Autobus podskakuje na zakrętach oliwskich uliczek. Staram się złapać wzrokiem sznurek tekstu, ale litery też podskakują, plączą się i przewracają. Odkładam więc książkę na bok i oddaję się kontemplacji muru Parku Oliwskiego.
Na przystanku wsiada do autobusu tłumek ludzi. Wolne miejsce obok mnie zajmuje tłuste, czarnowłose dziewczę z tipsami o żółtych końcówkach. Chwilę później na ostatnie wolne miejsce – naprzeciw dziewczęcia – wdrapuje się staruszek z torbą na kółkach. Zaczyna się przedstawienie: staruszek kulturalnie zwraca dziewczęciu uwagę, że nie powinno wpychać się pierwsze, bo zasady savoir-vivre wymagają, by młodzi ustąpili miejsca starszym. Na to rzecze dziewczę (podaję zapis fonetyczny wypowiedzi, który jednak ciężko oddać na piśmie): Ale przepraszszszszam, mógłby pan nie byszszsz taki wulgarny?!, nadyma policzki i spogląda wyzywająco.
Nie wytrzymuję, staram się schować uśmiech za szybą autobusu. Gdybym miała więcej energii, włączyłabym się w tę rozmowę, wyrażając swą solidarność ze starszym pokoleniem i mówiąc stanowcze n i e tipsom z żółtymi końcówkami, brązowym twarzom w środku zimy i tępym spojrzeniom spod grubo wytuszowanych rzęs. Ale nie miałam. Przysłuchiwałam się więc w milczeniu tej brzydkiej rozmowie, a myślach układałam płomienny monolog skierowany do czarnowłosej, o roboczym tytule ?O tempora, o mores!?.
A potem poszłam do sklepu po cebulę i mleko do kawy (tylko 3,2 %, inne nie zapewni mi odpowiedniego koloru napoju). Na moje dzień dobry nie usłyszałam odpowiedzi, nawet słowa poproszę mleko 3,2 procenta i dwie cebule nie były w stanie zainteresować ekspedientki moją osobą. Bo sprzedawczyni, Andżela, skupiała się właśnie na pytaniu koleżanki, które wyłapałam wchodząc do sklepu:
Słuchaj, Andżela ? właśnie tak zwróciła się do tej ekspedientki, serio ? jak we środę byłam w pracy na rano, we czwartek na popołudnie, w piątek na rano, to jak w sobotę?
Rozważania Andżeli przerwałam ponowną prośbą o mleko i cebulę. Łaskawie otrzymałam towar i opuściłam sklep bez żadnego do widzenia , choć i tak pewnie nikt nie dostrzegł mego milczącego protestu.
A potem obrałam nabytą od Andżeli cebulę, zmiksowałam ją z ciecierzycą oraz kilkoma przyprawami i usmażyłam falafele.
FALAFELE
1 cebula
1,5 szklanki namoczonej przez noc ciecierzycy (opcjonalnie ciecierzyca z puszki, patrz: uwagi)
2-3 ząbki czosnku, zmiażdżone
1/2 łyżeczki sproszkowanego chilli albo pieprzu
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia bądź sody
łyżeczka kuminu
pół łyżeczki czarnuszki
sól do smaku (ok. 1 płaska łyżeczki)
olej do smażenia
Ciecierzycę namaczam na noc w zimnej wodzie. Następnego dnia wodę wylewam, a ciecierzycę płuczę. Obieram cebulę. Do malaksera wrzucam wszystkie składniki i miksuję do uzyskania dość gładkiej masy, ale nie papki. Z tak powstałej masy lepię kulki (chociaż prawdziwe falafele robi się za pomocą specjalnej maszynki) – będę je smażyć na bieżąco, w miarę lepienia.
