Przy jedzeniu czyta się najmilej (masło orzechowe)

 

Dawno, dawno temu, nad wypełnionymi po brzegi talerzami (mój – pomidorami, serami i chrupkim bekonem, talerz rozmówcy- Nutellą), rozmawiałam z niejakim Kominkiem o wyższości papierowej książki nad tą elektroniczną. Klasyczne argumenty zwolenników papierowej formy przekazu (zapach książki, możliwość jej dotknięcia i zakreślania ulubionych wersów, odnajdywanie między kartkami budzących wspomnienia biletów do kina, papierków po Irysach i wyblakłych liści, bezduszność e-booka i zmęczenie oczu przy jego lekturze), jakie wysuwałam, mój rozmówca zbijał chłodnymi argumentami zwolenników nowych technologii (że nie wąchasz książki często, że Kindle oczu nie męczy, że nie wracasz do zakreślonych fragmentów). Oczywiście żadne z nas nie przeszło na drugą stronę mocy, co nie zmienia faktu, że to odbijanie piłeczki było całkiem ciekawe.
Kilkanaście dni później otworzyłam świąteczne wydanie Gazety Wyborczej, a w nim wywiad z Jerzym (nie wiem, skąd mi się Wojciech wziął…) Pilchem, z dość obszernym fragmentem poświęconym powyższemu tematowi:

 

Oprócz czytania istnieją inne formy kontaktu (z książką – mój przypis): branie do ręki, wyobrażanie sobie akapitów, przeglądanie, kartkowanie, dotyk. Szczególnie intensywny jest kontakt bezdotykowy. W nieodległym antykwariacie pana Kubickiego czasem kupuję rzeczy okiem ludzkim nietknięte. Np. ten tom opowiadań Camusa „Wygnanie i królestwo” – książka wydana w 1958 r. i nie to, że nigdy nie czytana! Nigdy nie otwierana! Obwoluta stan idealny! Nie można takiego rarytasu kazić czytaniem. Tu wchodzą w grę inne, wyższe formy obcowania.

***

Zgadzam się z Panem, Panie Pilch, po stokroć się zgadzam! – to myśląc Anna spojrzała z rozkoszą na małą stertę nowości, które z okazji świąt pojawiły się u niej na półce.

Niektóre książki stanowiły prezent od bliskich, niektóre kupiła Anna jako prezent dla samej siebie, zapominając, że nabyte w listopadzie szpilki miały być tymże gwiazdkowym prezentem. Czegóż  w tej stercie nie ma… Są kulinaria (” Włoskie dania makaronowe” Gino D’Acampo – to ten młody uśmiechnięty Włoch z programu BBC „Saturday Kitchen”), jest nowa polska proza („Drwal” Michała Witkowskiego), coś podróżniczego („Gaumardżos. Opowieści z Gruzji” Anny Dziewit-Meller i Marcina Mellera), reportaż („Dzienniki kołymskie” Jacka Hugo-Badera) i fotografia („Lata 10.” z fajowej serii Konemanna „Dekady 20. wieku”).

Palce swędzą – od czego tu zacząć? Chciałoby się ugryźć wszystko na raz, chciałoby się połknąć te wszystkie litery od razu. Tylko spokojnie. Na początek niech będzie kawałek Gruzji.

A do lektury poleca Anna łyżkę solonego masła orzechowego. Bo każdy wie, że przy jedzeniu najmilej się czyta.

 

 

DOMOWE MASŁO ORZECHOWE
pół kilograma orzeszków arachidowych solonych
sól do smaku
1/2 łyżeczki brązowego cukru
ok. 1 łyżeczka oleju arachidowego lub słonecznikowego
Malakserem siekamy orzeszki na pył. Dodajemy sól i cukier, a następnie łyżkę oleju i miksujemy pulsacyjnie. W momencie, gdy uzyskamy krem o jednolitej konsystencji, masło orzechowe jest gotowe.Cały proces trwa kilka minut – ja najpierw używam ostrza do siekania, a potem końcówki do miksowania (tej, którą miksuje się zupy na krem).
Gotowe masło próbujemy, ewentualnie dosalamy. Można weń wmiksować większe cząstki orzechów, jeśli lubimy masło orzechowe typu „crunchy”, czyli z drobinkami orzechów.
Uwagi:
1. Przepis na masło orzechowe podała niegdyś Halberek w Galerii Potraw. To było odkrycie!
2. Z podanego przepisu wychodzą ok. 2 słoiki masła orzechowego. Masło nie ustępuje w smaku temu kupnemu (co wcale nie dziwi). Mówi to miłośniczka masła orzechowego.

