Jesień zaczyna się od zapachu.
Najpierw w słodkie i ciepłe letnie powietrze wkrada się jakaś organiczna nuta. Powietrze zaczyna pachnieć wilgotną ziemią, potem pojawia się wstęga dymu, która powoli zaczyna dominować nad letnią słodyczą. I wtedy, gdy siedząc na tarasie pewnego wrześniowego poranka wciągasz głęboko powietrze, stwierdzasz, że to, cholera, już.
Że nadeszła jesień i że nie ma odwrotu. Że to ten zapach, tak dobrze ci znany, a jednak zawsze jakby trochę inny. Że – jak co roku – przyniesie ze sobą potężną dawkę nostalgii, bo kryje w sobie wiele wspomnień , bo jest albumem, w którym poutykałaś stare fotografie – przejażdżki rowerowe z mamą pośród dymu palonych ognisk, spacery brzegiem morza aż do zaróżowienia policzków i wszystkie te drgnienia serca, które – bardziej lub mniej bolesny – zostawiły w tobie ślad.
Jest więc ten zapach, podobnie jak pierwsze tchnienie wiosny i lata, a także zmrożone chuchnięcie zimy, zwiastunem zmiany, sygnałem, że świat po raz kolejny zatacza krąg, a ty – czy tego chcesz, czy nie – jesteś pyłkiem na tej wiecznie rozhuśtanej karuzeli.
Dobrze.
A więc niech będzie jesiennie. Do kwadratu: grzyby i śliwki.
CYNAMONOWA ŚLIWKOWA CROSTATA Z PŁATKAMI MIGDAŁOWYMI
podwójna porcja kruchego ciasta z tego przepisu
1 łyżeczka cynamonu
3 szklanki wypestkowanych śliwek (mniej-więcej)
2 łyżki brązowego cukru
3 łyżki płatków migdałowych
skórka starta z 1 cytryny
3 łyżki soku z cytryny
Przygotowuję kruche ciasto wg tego przepisu (robię ciasto z 300 g mąki, 200 g masła i 100 g cukru + 1 żółtka), dorzucając doń 1/2 łyżeczki cynamonu. Chłodzę ciasto w lodówce.
Śliwki pozbawiam pestek, mieszam z cukrem, skórką i sokiem cytrynowym. Dodaję pozostały cynamon.
Ciasto rozwałkowuję na grubość ok. 0,5 cm (wałkuję od razu na blasze, bo potem nie da się go przełożyć). Na środku ciasta układam śliwki, zostawiając miejsce na zagięcie boków ciasta (ok. 4 cm od brzegu). Zaginam brzegi ciasta. Piekę je przez 10 minut w 200 st. C., a następnie zmniejszam temp. do 180 st. C. i piekę jeszcze 20-30 minut do zezłocenia brzegów. Po wyciągnięciu z piekarnika posypuję uprażonymi uprzednio (na suchej patelni) płatkami migdałowymi).
ZUPA KURKOWO-POROWA Z RZEŻUCHĄ
(przepis na 2-3 pełne porcje obiadowe)
po 3 łyżki masła i oliwy
3 zmiażdżone ząbki czosnku
500 g oczyszczonych kurek
1 posiekana cebula
1 por pokrojony w paseczki
1 l bulionu
1/2 łyżeczki chilli w płatkach
sól
pieprz
1/2 albo 2/3 szklanki śmietanki 36%
garść rzeżuchy
W garnku rozgrzewam masło i oliwę, wrzucam czosnek, kurki, por, cebulę, lekko solę całość i smażę 4 minuty. Zalewam grzyby bulionem, dodaję chilli i gotuję 15-20 minut. Ściągam zupę z ognia. Odkładam 1/3 kurek, resztę zupy miksuję. Dodaję śmietankę, dosalam, pieprzę zupę i mieszam z pozostałymi grzybami.
Zupę podaję posypaną rzeżuchą, z grzankami czosnkowymi lub świeżą bagietką. Mlask.