W rondelku albo głębokiej patelni rozgrzewam olej (ma być go dosyć dużo, ponieważ falafele smaży się na głębokim oleju). Najpierw wrzucam jedną kulkę i smażę, aż zrobi się złota. Odsączam na papierowym ręczniku, próbuję i gdy jest taka potrzeba, doprawiam masę przed dalszym smażeniem. Usmażone falafele układam na papierowym ręczniku. Podaję z zieloną sałatą albo w picie z warzywami
Uwagi:
1. Przepis na falafele kilka lat temu spisałam od Corriny z GP.
Falafele można zrobić z ciecierzycy z puszki – wówczas nie jej nie namaczamy. Jednak, jak słusznie zauważyła Monika, falafele z puszkowej ciecierzycy gorzej się formują i do masy trzeba dodawać jajka, by całość nie rozleciała się podczas smażenia. Z pewnością takie falafele mają też trochę inny smak.
Falafele można zrobić z ciecierzycy z puszki – wówczas nie jej nie namaczamy. Jednak, jak słusznie zauważyła Monika, falafele z puszkowej ciecierzycy gorzej się formują i do masy trzeba dodawać jajka, by całość nie rozleciała się podczas smażenia. Z pewnością takie falafele mają też trochę inny smak.
Zielenina z kolei napisała, że w prawdziwych falafelach zamiast proszku do pieczenia jest soda, więc polecam zamienić go na ten składnik.
2. Dotychczas falafele jadłam tylko na wynos, nigdy ich nie smażyłam. Ale pewnego dnia suszona ciecierzyca ukryta głęboko w szafie do mnie przemówiła i odważyłam się, usmażyłam. To bajecznie prosta i pyszna sprawa (o ile nie zapomnimy namoczyć wcześniej ciecierzycy). W rezultacie otrzymujemy chrupkie, aromatyczne kulki, które świetnie sprawdzają się jako przekąska albo danie główne.
3. Można je podać w picie z dowolnymi warzywami, można je podać na talerzu z lekką sałatą obok. Ważne, by jeść je jeszcze ciepłe. Jeśli więc smażycie większą ilość na obiad, umieśćcie usmażone porcje w średnio nagrzanym piekarniku – utrzymają swą temperaturę i nie stracą chrupkości.
Ja też nieraz myślę "o tempora, o mores!"… i pocieszam się tylko tym, że skoro już w Panu Tadueszu omawiano nieszczęście związane z upadkiem obyczajów wśród młodego pokolenia – najwyraźniej jesteśmy na nie skazani niezależnie od epoki:)
Falafele wyglądają fantastycznie (a może falafelastycznie? ;)) – też nigdy nie doważyłam się zrobić ich w domu, ale zachęciłaś mnie – chyba spróbuję!
Ale się uśmiałam 😀 Cudne te Twoje opowieści 😉
A autobusowi podróżnicy – tez niczego sobie (cos o tym wiem..)
:):)
hmm takich kulek to nigdy nie jadłam 😉 a muszę przyznać, że wyglądają smakowicie 🙂
miłego weekendu Aniu 🙂
nie sądziłam, że są tak proste do zrobienia! dziękuję Ci za ten przepis:)) można dołożyć trochę ziaren soi?jak myślisz?
ps. czasem warto posłuchać szuszczenia takich osobników choćby po to,żeby docenić swoje otoczenie;)
pozdrowienia!
J.
falafele to moje ulubienice, a kultura no cóż, nie jest najmocniejszą stroną naszego narodu, niestety. Tak jak higiena osobista zresztą 😉
Oryginalne arabskie przepisy przewidują raczej sodę niż proszek do pieczenia. Dzięki niej falafele nieco urosną i zapobiegnie ona efektom odrzutowym grochu 😉 Warto dodawać też nieco jeżeli ją gotujemy w jakimś celu z tego właśnie powodu.
Aniu, Twoja opowieść jest mi niezwykle bliska. Nie raz jestem świadkiem podobnej rozmowy w komunikacji miejskiej. Trudno! Czasem czuję się jakbym była starsza niż jestem.
