Lubię książki kucharskie z czasów PRL-u za ich minimalizm, papier kiepskiej jakości i styl, w jakim są pisane.
Lubię ich wszechstronność i niezmiennie zadziwia mnie fakt, że ktoś wpadł na pomysł, by napisać książeczkę prezentującą wyłącznie dania z truskawek, mleka czy ziemniaków.
Lubię, gdy między wersami rysuje mi się obraz rzeczywistości sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to niewiele osób wiedziało, co to grill, tylko szczęśliwcy próbowali pizzy, a wtajemniczeni słyszeli o magicznej przyprawie zza siedmiu mórz i siedmiu rzek zwaną „curry”. Obok ciekawostek zza żelaznej kurtyny, z książek kucharskich z okresu PRL-u wyłania się także szarość dnia powszedniego, pustki w sklepach i kilometrowe kolejki.
Podziwiam fantazję, która pozwalała na robienie soku pomarańczowego z marchwi czy fałszywych móżdżków z drożdży.
Podziwiam również umiejętność utylizacji każdego produktu żywnościowego, jaki pojawił się w kuchni ? z obierek po jabłkach można było przecież zrobić owocową herbatę, skórki pomarańczy (jak się trafiły) się kandyzowało, a kawałek czerstwej bułki przeistaczał się w bułkę tartą.
Wśród autorów książek kulinarnych z tamtego czasu mam swoich ulubieńców, jest to ciekawy nowinek kulinarnych Jan Kalkowski i propagująca zdrowe odżywianie Irena Gumowska. Obydwoje byli pasjonatami, a ich książki po dziś dzień stanowią dla mnie ogromne źródło inspiracji.
Obok wielu książek z tamtych czasów, na mojej półce stoi również kilka pozycji przedwojennych bożyszczy kulinarnych: obok książki Lucyny Ćwierczakiewiczowej leżą jeszcze tomiska autorstwa Marii Ochorowicz-Monatowej i Marii Disslowej. Lektura tych książek to wejście w inny świat. Tu elementem ?wyposażenia? kuchennego jest co najmniej jedna służąca, w przepisach przewijają się dziesiątki jajek, kapary, trufle, parmezan i egzotyczne nawet jak na dzisiejsze czasy składniki takie jak np. gorzkie migdały. Dopiero po przeczytaniu tych pozycji uświadomiłam sobie, jakiego spustoszenia w polskich kuchniach i podniebieniach dokonał komunizm, jak bardzo zubożyła się narodowa kuchnia. Przedwojenne receptury zaczynają się zazwyczaj tak: ?weź kopę jajek??, natomiast receptury z czasów PRL-u mają taki początek ?jeżeli uda ci się zdobyć??.
Ostatnia pozycja w moim retro-zbiorze to wycinki ze starych gazet, kartki napisane w pracy przez koleżankę i stare zeszyty z przepisami. Niedawno trafił w moje ręce zeszyt z recepturami z 1945 r., pełen uroczych przepisów nabazgranych tępym ołówkiem.
Ale zaraz, zaraz? Dlaczego o tym wszystkim piszę? Ano dlatego, że po niemal dwóch latach od zrodzeni się pomysłu w mej głowie, przeistaczam myśli w czyny i zaczynam cykl VINTAGE COOKING.
W tym cyklu będę odgrzewać stare przepisy, zarówno te z przedwojennych książek, te późniejsze – do 1989 r., jak i te wycięte z Pani i Życia, znalezione w starym zeszycie cioci Lidzi czy odkopane w innych okolicznościach. Czasem będę prezentować przepis w niezmienionej formie, czasem pojawi się tu wersja vintage wraz z wersją skrojoną na XXI wiek.
Chcę pokazać, że nasza kulinarna przeszłość jest godna uwagi, a na pozór nieciekawe książki mogą w sobie kryć mnóstwo ciekawostek.
Jeżeli chcielibyście podzielić się dawnymi recepturami, wycinkami ze starych gazet, kulinarnymi opowieściami „z myszką” czy w inny sposób wzbogacić dział VINTAGE COOKING, piszcie na adres: wlodarczyk.ania@gmail.com . Będę zachwycona, jeżeli mnie wspomożecie!
***
To zaczynamy.
Dziś będzie o bałtarzanie, który ? jak się zapewne domyślacie ? to nic innego jak nasz poczciwy bakłażan. Poniższa receptura pochodzi z ?Uniwersalnej książki kucharskiej? Marii Ochorowicz-Monatowej, wydanej ok. 1926 r. (książka nie posiada daty wydania). Przepis jest prosty i pyszny, nie wymaga żadnego podrasowywania i w takim samym stopniu zadowoli smakosza XXI wieku, jak i tego sprzed wieku. Zmieniłam jednak metodę przyrządzania bakłażanów, przyśpieszając nieco cały proces.