Uwagi:
1. Tarta to mój pomysł, powstała z okazji odwiedzin ważnej osoby. Cynamonowa nuta podkreśla słodycz śliwek, do tego cytrusowy powiew świeżości, jaki przynosi skórka cytrynowa i chrupiący migdał na zakończenie. Do tej tarty koniecznie użyjcie naszych pysznych, polskich śliwek węgierek, bo mają skondensowaną słodycz, mało soku i są i wiele ładniejsze niż te kalifornijskie przybłędy 😉
2. Zupa kurkowa to jedno z dań, na które „poszła” torba kurek – prezentu z kaszubskiego lasu. Obok fantastycznej polenty z kurkami i pomidorkami koktajlowymi (może zdążę o niej napisać) i makaronu z sosem kurkowym, pojawiła się u nas ta zupa. Przepis wzięłam z tego numeru „Kuchni”, modyfikując go trochę. Na wierzch dorzuciłam garstkę rzeżuchy, której lekko orzechowy posmak pięknie podkreślił wszechobecny, superkurkowy aromat. Uprościłam też nieco jej wykonanie. Doooobra!
3. A kto jeszcze ma ochotę na coś śliwkowego, słodkiego i oryginalnego, tego zapraszam do upieczenia gryczanego chlebka śliwkowego. Nazwa może być myląca, bo chlebek to taki, jak chlebki bananowe, a element gryczany daje jedynie chrupiącą strukturę – gryki w cieście nie poczujesz. Pyszna, ciekawa rzecz.
Aniu, dla mnie jesień zaczyna się z początkiem września. 1 września to dla mnie nieodłącznie początek jesieni, a w takie wieczory jak dzisiaj kaloryfer już ciepły 😉 Piękne ciasto, lubię połączenie śliwek i cynamonu. A grzybów w tym roku jak na złość nie ma!
U nas jakos ta jesien w tym roku zaczela sie gdy jeszcze wszyscy pisali o lecie… rankami cieplo, w poludnie deszczowo a wieczorami juz chlodno… moj osobisty zegar poprzestawial sie bez z gory narzuconego rytmu…. czytajac Twojego posta Aniu, rozmarzylam sie…ach! no i sliwki – moje ulubione…
Och! I u mnie tarta śliwkowo – migdałowa. Ale zupa to jest marzenie…
Cholera już! – powietrze wieczorami chodniejsze….
uściski ciepłe
A wiesz Aniu, że ja się cieszę jesienią? Mogę założyć sweter z ogroooooomnym golfem, wełniane rękawiczki bez palców, wojskowe buty…
Zobaczysz to będzie piękna wiosna!
I zgadzam się, że polskie węgierki są naj. ŻADNE inne im do pięt nie dorastają!
Mam nadzieję, że weekend udany!
Uściski dla Was :*
PS dzisiaj byliśmy na spacerze na Starym Żoliborzu. Jak tam pięknie!
SPodobałoby Wam się.
Świetnie ujęłaś istotę nieuniknionej jesieni…
Ale dla mnie to dalej lato trwa.
Upiekłam podobną tartę.
Aniu, wszystko tak zachęcające…, że chyba można na chwilę zapomnieć o jesiennych podmuchach? 🙂
Ps. "Kalifornijskie przybłędy" położyły mnie na łopatki. 😀
Uściski!
Pięknie to opisałaś Aniu. Chyba najbardziej trafnie ujęty początek jesieni jaki czytałam.
No właśnie cholera już….! Jedynym plusem to dostatek śliwek, gruszek i jabłek 😀
pieknie piszesz, tak jak mi w duszy gra…
pieknie jesień witasz… tak smacznie:)
Pozdrawiam:)
Aniu,
coś wiem na temat trio: śliwki + cynamon + skórka cytrynowa. Ostatnio robiłam tartę na przepysznym cieście do złudzenia przypominającym francuskie ze śliwkami, obtoczonymi właśnie w cynamonie i skórce cytrynowej. Pozdrawiam!
PS. Zrobiłam dziś Twoją tartę ze szpinakiem. Rozpłynęłam się… Będę do niej wracać!
Aniu, uwielbiam Cię wirtualnie odwiedzać, bo tak pięknie ubierasz w słowa rzeczywistość 🙂
ciacho ze śliwkami wygląda przepysznie, a zupa kurkowa kusi swoją aksamitną konsystencją.
Pozdrawiam ciepło!