A falafel to moja miłość. Zawsze biorę go w barze wegetariańskim w Kozimgrodzie.
Sama jeszcze go nie próbowałam robić, ale spróbuję. W połaczeniu z pastą tahini to jest duet idealny.
A takim Andżelom mówię stanowcze nie!
Pozdrawiam ciepło
Ania
Andżela, ty falafelu! 😀 😀
O rany Aniu, ale dałaś czadu. 😀 Gdyby Andżela wiedziała jak ważną rolę odegrała w procesie twórczym falafeli…, to huk byłby tak wielki, że rykoszetem panience z autobusu żółte tipsy by odpadły. 😀
Uściski! 🙂
"Andżela, ty falafelu" będę nucić przez cały weekend, albo i dłużej:) Aniu, przednia historia! Podpisuję się pod tym co napisała Małgosia i z zachwytem wpatruję w kuleczki!
Miłego weekendu:)
Ania czasem jak czytam Twe opowieści to aż nie wierzę, że takie rzeczy dzieją się naprawdę!
🙂
To jak w bajce. Innej bajce. Takiej w której nie chcesz być…
Tipsy, opalone twarze nie to nie dla mnie.
Zdecydowanie.
Anulka udanego weekendu!
Ucałuj Tomasza 🙂
Zastanawiam się czasem, jak te dziewczęta z tipsami – piorą, prasują, skrobią ziemniaki i takie tam… żółte końcówki to już szczyt ekstrawagancji 😀
Wiesz, że te falafele też zrobię, prawda? Po koftach nie mam wyjścia 😀 Zaraz zrobię liste zakupów:)
Miłego weekendu!
Czytałam to jak dobrą powieść. Nie wyadałaś może czasami jakiejś miłej książki kiedyś? 🙂
Falafel robiłam, ale nawet nie był w 10% tak ładny jak twój!
Andżele wszystkie takie same. I trzy paczki gumy do żucia na raz w użytku i wystające przy mrozie nerki i tandetne słodkie buciki…eeeeeeeee. Ale falafele takie porządne i poukładane. Nie w głowie im tandeta. Na zielonej wyściółce klasa sama w sobie 😉
Miłego weekendu 🙂
Pozdrawiam!
Byłam kiedyś świadkiem podobnej rozmowy, zostałam też kilka razy podobnie potraktowana w sklepie (również spożywczym ;). Postanowiłam jednak nie interweniować w obu przypadkach. I muszę się przyznać, że falafeli nie robiłam nigdy. Dobrze jednak, że zajrzałam dzisiaj, więc zdążę namoczyć ciecierzycę. Która i u mnie schowała się na półce za częściej używanym groszkiem czy fasolą. Miłego weekendu 😉
hi hi Ania masz szczęście to takich dialogów, takich ludzi xD czemu ja nie mogę na nich trafić? chętnie bym sobie podsłuchała 😉
Truskawka pieczarki Ci w głowie siedzą! musisz wrócić do sklepu, do Andżeli i kupić 😉 (w pierwszym poproszę Andżelę)
miłego weekendu!
Zdecydowanie uwielbiam czytać Twoje posty. Dziewczyna była pewnie przedstawicielką tak zwanych 'plastików'.. Ale niestety zdarzają się takie przypadki medyczne 😀 Falafele brzmią i wyglądają zachęcająco, lecz u mnie ciecierzyca nie kryje się w szafce, więc pewnie przepis pozostanie mi do wykorzystania w dalszej przyszłości. Pozdrawiam Cię! 🙂
Ps. Ten Park Oliwski musi być piękny. Chcę do niego!
Hihi, z takimi żółtymi tipsami, to na pewno nie da się ulepić zgrabnych falafeli 🙂 Więc cóż z nich za pożytek? A brązowym twarzom mówimy zdecydowane nie. Brązowe i ładnie wysmażone mogą być tylko falafele.