Zobaczcie sami (poniżej oryginalny przepis):
?BAŁTARZANY A?LA PROVENCALE
Obrać kilkanaście bałtarzanów, skroić im czubki, wydrążyć mięso w środku i ugotować je w słonej wodzie. Usiekać drobno kilka szalotek lub jedną cebulę wraz z wybranem mięsem z bał tarzanów i udusić na oliwie (można na maśle), dodać dwie łyżki tartej bułki, łyżkę siekanej pietruszki i kopru, trochę pieprzu i soli i zasmażyć razem, a zdjąwszy z ognia gdy masa przestygnie wbić dwa żółtka, a nałożywszy tym farszem bałtarzan, przykryć ściętemi czubkami, ułożyć na patelni jeden obok drugiego, obsypać tartą bułką, podlać oliwą i wstawić na ruszcie do gorącego pieca na pół godziny.?
czyli
BAKŁAŻANY NA SPOSÓB PROWANSALSKI
1 duży bakłażan
2 łyżeczki bułki tartej (opcjonalnie)
po 1 łyżeczce posiekanego koperku i pietruszki
1 mała cebula
1 małe jajko
3 łyżeczki oliwy (można dać więcej)
sól i pieprz do smaku
Bakłażana przekrawam na pół. Wydrążam zeń miąższ, pozostawiając ściankę grubości ok. 1 cm. Połówki bakłażana blanszuję (albo wkładam do mikrofali na ok. 40 sekund), zaś miąższ podsmażam na patelni.
Gdy miąższ już zmięknie, dodaję na patelnię posiekaną cebulkę i podsmażam, aż cebula stanie się szklista. Przekładam zawartość patelni do miski. Gdy wystygnie, mieszam ją z ziołami, bułką tartą, pieprzem i ewent. solą. Wbijam jajko, mieszam masę. Nadziewam nią bakłażany, które piekę w 180 st. C. do miękkości, tj. ok. 30 minut. Upieczone bakłażany posypuję koperkiem i pietruszką.
Uwagi:
1.Potrawa mocno niefotogeniczna, za to wielce pyszna. Oszczędzę Wam nieudanych zdjęć całości, aby Was nie zrazić do tego przepisu, bo danie jest naprawdę super.
2. Zapytana przez Tomasza, czym nafaszerowany jest tenże bakłażan, odrzekłam, że bakłażanem i w zasadzie powiedziałam prawdę, ponieważ poza miąższem z bakłażana jest tu w zasadzie tylko cebula i trochę zieleniny. Ale wierzcie mi, taka prostota ma sens.
3. Cytat na jednym ze zdjęć pochodzi z w/w książki. Na zdjęciach rzecz jasna jest omawiana ksiązka.
* banerek robiony jeszcze w letniej aurze, stąd różnice świetle na zdjęciach;
Aniu!
Cudowny pomysł!
Ja całkiem niedawno zostałam obdarowana kilkoma niezwykłymi książkami kulinarnymi vintage i zaczytuję się wieczorami.Niezwykłe są!
A bałtarzan – bardzo, bardzo smakowity.
Pozdrowienia:)
Aniu wielce mnie zaciekawiłaś tymi książkami i przepisem na bałtarzana (ależ świetna nazwa, brzmi podobnie, a jednak inaczej!).:))
Z wielka chęcią będę przyglądała się Twoim wędrówkom po starych ksiażkach i przepisach:)
Może sama z czegoś skorzystam?:)
Pomysł świetny i ciekawy!:)
Pozdrawiam serdecznie:))
hi hi, tez mam te ksiazke z baltarzanami i auszpikami oraz innymi cudownosciami i od pewnego czasu je odkurzam w mojej kuchni rowniez. W Monatowej najbardziej lubie czytac porady jak zorganizowac sobie kuchnie (sluzaca) albo jak odroznic falszowane maslo, tudziez smietane, od prawdziwej. Przepisy sa godne odkurzenia i jak nabardziej do zaprezentowania, po lekkim liftingu co do ilosci jajek, smietany i masla…:) bo nasze apetyty to chyba jednak inne sa, niz 100 lat temu, gdy ksiazka ukazala sie po raz pierwszy.
Bardzo atmosferycznie, jak zwykle, jest u Ciebie.
Powodzenia w "odkurzaniu".
