Odkąd zmieniłam środek lokomocji, nie mogę pozwolić sobie na czytanie, bo zanim wyciągnę książkę i zdążę się wgryźć w tekst, muszę już wychodzić. Zamiast tego oddaję się przemyśleniom.
A myśli dzielą się na poranne i popołudniowe.
Te pierwsze związane są z obserwacją ludzi, rodzą się wskutek zasłyszanych dialogów. Często nie napawają radością, momentami rodzą poczucie, że jestem główną bohaterką ?Dnia świra?, a czasem po prostu mrożą krew w żyłach, tak jak np. dzisiejszy dialog przyrumienionych na solarium, długotipsych, czarnowłosych dziewczyn w krótkich kurteczkach*.
Myśli popołudniowe wędrują już w całkiem innym kierunku. Najczęściej rozmyślam, co zrobię na obiad, a jeśli już porzuciłam te myśli to tylko dlatego, że pomysł na obiad zrodził się wcześniej. Wtedy w głowie rozwija mi się arkusz pt. Lista Zakupów. Ot, szarawa, błotnista proza życia. Ale akurat ten fragment szarości lubię i gdy zbiegam schodami w dół tunelu, gdy delikatnie stąpam po śliskiej ośnieżonej kostce, to myśl o tym, że już za kwadrans będę smażyć plastry boczku i siekać cebulkę, napawa mnie rozkoszą.
Dziś w drodze do domu, zaciskając w dłoniach papierową torbę z pączkami z adwokatem, miałam wyłącznie słodkie myśli (pewnie za sprawą zapachu, jaki wypływał z paczuszki). Myślałam o Tłustym Czwartku, o moim strachu przed smażeniem pączków, o analogicznym strachu przed pieczeniem makaroników, który tak szybko udało mi się wypędzić?
KAWOWE MAKARONIKI Z CZEKOLADĄ
makaroniki: 100g białek (mniej więcej 3) 40g drobnego cukru 200g cukru pudru 120g mielonych migdałów 1 czubata łyżka kawy mielonej i 1 łyżka kawy rozpuszczalnej
krem czekoladowy: 100g gorzkiej czekolady 3 łyżki śmietanki 30% 2 łyżki Amaretto
Makaroniki: białka trzeba rozdzielić przynajmniej dzień wcześniej. Trzymamy je przykryte w lodówce i wyjmujemy nieco wcześniej przed przygotowaniem makaroników, tak aby były mniej więcej w temperaturze pokojowej. Podobno to nie żadna magia tylko wtedy nieco wysychają i efekt końcowy jest lepszy. Niektóre przepisy przewidują nawet dodanie nieco białek sproszkowanych ale nie próbowałam bo nie mam tego specyfiku.
Migdały trzeba zmielić razem z kawą i cukrem pudrem w malakserze na drobny proszek.
Białka ubić na dość sztywną pianę, dodać drobny cukier i jeszcze chwilę ubijać. Piana ma być sztywna ale nie ma się rwać (to właściwie ogólna zasada odnośnie ubijania piany z białek).
Teraz będzie najważniejszy krok dla makaroników. Do piany wsypujemy migdały zmielone z kawą i cukrem pudrem i mieszamy wszystko razem łyżką. Mieszana substancja będzie robiła się coraz rzadsza, trzeba uchwycić właściwy moment. Musi być na tyle rzadka, żeby makaroniki się nieco rozpłynęły, ale nie aż tak by były płaskie jak opłatki. Można sprawdzać wykładając trochę masy na talerzyk. Jeśli po wstrząśnięciu talerzykiem masa rozpłynie się na równiutkie, ale wypukłe kółko to jest ok, a jak trzyma krzywy kształt to mieszamy jeszcze 2-3 razy. Jeśli się rozpływa za szybko to jest za późno i zaczynamy od nowa. Moje, jak widać na zdjęciu, są nieco krzywe, zbyt grube a te małe wzgórza od końcówki do szprycowania nie znikły całkiem. To wszystko oznacza, że powinnam jeszcze zakręcić łyżką 2 razy :).
Można nakładać makaroniki łyżeczką ale łatwiej to zrobić z rękawa cukierniczego. Jeśli nie mamy to bierzemy torebkę ze sztywnej folii i ucinamy jeden róg, też będzie dobrze. Można również zwinąć nieco pergaminu w tytkę. Końcówka do szprycowania musi być okrągła i dość szeroka (mniej więcej 1cm średnicy), jeśli takiej nie mamy to nie bierzemy żadnej tylko szprycujemy wprost z rękawa.
Na blachę wyłożoną pergaminem nakładamy okrągłe ciasteczka o średnicy około 3 cm w odstępach około 2-3cm. Jak skończymy to trzeba uderzyć blachą płasko w stół, tak aby makaroniki się nieco rozpłynęły. Z tej proporcji wyjdą 2 blachy ciasteczek.
Odstawiamy przygotowane blachy na około godzinę do obeschnięcia. Nagrzewamy piekarnik do 160°C, wstawiamy ciasteczka i pieczemy przez jakieś 15 minut. Potem wyjmujemy i odstawiamy do wystygnięcia. Dopiero potem odklejamy je od papieru (ciepłe mogą się rozwarstwić).