Ogląda się filmy z okresu PRL i śmieje się człowiek, bo myśli że to już dawno za nami, a potem idzie do warzywniaka czy osiedlowego marketu i "baba" mu kurczaka mokrą ściera podaje … śmiać się czy płakać – lepiej chyba śmiać, a potem zjeść takie kuleczki 🙂 Ślicznie krąglutkie Ci wyszły te falafele, a smaki w nich mmmm marzenie 🙂 Ostatni raz falafele smażyłam latem do letniego kuskusu, chyba czas na zimowe wydanie 🙂
Czasem takich Andżeli jest tak dużo, że nie widzę już innych ludzi…
O tym, że "coś tu nie gra" przypomina mi Córka-
"Mamuś ta pani nie odpowiedziała dzień dobry"
"Mamuś to dziecko brzydko mówi do babci"
….
Coś tu nie gra…
Fafafele… może dziś u mnie?
buziaki Aniu
🙂
M.
Nigdy nie jadłam falafeli (?) .Tak się to pisze? ;))
Chetnie bym skosztowała:))
Muszą byc pyszne, a ciecierzycę to lubię:)
Miłego weekendu Aniu:)
tez mam gdzieś tam w szafce, bardzo głęboko schowana ciecierzycę;) Może powinnam pomyśleć o takiej przekąsce;) Pyszne zdjęcia:)
Kurczę, to ciecierzycy do tego nie trzeba gotować? Naprawdę? Zawsze do takich tam gotowałam. Hm… Dałaś mi do myślenia.
Co za miła niespodzianka… przypadkiem natknęłam się na Twojego bloga i na pewno będę jego stałym gościem 🙂 Super przepisy i zdjęcia! Do usłyszenia 🙂
Dlatego po okresie obserwowania ludzi zaczęłam izolować się w przypadkowym tłumie. Dobija mnie polskie społeczeństwo i to co mogłoby być osobliwym folklorem odbywa się na tak dużą skalę… Dziś o dziewiątej, lokalny sam, same twarze wyjedzone przez alkohol i tanie papierosy, emeryci kupujący produkty spożywczopodobne z najniższą ceną, wszystko w proszku, dla jednej osoby, młodzi kupujący piwko, mężczyźni ok 50tkim sztuk ok 4 (niezależne od siebie jednostki) też kupujacy piwko na kaca. Panie z tłustymi włosami w kolorze jajka za kasą, brudne, obgryzione paznokcie, następny proszę!
Czasem myslę, że jestem jadowita. A czasem, że po prostu mam oczy i nie da się widzieć tego inaczje 🙁
eh, chciałam tylko zauważyć, że niemal równie często to młode pokolenie powinno znaleźć obrońców, bo staruszkowie naprawdę bywają wulgarni i nie przyjmują do wiadomości, że nawet jeśli mam 20 lat (niedokładnie) to zdarza mi się źle czuć.
I jeszcze – jeśli moi rodzicom nie udało się mnie przez te 2 dekady wychować, to szczerze wątpię czy 10-minutowy przeprowadzony agresywnym tonem wykład oburzonej staruszki coś zmieni.
A nie odpowiadanie na dzień dobry też mnie denerwuje.
I z innej beczki. Czy ciecierzyca może być z puszki ?
Chyba warto było znieść Andżelę, bo falafele wyszły cudne! Też ostatnio byłam świadkiem podobnej sceny w autobusie. Z tym, że u mnie w rozmowę włączyli się wszyscy, łącznie z kierowcą 🙂
Uściski!
a z tymi Andzelami juz tak jest! dobrze, ze w ogole te cebule podala, bo mamy oto piekne kuleczki 😉
Obłędne kuleczki 🙂 sama robię podobne i są naprawdę grzechu warte 🙂
a co do scenki rodzajowej sklepowo autobusowej, cóż… ja też mówię NIE ale to niestety nie działa i burzy się we mnie wszystko.
ciekawe czy czasem jeździmy tym samym autobusem..
