarowac słowami..
    i smakami

    chyba każda z nas – kulinarnych maniaczek
    ma jakiś sposób na zbieranie ulubionych przepisów
    ja dopiero zaczynam i szukam sposobów na ich przechowywanie
    na razie wygrywa wersja wirtualna,
    wszystkie karteczki z recepturami gdzieś gubię,
    jest też maminy segregator, ulubiony
    i mój duży, niebieski ze stronami z gazet
    kiedyś to wszystko uporządkuję
    i chyba zacznę drukowac te internetowe

    a zdjęcia chrupiących kwadratów..
    są cudne!

  • 16 lat temu

    Ha,ha też mam segregatory ,nad którymi zaczynam nie mieć kontrole
    Przepisy z blogów ,przepisy z jakiś stron ,osobno chleby ,osobno ciasta ,osobno inne ,osobno takie ciut zdrowsze itc a jeszcze mam zeszyt w którym mam stare moje przepisy i takie zasłyszane ,gdzieś coś tam smakowało :DDD
    Ania ,a czemu po angielsku?muszę sobie to translatorem tłumaczyć :DDDDD

  • 16 lat temu

    Ja też zaczęłam przygodę z segregatorami – fakt jest on dopiero jeden, ale wreszcie koniec z zapisami w różnych książkach (czytaj na okładkach) oraz w innych dziwnych miejscach.
    Pozdrawiam Beatus

  • 16 lat temu

    Aniu, piszesz po prostu pięknie, z taką radością, tak ciekawie, tak inspirująco. Czyta się Ciebie z uśmiechem i z ciekawością:)

    Boskie sa te ciacha, cudownie smacznie wyglądają. Dasz jedno? 😉

    Ja trzymam przepisy w segregatorze,ale już powinnam mieć ich dwa,albo trzy, bo wszystko mi z tego jednego wychodzi 😉
    Miłego dnia:))
    Pozdrawiam.
    Majana

  • 16 lat temu

    Ha! A ja mam na razie tylko i jeden! :)) Za to grubasny… Drugi mieszka sobie we Wroclawiu i czeka na moj powrot;))) A tam mam najlepszy przepis na biszkopt, z ktorego upieklam swoj piewrszy tort dla Prababci :)) Mialam chyba z 12 lat 😀
    Przepis zaraz idze do drukarni 😀

  • 16 lat temu

    Ha! I ja z tych „segregatorowych”. 🙂 Co ja w nich nie mam! Oczywiście w największym i najgrubszym – kulinaria. Życia mi zbraknie, żeby wszystko przetestować.
    A co do batoników – zapewne zabójcze (na plus!), wszak smak kawy to coś, czemu trudno się oprzeć. 🙂

  • 16 lat temu

    Chyba tylko ja nie mam takich segregatorów. Znaczy mam, ale elektroniczne :). Aż się boję zastanawiać, ile kartuszów tuszu by mi poszło na samo drukowanie tych przepisów ;)…
    Co do tej książki, to czytałam recenzję na stronie, do której linka podałaś i zapowiada się ciekawie, nie powiem. Szkoda tylko, że była to jej ostatnia książka…
    A te batoniki boskie! Wyglądają przecudnie :). Czytałam u Liski o tych kawowo-czekoladowych ziarenkach. Zawsze sobie wyobrażałam, że ziarenka kawy są gorzkie. A takie obtoczone w rozpuszczonej czekoladzie już nie :)? Bo pomysł świetny :).
    Pozdrawiam ciepło ;))

  • 16 lat temu

    Tili, masz bardziej rozsądną kolejność działań niż ja. Chodzi mi o drukowanie przepisów tuz przed ich wykonaniem. Ja drukuję sterty, a potem niewiele z nich korzystam…

    Asiejko, mamine segregatory są najlepsze 🙂

    Oj, wybacz, MArgot ale nie chciało mi się tłumaczyc na polski. POmyślałam, ze zrobię to, gdy ktoś mnie wyraźnie o to poprosi, bo będzie w potrzebie 😛

    Beatus, z przyjemnoscią obejrzałabym Twe ksiazki z zapiskami na okładkach, strasznie lubię takie rzeczy 🙂

    Majano, dałabym z przyjemnością… Ale sama niestety nie mam ani jednego kawałka :/ Wszakze to był prezent… 🙂

    Polko, ja też zaczynałam od biszkoptów 😀 I – o dziwo- już pierwszy (nie licząc feralnych biszkopcików A. Shirley) mi wyszedł. Magiczne ciasto 🙂

    Hi hi, Małgosiu, zawsze, gdy dorzucam nowe kartki do segregaora, zastanawiam się KIEDY uda mi się to przetestować. Chyba nigdy, ale przecież tu chodzi o przeglądanie 😛

    Olalala, ksiązki A. V. są magiczne, ja je b. lubię, zwłaszcza „Regał…”. Jest trochę jak obrazu S. Daliego(ale te cenzuralne).
    Ziarenka kawy były super! Aż sama się zdziwiłam, JAK super. Czekolada całkiem zasłoniłą gorzkość kawy, pozostawiając jedynie miłą chrupkość i aromat. Większośc gości nie była świadoma, ze chrupie ziarnka kawy 🙂

    Pozdrawiam Was, dziewczyny i dziękuję za te wszystkie miłe rzeczy, jakie od Was usłyszałam!

  • 16 lat temu

    Widzę, że mamy często identyczne lektury;) Ciacha kawowe brzmią wyjątkowo fajnie – ostatnio mi się nudzą muffiny i słodkie słodkości. Idzie wiosna, idzie nowe, i ciastka też muszą mieć 'nowe’ aromaty;)

  • 16 lat temu

    mmm… wygladaja oblednie pysznie:)
    dasz kawalek?;-)

    pozdrawiam:)

  • 16 lat temu

    A proszę bardzo 😉

  • 16 lat temu

    ojej…ale narobilam sobie zaleglosci, a ty juz dodalas tyle wspanialych przepisow:)
    bardzo lubie crunch, pamietam kiedy pierwszy raz zrobilam crunch petera, pysznosci!
    Ten przepis tez napewno wyprobuje, bo zapowiada sie smakowicie:)

  • 14 lat temu

    Ciebie też się świetnie czyta! To duża sztuka, aby blog kulinarny był ciekawy także dla osób, które nie gotują, nie pieką, aczkolwiek smakoszami bywają 😉 Pozdrawiam ciepło, Ola

Zostaw komentarz