Crostata, wygląda cudownie 🙂 A jesień no cholera niestety już, lubię to coś pomiędzy latem a jesienią, potem robi się zbyt sentymentalnie i smutno, dobrze chociaż, że są śliwki 🙂
jesień…no cóż…
ale za to śliwki, dynie…
Aniu, to taka zimna jesienność. Słońce chłodne, babie lato siada na sukience…no cholera jesień…A śliwka to moja miłość! A crostata musi być obłędna.
Pozdrawiam
Ania
Nadchodząca jesień już jest niestraszna z takimi przepisami.
A ja parę dni temu natknęłam się na kasztana i pomyślałam: jakoś wcześnie te kasztany w tym roku. Dzisiaj jednak, stając wobec większej ich ilości uświadomiłam sobie, że nie, z kasztanami jest tak jak zawsze, to ja ciągle tkwię jeszcze w lecie. Kawałek ciasta ze śliwkami na pocieszenie?
Jak pięknie napisałaś, dokładnie tak jak czuję. Ale mnie jesień zawsze bardzo cieszy, najbardziej ze wszystkich pór roku. Kocham te zapachy jesienne i nostalgię i śliwki i grzyby…
nie będę oryginalna – także czuję to samo.
kiedy wieczorami wracam z pociągu do domu, wciągam wilgotne już powietrze przesycone zapachem pierwszych piecowych przepalanek, żółknących liści. powiewy wiatru nie są już takie przyjemne i przyjazne.
taak, to już.
wspaniale zaakcentowałaś porę, którą nadeszła.
wspaniałe danie grzybowe, przecudny i przepyszny wypiek.
w niesamowicie smakowity sposób witasz Panią Jesień.
Ładnie napisałaś to Aniu:)Zupę robiłam podobną bardzo w tym roku, ale bez rzeżuchy (która u mnie tylko na Wielkanoc, i właśnie zastanawiam się czemu? :/) Aromat Twojej tarty przydałby mi się na dzisiejszy poranek:)
Uściski ślę!
Placek ze śliwkami!
Nazbieram dzisiaj śliwki i zrobię, bo w tym roku jeszcze nie robiłam, co, biorąc pod uwage urodzaj śliwek i w ogóle to, że wreszcie śliwki SĄ, jest lekko karygodne.
Aniu, ja też miałam kurkową w tej miseczce:) i kurki, ich kolor kapitalnie wygląda z tym turkusem;) Zasmuciłaś mnie, stwierdzając, że to cholera, już:) Łudziłam się, że lato będzie trwać i trwać (tymczasem wczoraj w Lidlu zastałam półkę pełną czekoladowych Mikołajów:)). Pysznie u Ciebie, tartę powielę z pewnością:)
Ehhhh, no jesień. Może nie będzie tak źle. Byle tylko nie lało, kiedy trzeba wyjść. Później może. Fajnie jak deszcz tłucze o parapet. Wszystko dzieje się w innym rytmie. Idzie sezon długich wieczorów…
Pozdrawiam Cię Aniu serdecznie ze smutnej dziś Warszawy bez promyków.
mogę tylko pozazdrościć tych jesiennych spacerów nad morzem.
uwielbiam Pomorze poza sezonem. I szkoda,że jest tak niedoceniane zimą!
zupa kurkowa musiała być pyszna!
Oj tak, jesień najpierw przychodzi zapachem 😉 W tym roku jednak wyjątkowo mnie zaskoczyła. Ale po przeczytaniu tego postu zostałam natchniona – śliwkowo natchniona. A może też na te kurki się skuszę 😉
Zaczytałam się. Zamyśliłam się. Pięknie piszesz. I masz rację. To już.
oj tam… nie taka cholera straszna jak ją malują… piszę to z nadzieją na złotą jesień 🙂
nie powiem, że już dziś czekam na wiosnę, bo jeszcze mogę chodzić w balerinach i w jednej, maksymalnie dwóch warstwach ubrania; ale zacznę na pewno od listopada – chyba że jeszcze w X spadnie śnieg…
oprócz chlapy – na którą niestraszne są tylko kalosze, mrozu i braku słońca smucić mnie będą słabo zaopatrzone stoiska na targowisku czy w warzywniakach, z zaledwie garstką warzyw i owoców
Eh, jesień jesień, no przyszła właściwie już..
