Zakupy z wózkiem to fajna sprawa, bo zawsze można załadować coś ciężkiego na dolną półkę. Odkąd jeżdżę z wózkiem, nie dźwigam już dyń, tylko siup, wrzucam je do „bagażnika” i mknę po chodniku z lekkością i gracją gazeli. No dobra, przesadziłam – nadal sapię i stękam, bo Olek, mimo dwóch lat, jest dzieckiem pokaźnych gabarytów i te piętnaście kilogramów do pchania po górzystej Morenie (dzielnica Gdańska) robi swoje. Ale i tak jest lżej, niż gdybym miała iść objuczona siatami.
Jesienią na moim kuchennym parapecie zawsze stoi dynia. Połowicznie robi za ozdobę, połowicznie za awaryjną opcję obiadową, bo kiedy czasu mało, a w brzuchach pustka, robię zupę dyniową. Wariacji zupy jest niemal tyle, co odsłon makijażu Red Lipstick Monster (tak, przeglądałam ostatnio kilka „tutoriali” makijażowych). Wrzucam do niej wszystko, co lubi się z dynią – kumin, czarnuszkę, cebulę, czosnek, imbir, curry, mleczko kokosowe, niekiedy czerwoną soczewicę albo kaszę jaglaną, innym razem mleczko kokosowe, prażone nasiona, dużo zieleniny, ciecierzycę… Ostatnio w zupie zagościła czarnuszka i hojna porcja czosnku, a na wierzchu kulki ciecierzycy w curry i pietruszka. Wyszło bardzo ładnie, pysznie i sycąco, a Olek co i rusz podjadał ciecierzycę (kuleczki, jak to sam nazwał).
ZUPA DYNIOWA Z CIECIERZYCĄ CURRY
(przepis na 4-6 porcji)
ok. dwukilogramowa dynia (waga przed obraniem), najlepiej Hokkaido, pokrojona w kostkę 3 ząbki czosnku, zmiażdżone 1/2 łyżeczki czarnuszki ok. 1 l bulionu warzywnego
czy jeśli chcę tę zupę wykonać z dyni piżmowej, należy ją wpierw upiec w piekarniku?
Nie trzeba, można ją tak samo gotować. Ale jeśli masz upieczoną, też będzie się nadawała, bo po upieczeniu robi się słodsza.