 

PS Będąc przy czytaniu: u Ani opowiadam o moich ulubionych książkach kulinarnych. Pierwsze ze zdjęć w tej notce dotyczy własnie tej opowieści.

27 komentarzy

  • Anonimowy
    13 lat temu

    uwielbiam Ciebie Anno. twoj blog jest superowy

  • 13 lat temu

    je też wytaczałam wiele argumentów za "realnymi" książkami. Do czasu.
    aż Mikołaj (na tygodnie przed świętami) nie przyniósł mi kundelka.
    i nawet rower, mimo wiosennej pogody, poszedł w odstawkę, bo nie da się na nim czytać!
    jeśli więc zobaczysz w Warszawie kobietkę z lampką nad e-czytnikiem maszerująca ulicami- to pewnie będę ja.

    ps. albumów lub książek kucharskich nadal nie wyobrażam sobie innych niż papierowe!

  • 13 lat temu

    O tak! Ja do czytania najczęściej robię sobie kanapki z miodem 🙂

  • 13 lat temu

    U mnie w domu też zagościł "Drwal", i Llosa razy 2, i J. Olivier na 30 minut… A książka – zawsze papierowa 🙂 Pozdrawiam

  • 13 lat temu

    A ja nie lubię jeść podczas czytania – mam niepodzielną uwagę, poza tym, nie chcę sobie zaburzać żadnej z tych przyjemności inną.

    PS. Meller to Marcin a nie Michał.

  • 13 lat temu

    Ja przy jedzeniu tylko gazety czytuję. Do książki potrzebuję pełnego skupienia, a jedzenie bardzo mi w tym przeszkadza. ;> Ale kiedy oczy moje zajęcia mieć nie będą, chętnie skonsumuję łyżkę takiego masła orzechowego. Wszak jak powszechnie wiadomo, domowe – najlepsze.

    Pozdrawiam serdecznie! 🙂

  • 13 lat temu

    czekam na recenzję 'Gaumardżos' bo jestem bardzo ciekawa tej pozycji 🙂

  • 13 lat temu

    Fajnie napisany post :)) Piękne zdjęcia.
    Kocham książki i uwielbiam je własnie w pięknej papierowej formie. Uwielbiam je dotykać i… wąchać. O tak, kocham to!:)

    Całuję Aniu :*

  • 13 lat temu

    Nie czytam przy jedzeniu książek. Gazetęprędzej. Boję się, że zatłuszczę, zaplamię kartki. Jedzenie celebruję, skupiam się na nim, obserwuję co wkładam do ust. Nie mogłabym się skupić 🙂

  • 13 lat temu

    Jak dobrze przeczytac u kogoś własne myśli! 🙂 Podpisuję się pod wszystkimi wymienionymi zaletami papierowej książki. (tak na marginesie, słyszeliście, że istnieje zapach do e-booków? Cóż, nas to i tak nie przekonuje, prawda? :)).
    Czytanie przy jedzeniu? Jak najbardziej. Nie przemawiają do mnie obawy, że książka się poplami, pomnie i tak dalej. Tutaj wyznaję podobny pogląd jak Anne Fadiman (polecam jej eseje o książkach "Ex libris").
    Pozdrawiam!

  • 13 lat temu

    Ja tez zdecydowanie wole papier od elektronicznej ksiazki. Pan Pilch dobrze prawi, ksiazka to nie tylko slowo (choc, oczywiscie, to ono jest najwazniejsze).

  • 13 lat temu

    Aniu, wpadam do Ciebie często! na śniadanko, na deser, na piękne zdjęcia, no i na niebanalne refleksje.Pozdrawiam ciepło z południowych Włoch. dacapo

  • 13 lat temu

    Tak właśnie jest jak mówisz, Aniu. Mnie też nikt nie przekona do e-booków – ja książkę po prostu kocham. Z jej papierowością, zapachem, okładką. I pogniecioną stroną. Książka to książka.

    Pozdrawiam Cię serdecznie! 🙂

  • 13 lat temu

    Wszystkie wypisane tutaj zalety tradycyjnej książki wręcz ubóstwiam i chyba nigdy nie przestawię się na tą ewolucyjną,pozbawioną wyrazu i głębszych myśli elektroniczną wersję.
    Domowym masłem niezmiernie kusisz,lecz obawiam się ,czy aby mój malakser/mikser podołał twardości orzechów..
    Pozdrawiam!
    M.