Szkoda mi lata, tak szkoda…
A u Ciebie tak pięknie. Bo ta jesień to tez ma swoje uroki,trzeba to przyznać.
I tarta i zupka bardzo mi sie podobają.
Pozdrowienia Aniu:)
Ja niestety juz dawno stwierdzilam, ze o cholera – to juz… Obie propozycje bardzo kuszace, wielka szkoda, ze kurek u mnie nie widzialam, takoz wegierek, ktore uwielbiam. Ale z innymi sliwkami tez da rade. 😉 Pozdrowienia serdeczne!
dobrze napisane…
Świetnie to ujęłaś, powiedziałaś o jesieni wszystko co czuję a czego nie próbowałam nawet dotąd ująć…
Czyli to już? A ja nawet nie zauważyłam umoczona po nos w cemencie.
A jesienny spacer nad morzem mi się marzy.
Oj, Aniu, ja jeszcze w sandałach… Powinnam zdjąć , bo głupio się na mnie patrzą… A mimo to kurki i śliwki już za mną:).
Twoja crostata miodzio:)
U mnie też już. Ale to nawet nie bardzo źle. Jesień oznacza, że wreszcie wrócę do swojej kuchni na Stalowej. Trochę nie mogę się doczekać, choć fizycznie wciąż jest pod ręką. A Twoja zupa do mnie mówi. Jutro sadzę rzeżuchę. Pozdrawiam
Dymy z ognisk, wrzosy i węgierki, o tak! No i te grzyby, które mogę zbierać ale jeść nie będę.. Może i nie taka zła ta jesień?
Buziaki Ania 🙂
PS. Jest galette! :)))
Przyjemnie się czytało, jak zawsze zresztą.
I tyle podobnych skojarzeń i wspomnień…miło;-)
No cóż..cholera nadeszła jesień już! Ale jakoś mnie to nie martwi, lubię zapach złotej jesieni, smaki śliwkowych placków i grzyby. Urzekła mnie kurkowa z rzeżuchą 🙂
jesień śliwkowej crostaty warta! 😉 pyszna inauguracja sezonu 😉
Oj, cholera, masz rację…
Od czasu do czasu zaglądam na Pani bloga. Jeszcze ani razu nie skomentowałam żadnego wpisu na jakimkolwiek blogu, ale tym razem się wyłamałam, bo Pani opis jesieni tak mnie urzekł, że nie mogłam się powstrzymać. Przepięknie. A tak w ogóle, to gratuluję bloga i pozdrawiam
Aniu – choć miałam zaledwie 200 gr kurek to zupa i tak wyszła rewelacyjna. Dziękuję za pyszne pomysły i pozdrawiam serdecznie zawsze inspirującą autorkę mojego ulubionego bloga! m. 🙂
Lubię jesień, szelest liści, jabłka, śliwki, ciepły sweter. Choć, jak kończy sie lato, to na moment smutnieję. Wiem, ze zaraz zmieni się mój tryb życia i postrzeganie świata. Zapowiedzią jesieni, dla mnie mieszczucha są dojrzałe owoce jarzębiny.Pozdrawiam Ciebie ciepło 🙂
Dziekuję za wszystkie komentarze :)))
Anonimowy nr 1 – dziękuję!
Anonimowy M. 😉 – cieszę się, ze się zdecydowałaś na tę zupę, a dodałaś rzeżuchy? Do zobaczenia jutro! 🙂
Pozdrawiam Was ciepło.
Tarta obowiązkowo, zupa nie – bo grzybów nie lubię. Za to bardzo lubię Twoją jesień, w ogóle lubię jesień 🙂 buziaki!
Aniu, co to za fenomen z ta jesienia – dlaczego nie myslymy "to, cholera, juz" gdy nadchodzi lato? Bo lato nie nadchodzi jak w tym roku, a jesien/zima jest niestey co roku? :DDD
Sliwki i cynamon, brrr: nie polubilysmy sie lat temu wieki… ale co innego plaki migdalowe i galette – bomba!
Co do naszych polskich śliwek węgierek to już w tym roku robiłam tartę oraz crumble i doszłam do wniosku, że są tak doskonałe – słodkie, kremowe – w tej drugiej wersji, że wystarczy im tylko nieco owsianej kruszonki.