No! I dobrze że taki cykl zaczęłaś 🙂 Aniu będzie PYSZNIE u Ciebie 🙂
Będę zaglądać i kto wie może i ja ten swój cykl zacznę? Ale teraz mi głupio bo nie chcę wiesz czego robić 😉
A wiesz Ania że ja jak faszeruję cukinię albo bakłażana to zawsze dodaję do farszu 'mięso z bakłażana'? 🙂 Mówiłam że ja jestem z tamtej epoki i pod nieba wychwalam naszą starą dobrą kuchnię polską 🙂
CAŁUSY:*
Podoba mi się reaktywacja retro przepisów na blogach kulinarnych. Mimo że stare te przpisy, to mają w sobie jakiś powiew nowości. I podoba mi się Twój opis starych książek-I. Gumowską też b. lubię:)
Lubię kuchnię vintage z jej ,myszką'.
Twój pomysł jest świetny.
Pozdrawiam.
Ania, przefantastyczny pomysł! Na Monatową już od dawna ostrzę sobie pazurki, a teraz już wiem że naprawdę warto 🙂
Ja od jakiegoś czasu siedzę w tych jeszcze starszych 'kucharkach', ale stamtąd przepisów nie podejmuję się wypróbowywać bez modyfikacji 😀 A te XX-wieczne starsze to prawdziwy skarb jeśli chodzi o przepisy! Bardzo kibicuję Twojemu pomysłowi :)))
Pozdrawiam ciepło :)))
Genialny pomysł…a i wykonanie widzę będzie świetne! Muszę poobserwować dalsze poczynania – jak wszystko co związane z latami PRLu i to mnie niesamowicie pociąga 😉
I jeszcze dodam, że blok czekoladowy, taki z mleka w proszku, bym chętnie zobaczyła w tej serii:)
Dzięki za tłumaczenie "na dzisiejszy"
Rewelacyjny pomysł. Pracując nad kiążką (http://pistachio-lo.blogspot.com/2010/04/holenderskie-klimaty-paczki-i-historia.html) miałam baaardzo dużo takich klimatów. Autor dostosowywał przepisy do ciężkich czasów, a ja ponownie do współczesnych. Moja babcia zawze mi opowiadała o bogactwie produktów przed wojną, całkowicie nieobecnych po wojnie. Z niecierpliwością czekam na Twój cykl.
Wspaniały pomysł, wspaniała historia starych książek, przepisów i gotowania.
Chętnie podkradnę się do zbiorów mojej babci i zeskanuję dla Ciebie kilka ciekawych receptur. Hmm, tylko kiedy ja będę u babci – może to trochę porwać.
Batłarzany wyglądają bardzo apetycznie, albo po prostu tak lubię Twoje zdjęcia. Miłego weekendu i odkopywania przepisów z kufra.
Aniu,
świetny pomysł! jestem miłośniczką Twojego bloga już od dawna ale chyba jest to mój pierwszy komentarz.
więc po pierwsze-DZIĘKUJĘ że go prowadzisz:)
po drugie- moja babcia ma mnóstwo starych książek kulinarnych ( była kucharką)i obiecała mi je w spadku;)nie wiem jaka jest najstarsza ale w jednej znalazłam jeszcze odmierzanie wody na kwarty;)
i popieram pomysł Delie- blok to byłby świetny pomysł ( niby dużo go na blogach ale od przybytku głowa nie boli;)
pozdrawiam serdecznie z Piernikowa,mimi
uwielbiam Twoje zdjęcia
czuję, że w wersji vintage będą niesamowicie pyszne
i chętnie będę sie przyglądała Twoim (i tych co dołączą..) poczynaniom
Urzekajaco rzecz przybralas w slowa 😉 A ja wlasnie wybieram sie na rynek po sadzonki "baltarzanow" …
Czekam na ciag dalszy.
Bardzo podoba mi się ten pomysł 🙂
Dzięki Twojej notce przypomniałam sobie o teczce ze starymi przepisami, wygrzebałam ją natychmiast z zapomnianej półki i zapadłam się te stare, pożółkłe stronice. Są to gazetki kulinarne z czasów PRL-u (niestety nie znalazłam na nich dokładnej daty). Ja oczywiście najpierw zwróciłam uwagę na szatę graficzną, ilustracje (już tu jest miło i ciekawie, mimo że bardzo prosto), a potem dopiero na przepisy. Są proste i kombinowane (jaja a'la flaki), ale też bliższe współczesności. Jeśli masz ochotę zerknąć, mogę zrobić kilka fotek.
Rozbawiły mnie te bałtażany i trochę przeraził pierwszy opis "kilkanaście". My nie dajemy rady dwóm.
Tak się tylko zastanawiam, w tym podstawowym przepisie to one miały mieć tylko odcinany ogonek, a nie być przecinane na pół, tak? To może nawet fajnie wyglądały.