  • 13 lat temu

    Oj znam Ci ja to Halberkowe masło – bezpośrednio od autorki przepisu 🙂 Wysłałam jej link, na pewno bardzo się ucieszy 🙂 Pozdrowienia!!!

  • Anonimowy
    13 lat temu

    Pan Pilch lubi wyrażać zdecydowane opinie, ale tego chyba się po prostu wymaga od publicysty. Ja też za nic nie oddam mojej kolekcji książek papierowych i bardzo lubię je czytać, ale cóż poradzić, skoro czytnik wygodniej zabrać na wakacje i zdecydowanie lepiej się mieści w torebce do pracy niż wielgachna, kilkusetstronicowa kniga. Tak więc mam i czytam jedno i drugie. A co do osławionej "bezduszności" – przedmioty są "bezduszne" albo "duszne" zależnie od odbiorcy i tego, jakim je uczyni w swoich oczach. Po co od razu ustawiać barykady? Niech każdy sobie czyta co chce, najlepiej naprzemiennie, jak mu wygodniej.

  • Anonimowy
    13 lat temu

    A ja polecam inne masło: orzechy podprażyć, posolić i miksować. Zmienia się w pył. Miksować dalej. Miksować, miksować i miksować. Po kilku minutach zaczną wydzielać własny olej. Miksowanie kończymy gdy masa jest gładka a jej powierzchnia szklista. Voila!
    Tak samo z resztą powstaje doskonałe masło słonecznikowe – polecam dodac do niego, oprócz soli, odrobinę miodu. Wspaniale smakuje z owocami, szczególnie gruszką.

  • Anonimowy
    13 lat temu

    Peanut butter & grape jelly sandwich – mój czikagowski klasik 🙂
    Buziaki!
    m.

  • 13 lat temu

    Mnie jedzenie przy czytaniu rozprasza…, i jak się delektować to albo jednym albo drugim…:)) Tak jakoś mam.Od zawsze! Na pewno nie z braku podzielności uwagi:)). Może z szacunku do książki…?, które notabene zdecydowanie drukowane wole!! Nowe, stare, białe, szare…wszystkie, tylko nie te elektroniczne i nie ważne jaka to wygoda!
    Piekny zbiór Aniu! Miłej lektury zatem:))
    Pozdrawiam gorąco!

  • 13 lat temu

    Szczęśliwego, uśmiechniętego, zaczytanego i pysznego Nowego Roku Aniu! 🙂

  • Anonimowy
    13 lat temu

    JERZY Pilch 🙂
    Pozdrawiam

  • 13 lat temu

    kocham słodycze 😀 i twój blog również <3 dodaje do obserwowanych 🙂 mogę liczyć na to samo? pozdrawiam 🙂 ps. oczywiście klikam lubię to

  • 13 lat temu

    Moze tez jestem troche dziwna, ale nie lubie czytac w kompie czy czymkolwiek elektronicznym ksiazek czy czasopism…lubie zapach ksiazek,przewracanie kartek ….w tym pozostane tradycjonalistka na pewno…

    Aniu- zycze Tobie oraz Twoim najblizszym zdrowego i pomyslnego Nowego Roku 🙂

    Pozdrawiam cieplutko 🙂

  • 13 lat temu

    mmm…masło orzechowe:)ostatnio piłam shake australijski-z masłem orzechowym-ale to było dobre:)) cudownej zabawy dziś, uściski na nowy rok!:)*
    J

  • 13 lat temu

    No i zrobiłam je z posylwestrowych orzeszków :))

  • 13 lat temu

    a ja z rasy kundli, czyli nie tych albo-albo tylko i tak-i tak, czyli kocham książki papierowe, ale nie mam nic przeciwko ich elektronicznej wersji. Mogę jechać gdzieśtam i mieć przy sobie 25 książek. Mogę w nich podkreślać do woli, komputer zapamięta moje zapiski na marginesach, otworzy książkę we właściwym miejscu. Nie mogę się też doczekać ulubionych książek kucharskich w elektronicznej wersji. Nie musiałabym się zastanawiać czy baking bible jest tu czy tam 🙂

  • 13 lat temu

    Wow Ania, mamy ta same manie – ciagle cos mielimy widze 🙂 To jest obledna propzycja i wieszco z marmolada pomaranczowa probowalas 😉
    PS. Kurcze, a my przy jedzeniu tylko gadamy 😀

Zostaw komentarz