Właściwie to co dzień myślę sobie: "o tempora! o mores!". Straszne to. I straszne, że zmierza w jeszcze gorszą stronę… (Da się w ogóle?…)
ech, też mam takie przemyślenia w związku z niektórymi istotami. Z drugiej jednak strony, gdyby wszyscy byli tacy sami…;) Podziały czasem się przydają, choćby po to by upewnić się jakimi z pewnością nie chcemy być:) Szkoda, że nie miałaś siły na dyskusję, ciekawa jestem jak by się potoczyła ta historia:)
Falafele też robiłam, wczoraj, ale wyszły takie quasi bo robiłam je z puszkowanej ciecierzycy (zapomniałam namoczyć suchą;) i musiałam je pomączyć by trzymały się za przeproszeniem kupy:)
Twoje wyglądają…nie wiem, brak mi słów, są po prostu idealne, śliczne i apetyczne, jak namalowane!
pozdrawiam
/Mar
Fajne 🙂 Zrobię. Zawsze mi się już będą kojarzyły z Andżelą.
Nie mogłam wytrzymać, zrobiłam. Pyszne. Pojawiły się u mnie na blogu 😉
Piękne falafele, to jedna z moich ulubionych potraw! Serdecznie zapraszam do podzielenia się swoim talentem fotograficznym i kulinarnym na nowym portalu http://wykrywacz-smaku.pl/ 🙂
Uwielbiam czytać Twoje historie 🙂
Wspaniała historia. Jesteś lepsza niż tuzin książek.
A falafele uwielbiam. Szczególnie te smażone na medinie.
jak wiesz często podróżuje środkami komunikacji miejskiej. o różnych porach. pokonuję bardzo długie trasy.
Spotykam w autobusach różnych ludzi. Ostatnio Panią, która miała wizję, że wjeżdżamy w wielką czarną dziurę. Kazała nam się kryć pod siedzenia (pominę, że ikarus był załadowany ludźmi do granic wytrzymałości, więc nie było mowy nawet o ruszeniu ręką). Wcześniej dwóch młodzieńców, którzy licytowali się, który ukradł większą ilość kołpaków. Oczywiście ich dialog obfitował (głownie) w wyraz na literę "k". Jeszcze wcześniej innego młodzieńca, który mnie przekonywał, że powinnam zdjąć mój szalik i ubrać szalik Legii 🙂 a dzisiaj Panią, która się na mnie obraziła, gdy jej zaproponowałam siedzące miejsce. Po ona nie jest stara! no tak… jak śmiałam zaproponować jej miejsce siedzące.
o!
a falafele cudne 🙂
ile mi zostawiłaś?
🙂
Ha! czasem bywa i tak! Swoją drogą Andżela nawet nie wie, że została uwieczniona w Twoim felietonie 😉
Falafele tak piękne, że jak je tylko ujrzałam, od razu nabrałam ochoty spożytkować moją ciecierzycę. Ale najpierw będzie gulasz!:)
Aniu,
Zaszczepiłaś mi pragnienie DOBREGO falafela. Dwa miesiące temu, w małym barze przy plaży w Ejlacie jadłam Najpyszniejszego Falafela Na Świecie. Z młodziutkiej, zielonej jeszcze ciecierzycy. W miekkiej picie, z pomidorami pachnącymi słońcem i innymi PYSZNYMI warzywami, jakie są tylko w Izraelu (niestety). Falafel to jedno z tych dań, których nie mam odwagi zrobić w domu. Mało tego – nie mam odwagi jeść w Polsce 😉 Ale widzę, że do odważnych świat należy. Także świat smaków.
By the way, w piątek byłam w I Wydziale Cywilnym w Gdyni na Pl. Konstytucji. Może minęłysmy się 😉 Dziwnie tak wracać do Trójmiasta jako "prawnik z Warszawy", na ktorego wszyscy patrzą podejrzliwie (wiadomo to ta Warszawa) i który na pewno pójdzie na molo po rozprawie (wiadomo to turysta) 😉 Ale prawnik-nomad nie poszedl po rozprawie na molo, tylko na bulwar gdyński, odwiedził swoje LO, a potem pojechał SKM-ką na pączka Na Początku Monciaka.