Pomysł fajny, będę zaglądała. I może czasem coś nawet zrobię. Jak te bałtażany 🙂
Pozdrawiam
bardzo ciekawy pomysł!
Ostatnio ciągle przesladuje mnie bakłażan bo juz tak dawno go nie jadłam;)
Jako Retro-se, jestem twoim pomysłem zachwycona! Pewne rzeczy pamięta się tylko poprzez smaki czy zapachy, tym bardziej są cenne.
Jakiś czas temu zrobiłam taki dawny przepis, który moja mama często robiła gdy w sklepach nie mozna było dostać nic sensownego, ciasto z kiśli się to nazywa (http://retrosetaste.blogspot.com/2010/05/zapomniane-przepisy-ciasto-z-kisli.html)
, śmiesznie brzmi a bardzo smaczne jest. Będę pilnie śledziła Twoje posty
ja też mam masę książek sprzed 89 , moja ulubiona to nastolatki przyjmują gości -zrobione w 100%, książki pani Katarzyny Pospieszyńskiej (takie nowoczesne jak na te czasy), i masa innych
Stosy wycinek z Filipinki (ukochane papiery) z kobiety i życia i starego Zwierciadła z działu ,,giełda",a i Magazynu Rodzinnego9 też bardzo kochane)
A stare książki mam tylko takie na nowo wydane_ale też stare bo tez ok 89 wydane i czytam je do poduszki , czasami korzystam….
mam sporo takich książek "po mamie" 🙂 Chętnie się przyłączę!Fajny pomysł i piękne zdjęcia, jak zwykle 🙂
Aniu masz ode mnie wielkie brawa za pomysł. Wiesz komunizm rzeczywiście zubożył nas o kilka smakołyków, ale są też plusy. Dzięki niemu umiemy gotować. W Polsce wciąż gotuje się obiady, podczas gdy w krajach "wysoko" rozwiniętych markety okupują mrożone gotowce, przeznaczone do mikrofalówki.
Sama w swych zbiorach mam książki kulinarne mojej mamy, z czasów gdy uczyła się gotować w szkole prowadzonej przez zakonnice.
Bardzo Ci kibicuję! A bakłażana mam nadzieję skosztuję już niedługo w kraju, gdzie słyną z jego przyrządzania:)
Całusy ślę!
Aniu, fantastyczny pomysł! "Przekopię" kilka książek i chętnie dołączę! Pzdr Aniado Ps. Zdjęcia i tekst oczywiście (piszę to zzieleniała z zazdrości:) przepiękne!
Aniu -świetny pomysł! chętnie dołączę, bo mam sporo pradawnych pozycji. Czy testujemy tylko książki w Polsce wydane, czy również te zagraniczne? Może wrzucisz tę akcję na Durszlak? Pozdrawiam
pomysł świetny.
trochę szkoda, że nie posiadam starych książek kucharskich, bo chętnie bym się przyłączyła
Takie przepisy… mają w sobie mnóstwo magii. Szczególnie te przedwojenne. Niestety – prócz jakichś 2 czy 3 PRLowskich książek, które nie są zbyt interesujące, nie mam żadnej. Szkoda. Ogromna.
Czekam więc z niecierpliwością na kolejne części cyklu, Aniu! 🙂
Pozdrawiam!
Gratuluję pomysłu! Będę z zainteresowaniem śledzic rozwój tego przedsięwzięcia.
Ja juz myslalam,ze Baltarzan napisalas przez pomylke 🙂
Super przedsiewziecie 🙂
Ja dostalam kiedys ksiazke kucharska przedwojenna i jak tylko rozpakuje kartony to rowniez zamierzam wyprobowac z niej kilka przepisow 🙂
Wspanialy pomysl – jakis czas temu ogladnelam film "Julie&Julia" (wszyscy milosnicy kulinarnych horyzontow pewnie znaja ta pozycje filmowa)i czytajac twoj pomysl na nowy cykl kulinarny od razu przyszla mi na mysl bohaterka filmu odkrywajaca na nowo francuskie przepisy sprzed kilku dekad:) Brawo za pomyslowosc, zycze powodzenia i obiecuje wiernie sledzic kolejne propozycje:)
Aniu, pomysł świetny, bo wcale niełatwy w realizacji. Tchnięcie nowego ducha w dawne przepisy wymaga talentu i pracy. Talentu do wyszukania smakowitych przepisów, do ich przygotowania i pokazania tak jak Ty to robisz. Strasznie kadzę, co nie?? ;-)) Pomysł bomba, będe podglądać. :-)))
Pomysł niezły! Polecma jeszcze moją "ulubioną" Zofię Czerny;]
Andziolu, pomysł świetny. Cieszę się, że wprowadziłaś go w życie 🙂
to będzie ciekawy cykl. Nawet bardzo 🙂
pierwsze kroki kuchenne stawiałam według wytycznych zawartych właśnie w książkach z tego okresu. Były bure. Pozbawione kolorowych zdjęć. Niemniej podstawy zawdzięczam właśnie takim książkom 🙂
No moja Droga, myślę, że nie będę miała problemu z prezentami dla Ciebie.
Tak poza tym jeden jest właśnie w produkcji, myślę, że stylem będzie idealnie pasował do Twojego cyklu, Kochanie 🙂
zasyłam ucałowania.
Twój Karol
o tak, kochane stare książki!
ja uwielbiam czytać o staropolskich leguminach i babach z 40 żółtek..
chociaż zawsze denerwują mnie fragmenty "2 butelki śmietanki", albo "1,5 pojemnika serka", które często znajduję w książkach PRL-owskich. : <
czy mogłabym zaprosić cię do pokazania 10 zdjęcia? :]
Świetnie Aniu.
Strasznie mi się podoba ten cykl.
Ogromnie się cieszę. Uwielbiam takie przepisy, im b. dziwne i zniszczone tym większy uśmiech na mojej twarzy 🙂
pozdrawiam jeszcze niedzielnie :*
M.
bakłażany i smaki retro 🙂 podoba mi się!
ze smaków "retro" to kuszą mnie zupy.
Gumowska, moj pierwszy podrecznik gotowania … Teraz musze sie przyznac biore przepis skads czasem, ale nigdy nie gotuje tak jak jest opisane. Przeciez ja wiem lepiej ;))
Mięso bakłażana? podoba mi się. Książki wprawdzie nie mam ale sama dobrze wiesz, że niedługi czas mija, kiedy książki z Twojej biblioteczki pojawiają się i u mnie. Doświadczenie pokazuje, że tak się dzieje.
Bardzo lubię Cię czytać Aniu.
mich
Myślałam kiedyś o tym, jak byłoby super, gdyby pojawiła się polska Julie, która zechciałaby przerobić choć jedną starą książkę. Od deski do deski. Ale niełatwe to zadanie. Przekonałam się, że wiele dawnych dań jest wspaniałych, są jednak też… hmn… dziwne. Ale choć nasz gust się zmienia, fajnie jest przywracać z zapomnienia dawne smaki. Trzymam kciuki 🙂
Cudowny pomysł! bardzo mi się podoba i z przyjemnością poczytam te przepisy:) stare i przerobione:) mam wielka słabość do dawnych przepisów, chociaż oczywiście nie ze wszystkich korzystam;)
świetny pomysł:) ja dziś wypróbuję Twoje bakłażany 🙂
trzymam kciuki i czekam na dalsze przepisy!
Aniu swietny pomysl. Jestem bardzo ciekawa tych przepisow.
Sama dostalam ostatnio "w spadku" od siostry kilka starych ksiazek kucharskich. Fajna lektura.
Milego wieczoru Ci zycze.
Bardzo mi się ten pomysł podoba, szkoda, że sama na niego pierwsza nie wpadłam 😉 Strasznie fajne jest Twoje spostrzeżenie dotyczące różnic, między "naprawdę starymi" a trochę mniej starymi książkami kucharskimi, ja może nawet bardziej niż przepisy lubię w nich czytać rady dotyczące diety, wyposażenia kuchni i w ogóle postępowania dobrej gospodyni. Vintagowe bakłażany kupuję, ale jest taka rzecz do której od dzieciństwa trudno mnie przekonać, najbardziej tradycyjna z tradycyjnych sałatka z majonezem. Która, nawiasem mówiąc, też jest jednym z tych dań, które mają na celu wykorzystania absolutnie wszystkiego.
Jako, że Ślązaczką jestem z dziada pradziada ;-D posiadam książkę " Śląska kucharka doskonała".
Jest w niej dużo starych receptur, które brzmią po prostu jak poezja. Prześlę przepis na zupę z trybulki.
Śliczne zdjęcia, nawet niefotogenicznych bałtarzanów.
Pozdrawiam.
Aniu, pomysl jest rewelacyjny. Nie moge sie doczekac kolejnych wpisow. 🙂
super pomysł! uwielbiam książki kucharskie z lat 80-tych 🙂 sama uczyłam się gotowania i pieczenia z książek mojej mamy "Nastolatki gotują" i "Ciastka i ciasteczka" – muszę je odnaleźć w rodzinnym domu, żeby zachować dla mojej córy!
bałtarzan wygląda kusząco. już nie mogę się doczekać kolejnych dań… pozdrawiam!