Może niedługo trafi się kolejna substytucja w Trójmieśie? Tymczasem czekam niecierpliwie na każdy Twój wpis.
Ide namoczyć ciecierzycę… Dziękuję za inspirację.
Ja również solidaryzuję się w takich sytuacjach ze starszym pokoleniem 🙂 Czasami milcząco, a czasami bardziej aktywnie. Czytając dzisiejszy post uświadomiłam sobie, że tutaj, na "mojej" prowincji, nie widuję brązowych dziewczyn z żółtymi tipsami! Kolejny punkt dla Nowego Miasta 😉 "Szklany klosz" czeka na nocym stoliku. Stary egzemplarz, z pożółkłymi kartkami. Dziękuję 😉
Andzela, Ty falafelu… buhahahahahaha =) podobalo nam sie… czyz zycie nie jest zabawne… i dlaczego tylu mamy nieszczesliwcow na tym swiecie?
Ja na szybciutko: dziękuję za komentarze!
Zielenino, Twoje uwagi o sodzie dołączę do postu – dziękuję!
Co do ciecierzycy- wszystkie przepisy, jakie keidys wertowałam, zakłądały smażenie falafeli z namoczonej na noc ciecierzycy, ale bez gotowania. Myślę, że można użyć tej z puszki, choć nie bedzie to smakować identycznie.
Pozdrawiam 🙂
Ja sobie pozwolę o gotowaniu ciecierzycy na falafele (falafle?) dodać, że z gotowanej się zwykle rozpadają i trzeba dodawać jajo..
A odnośnie notki 🙂
Też czasem w żartach wzdycham "co za czasy!" ale tak naprawdę nie lubię tego "powiedzenia" – w takich czasach zyjemy, w innych nie będziemy i chyba pozostaje jedynie robić co możemy by życie w tych czasach było dobre. Tak sobie myślę..
Świetne to ostatnie zdjecie Ania 🙂
Serdeczności moc 🙂
O, Monika, dzięki za informacje dot. falafeli 'z puszki' – jeśli pozwolisz, wpiszę je w uwagach, bo przydadzą się czytelnikom.
Pozdrowienia ślę!
Ania, będzie mi bardzo miło 🙂
Takich Andżel jest niestety zatrzęsienie. Żółtych tipsów, kozaczków w bieli i pomarańczowych twarzy również. Początkowo, wywołuje to uśmiech na mej twarzy, a chwilę później przychodzi smutna refleksja. A mi na razie nic nie psuje dobrego nastroju, bo za parę dni będę spacerować po Twojej ulicy, wdychać jod i cieszyć się zimowym morzem..
oo tak, to zdecydowanie jest to! 🙂 jak do tej pory jadłam je również tylko w miejscach publicznych, ale wyszły pyszne! dziękuje za przepis!
swoją drogą nie jeden raz byłam świadkiem podobnej sytuacji i nie jeden raz żałowałam, że nie zabrałam w niej głosu, ale czy to by coś zmieniło? to jakże kolorowe dziewczę i tak nic by z tego nie wyniosło.
Dziękuję za ten przepis. Już nie muszę chodzić na falafele do budek z kebabem. Na pierwszy raz zamiast czarnuszki i kuminu zrobiłam z przyprawa do kebabu (nie znalazłam tych przypraw w moim supermarkecie) ale się nie poddaje w poszukiwaniach.
Wyszły mimo to wspaniałe!
Dziękuję za pomysł na sylwestrową przekąskę! 😀 smażone na głębokim tłuszczu dobrze się nadaje na zakrapianą noc 😉 a na rzepakowym to nawet całkiem zdrowo będzie 🙂
Bardzo się cieszę, że Wam falafele podeszły 🙂