Aniuuuu, po pierwsze bardzo przepraszam, że jako wierna czytelniczka (naprawdę!:)) zaniedbuje swoje obowiązki komentowania. Już jakiś czas temu odkryłam, że również jesteś z Gdańska, a potem, jeśli dobrze wnioskuję, że to na dodatek Wrzeszcz, do którego przeprowadziłam się ostatniego dnia stycznia tego roku z nie takiego strasznego Dolnego Miasta. Można by rzecz, że jesteśmy sąsiadkami:) Bardzo mi miło z tego powodu. Kiedy zobaczyłam 'sobieszewski' wpis tym bardziej się ucieszyłam, bo to jedno z moich ulubionych miejsc w Gdańsku, a poprzednie wakacje, z racji pracy, spędziłam na ustronnych plażach i cudownych lasach. Widzieliście może 'ścieżkę motylą?:) Która to smażalnia, gdzie serwują rybki z niebieskimi ośćmi? Koniecznie musisz mi powiedzieć.
Ale ja nie w tej sprawie!
Od kiedy skomentowałam Twojego posta, moje nieśmiałe plany dotyczące gotowania troszeczkę się rozkrzyczały i już nie były cichym głosem w mojej głowie, ale prawdziwym zdaniem na stronie internetowej. Nie mogłam tego zignorować. Byłoby mi głupio. Miarka się przebrała.
Z racji, że niespodziewanie dostałam pieniążki, nie mogłam się wymigać przed kupieniem produktów. Zrobiłam listę zakupów i poszłam po truskawki i resztę. Cała poddenerwowana i przerażona wiedziałam, że odwrotu nie będzie. Zwłaszcza, że kupiłam butelkę Amaretto, szalona!:) Nie dostałam mielonych migdałów, więc przekopałam internet, co zrobić, żeby z całych zrobiła się miazga.
Nawet nie wiedziałam, że obiera się rabarbar, ale coś musiałam podejrzewać, skoro jednak postanowiłam to sprawdzić.
Dużo się dzisiaj nauczyłam, naprawdę dużo.
Bardzo chciałam zrobić Twoje crumble, ale przeraziłam się tą kruszonką, która pewnie jest i prosta, ale jeszcze nie teraz.
Skorzystałam z przepisu z blogu: Bea w kuchni, mam nadzieję, że nie będzie Ci przykro. W końcu to Twojego bloga wychwalałam pod niebiosa. Ale.. mam motywację, żeby nie osiąść na laurach i tym razem przygotować coś z Twoich propozycji.
Wyszło naprawdę pysznie:))) chociaż wygląda całkiem inaczej niż na zdjęciu.
BARDZO CI DZIĘKUJĘ ZA NIEŚWIADOMĄ MOTYWACJĘ:)) pozdrawiam i powodzenia w nowym projekcie!!!!!
Natalia
PS. ojejj, przecież tyle osób śledzi Twoje poczynania, że mozesz mnie nie pamiętać. Co za pewność siebie!
Jestem od zaraz fanką Twoich vintage stories:) czasem poszukuję takich przepisów zza siedmiu grodów;) a teraz zanosi się na niezłą wyżerkę;)
Pozdrawiam Ciebie słonecznie:)
Super pomysł kochana, z chęcią zobaczę co też takiego kryją w sobie stare zapomniane przepisy 🙂
Pozdrawiam cię serdecznie =)
Jaka cudna książka:)
Przepis fantastyczny, poprostu musiałam zrobić takie bakłażany – wyszły PYSZNE:)
czekam z niecierpliwością co dalej!
ps. serniczka będę robiła dla Rodziców, mam nadzieje ze im posmakuje (:
Z góry przepraszam, ale nie miałam pojęcia gdzie umieścić komentarz.
Ogromnie dziękuję za tak ciepłe słowa, szczególnie miło mi, że to właśnie Ty, bo pamiętam moje oczarowanie twoim blogowaniem(które nadal trwa!).
Aniu, wczoraj kupiłam sobie książkę "Kuchnia ziemiańska" – w zasadzie nie dla przepisów (choć też, ale jest ich niewiele), a dla gawędowego stylu. Autor książki, arystokrata pełną gębą [z zamożnej rodziny z Wielkopolski] opowiada o zwyczajach kulinarnych u nich w domu, podając przepisy na takie cuda jak zupa rakowa… Tam są dla mnie prawdziwe przepisy w stylu retro. Owszem, cwierczakiewiczową też mam; ale przyznaję, że trudno się to czyta, nie mówiąc o przeliczaniu starych wag i objętości oraz o zrozumieniu co to znaczy gorący piec itd… Myślę, że poznanie zwyczajów kuchennych z nowo nabytej książki pozwoli mi wrócić do niektórych tamtych przepisów.
Oczywiście nie brakuje w nich tłuszczu, ale dobre zrazy podane podczas dużej, rodzinnej uroczystości, nie byłyby złe, a zajadaliby się tym zarówno dziadkowie, rodzice jak i młodsze pokolenie 🙂
P.S. Bardzo fajna akcja.
Aniu, zapraszam Cię u siebie do zabawy w 10 zdjęcie, mam nadzieję, ze nie brałaś jeszcze w niej udziału? 🙂
Mail ze skanami poszedł 🙂 Ale pomyślałam, że dam znać tutaj, bo wiem, że czasem są problemy z dotarciem maili z załącznikiem na gmail. Więc proszę sprawdź, czy nie wylądował w spamie 😉 Pozdrawiam!
Aniu, pomysl ow to "strzal w dziesiatke", ale to juz ode mnie slyszlas 🙂
Dzisiaj ujelo mnie jak piszesz z pwenuym sentymentem o ksiazkach z czasow PRL-u, mnie one nieco przerazaja (owo "jesli uda sie zdobyc"), ze takie ubogie graficznie, ze wlasnie ten paier taki kiepski… Cyba ni eumie w nich znalezc tego o czym piszesz i nieco Ci zazdroszcze, wiec niecierpliwie bede czekac na wersje jakiegos przepisu z takiej wlasnie ksiazki!
Aniu, czy te piekne zdjecia warzyw sa wlasnie z Monatowej?
Powodzenia w przedsiewzieciu i usciski :*
piękne zdjęcia, piękne zdjęcia!
a co do pomysłu – dla mnie bomba.
podzielam sympatię do starych książek kucharskich. zdecydowanie
chętnie coś podrzucę:)
Dziękuję Wam za liczny odzew! :)))
Poniżej odpowiadam na konkretne pytania/zagadnienia:
Delie, blok pewnie się znajdzie, bo jakżeby tu miało się obejść bez tego pomnika cukiernictwa czasów PRL? 😉
Monika, ja ostatnio tłumaczyłam na polski Ćwierczakiewiczową, ciężka sprawa te jej przepisy, ale będę chciała podjąć wyzwanie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie!
Paulina J., dziękuję! Nie mogę się doczekać Twoich zdobyczy! 🙂
Martina, witaj! 🙂
Raincloud, dziękuję Ci za informację i mailu. Dobrze, że ją dałaś w komentarzu, bo przeszukałam spamy i odebrane i niestety NIC od Ciebie nie ma! Mail zaginął w akcji, nie ma go? Jeśli możesz, wyślij proszę raz jeszcze!
Usagi, zgadza się, bakłażany były wydrążane od góry, ale jak już pisałam, zmieniłam sposób wykonania z tego względu, ze autorka dała przepis na małe, okrągłe bakłażany, a nie na długie i większe ? tych nie dałoby się utrzymać w pionie, a i z wydrążeniem byłyby problemy. NO i do prodiża by mi się nie zmieściły 😉
Retrose, dzięki za link. Śmieszne ciacho 😉
Margot, Najbardziej mnie intrygują Twoje filipinkowe wycinki, nigdy nie widziałam starej Filipinki. Muszą być super!
Zielenina, Aniado, czekam z niecierpliwością! 🙂
Szellko, nie mam dostępu do zagranicznych starych książek kulinarnych, wiec siłą rzeczy skupiam się na polskich, ale jak by mi coś wpadło w ręce, to z przyjemnością bym się za to zabrała ? Jako ze to, co robię to mój własny cykl, a nie akcja, nie znajdzie się na Durszlaku ?
Filkmyself, Z. Czerny oczywiście też mam w swej kolekcji! I też ją lubię ?
Karola, dziękuję za te słowa ?
Cukrowawrózko, zdjecie pokazane ?
Monika, własnie tez tak mam z przepisami! Im dziwniejsze, tym fajniej! ?
Lisko, nie wyobrażam sobie przerobienia np. Ćwierczakiewiczowej, toż to byłaby masakra! ?
Aneczko, i jak?
Dosiu, dziękuję! ?
Natalio, DZIĘKUJĘ za taki fajowy, długasny komentarz! Strasznie miło mi się go czytało, przemyciłaś skrawek swojego zycia ? Hi hi, mielone migdały to ja tez sama produkowałam, wałkiem 😉 Dziwne byłoby, gdyby było mi przykro, ze korzystasz z przepisów innych blogerów ? stawiając na Beę masz rację, ma niezawodne przepisy! Pozdrawiam Cię ciepło i raz jeszcze dziękuję za dostarczenie mi przemiłej lektury!
Nika, b. się cieszę!
Holga, cała przyjemność po mojej stronie ?
Nina, ja tez kupuję książki dla gawęd, baaaaardzo często. Ostatnio o kuchni wileńskiej ?
Basiu, z PRL-owskich książek będzie sporo przepisów, bo i moja kolekcja tych książek jest duża. Tak duża, jak miłość do nich 🙂
Kredka, dziękuję! :))
I na koniec – dziękuję za wszystkie miłe słowa!
Oj, umknął mi ten wpis…
Aniu, fajny pomysł. 🙂 Będę kibicować. Ciekawa jestem bardzo rezultatów. 🙂
Ja też mam w swoich zasobach kilka prl-owskich pozycji, ze wspomnianą 1000 potraw z ziemniaków 😀 ale jakoś zupełnie do nich nie zaglądam. 😀 W sumie jeszcze nic straconego. 😀 Ale najpierw poczekam na Twoje realizacje. 😉
Wysłałam jeszcze raz. Jeśli nie dojdzie, to już nie wiem 🙂
Truskawko,
mam całą sztaplę takich szarych książeczek, do których wieki całe nie zaglądałam i pewnie już nie zajrzę 😉 moja córka raczej tez nie w przyszłości bo ona bardziej jednak francuskojęzyczna jest.
mogę Ci je sprezentować gdybyś miała na nie ochotę. będę w te wakacje w 3miescie wiec nie byłoby kłopotu 🙂 a mnie ucieszyłoby, ze ktoś z nich jeszcze będzie korzystać 🙂
pozdrawiam
Obawiam się że Patrycja z truffli może CiE Aniu posądzić o plagiat, bo miała bardzo podobny pomysł dwa dni przed Tobą; "przepisy retro"
http://truffle-in-a-rum-chocolate.blogspot.com/2010/06/rabarbar-morele-i-przepisy-retro.html
Małgosiu, ja zamierzam kupić w antykwariacie pozycję na temat ziemniaków 🙂
Raincloud, dziękuję! Już wszystko doszło 🙂
Leloop, pisałam to już u Ciebie, ale powtórze tutaj: byłabym zachwycona, gdybym została obdarowana takimi cudeńkami! 🙂 Więc jeśli tylko te pozycje rzeczywiscie są dla CIebie zbędne, z ogromną radością je przejmę :)))
Anonimowy, widziałam to u Trufli i liczę, że nie będzie awantury 😉 Mam czyste sumienie i kilku świadków na to, że pomysł ten miałam w głowie od con. 2 lat. Mam jednak nadzieję, że nie będzie potrzeby powoływania się na nich 😉
POzdrawiam ciepło!
Truskawko,
oczywiście, nie ma sprawy 🙂 zrobię spis tego co mam i podeślę a Ty sobie wybierzesz to co chcesz albo weźmiesz wszystkie 🙂
bardzo by mnie cieszyło, ze ktoś z nich chciałby jeszcze skorzystać 🙂
Aniu, tak teraz sobie pomyślałam, czy nie pomyślisz, że ja Ciebie plagiatuję 😉 [Trufli raczej nie czytam]
otóż kupiłam sobie w tym tygodniu dwie książki "Kuchnia ziemiańska" i "Klasztorne specjały" – w obydwu jest sezonowa kuchnia polska, którą zamierzam w pewnej mierze przetestować; czasem trudno odróżnić retro od tradycyjnych dań…
hmm, a może my – te, które przetestowały już wiele "dziwnych" przepisów, wracamy do korzeni?
przyznam się, że zadzwoniłam dziś do mamy dziś koło południa i powiedziałam, że nie obrażę się, jeśli przygotuje mi mielone gdy ich odwiedzę następnym razem [a ja wcześniej oznajmiałam, że takich rzeczy nie lubię i nie jem]
stwierdziłam też ostatnio [przeglądając zwłaszcza kuchnię ziemiańską], że nauczę się robić zrazy – nie, nie dla siebie, ale na spotkania rodzinne, gdy spotykają się babcie, dziadkowie, rodzice, wujkowie, rodzeństwo. Klasykę zrobić to też jest sztuka
Piękna książka, Ilustracje mną zawładnęly. 🙂 I nie będę oryginalna pisząc, że to świetny pomysł. Będę z przyjemnością śledziła Twoje kolejne poczynania.
Pozdrawiam
Ania
Świetny pomysł! Trzymam kciuki i chętnie będę zaglądać.
Ach..
ja również uwielbiam wszystko co jest retro:)
Buziak, świetny pomysł!
Będę uważnie czytać pojawiające się vintage-przepisy. Przypomniało mi sie dziecinstwo i stary zeszty mamy z przepisami pełen zatłuszczonych kartek 🙂