Krem czekoladowy: czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej razem ze śmietanką lub olejem. Można dodać rum lub likier, wymieszać aż krem będzie gładki i odstawić do przestygnięcia.
Nakładać odrobinę czekolady na ciasteczka i sklejać je parami. W międzyczasie można zaparzyć kawy lub herbaty, tak aby nie tracić czasu jak już będą gotowe.
Uwagi:
1.Maszkaroniki, ta nazwa lepiej do nich pasuje. Bo gdy się człowiek napatrzy na cuda, jakie wychodzą spod wprawnej ręki, to serce wypełnia się żalem, gdy na blasze, zamiast równych kółeczek widać niesforne kleksy? Przy drugim rzędzie szło mi już nieco lepiej, ale nadal uparcie będę trzymać się nazwy maszkaroniki, bo daleko im jeszcze do ideału. Mój błąd: w obawie przed przemieszaniem masy, mieszałam ją zbyt krótko, w rezultacie czego była za bardzo zwarta. Następnym razem muszę machnąć łyżką raz więcej!
2. Maszkaroniki to moje pierwsze – i mam nadzieję nie ostatnie – zetknięcie z Weekendową Cukiernią. Ola wybrała świetny przepis!
3. Ma(sz)karoniki zrobiłam zgodnie z przepisem, zwiększając jedynie ilość kawy: dodałam do masy łyżkę kawy rozpuszczalnej i czubatą łyżkę kawy mielonej i sprecyzowałam ilość śmietanki. Pierwszego dnia wcale nie miałam na nie ochoty – po wylizaniu wszystkich misek, po próbowaniu upieczonych krążków byłam tak zasłodzona, że makaroniki nie wywołały u mnie entuzjazmu. ALE dzień później, wgryzając się w chrupką skorupkę i chwilę później zanurzając język w kremowej masie czekoladowej, pomyślałam: to jest to! Intensywnie kawowe, mocno czekoladowe, chrupiące, a zarazem lekko miękkie w środku, czegóż można chcieć więcej?
4. Na koniec dodam, że makaroniki to naprawdę nietrudna rzecz. Trzeba zmierzyć się z ich legendą – przełamać strach i złapać mikser w dłoń! Nie wierzcie długim i skomplikowanym przepisom na makaroniki: prawda jest taka, że zawierają niewiele składników, wymagają niewiele czynności i ledwie odrobiny wprawy. Powyższy przepis pochodzi od Felluni i swoją długość zawdzięcza jedynie temu, ze autorka starała się b. dokładnie wyjawić tajniki pieczenia makaroników.
*- o k?, ale najeb?rzeczy do mojej torby! – bo ty tak zawsze musisz nawpier? wszystko, nie? – no tak, no bo przecież k? muszę wziąć prostownicę do włosów, nie? (panienki szły do szkoły, bynajmniej nie fryzjerskiej)
Wyglądają boskoooooo gdyby nie fakt że zjadłam właśnie 3 pączki poleciałabym do kuchni … ale w niedzielę mam urodziny więc zaszaleje a co ;)) pozdrawiam serdecznie i dzięki
ps
dziewczęta rezolutne lecz jakże ubogie w słownictwo … oj
Aniu, jakie maszkaroniki??? toz to one cudowne sa!
Ja sie boje podjac takej proby! Bo mnie to faktycznie maszkary okropne wyjda.
To nie babeczki, ale jednak kawowe;)
Zorbie z całą pewnością;))))
Aniu i ja się zmierzyłam wczoraj z makaronikami 🙂 masa też mi wyszła za gęsta i może nie są idealne (pierwsze nie mogą być idealne moim zdaniem;)) ale przed momentem skończyłam piec nowe, poczekam do rana i zrobię zdjęcia bo są przecudne 😀
zarówno wczorajsze jak i dzisiejsze były smaczniutkie, się w nich zakochałam! 😀
pozdrawiam serdecznie
nie sa wcale takie zle,zeby je przezywac maszkaronikami! podziwiam cie za odwage, ja nawet bym nie probowala zmierzyc sie z legenda macarones;) pozdr
maja@ majmilys
Prawie identycznie rozkłada się moje kursowanie z Wrzeszcza do Sopotu. Tylko doliczam 2o minut autobusem do samego Wrzeszcza.
Teraz jest szał na makaroniki, bo wszyscy przełamują strach przed ich robieniem. : ] Ja też już mam je w planach. Oby wyszły tak samo cudowne!
czytałam ze skupieniem bo tez się przymierzam ale tekst ostatni rozłożył mnie na łopatki 🙂 Strojnisie normalnie to były… jak nic :):):)
O! Jak cudnie, że je zrobiłaś;)
I ja się muszę zabrać 🙂
Pozdrawiam, ale ładne no!
Ps: Podnosicie mi poprzeczkę:D
Zapomniałam dodać, że tego typu rozmowy to w moim gimnazjum była codzienność. Często zastanawiałam się, czy te torebki nie posiadają dna, skoro mogą pomieścić prostownicę, lakier, kosmetyczkę i jeszcze te 2 czy 3 zeszyty? ; )
Ukradnę ze dwa…a nawet i ze trzy..;-)
Ja wlaśnie się za nie zabieram 🙂 Twoje wyglądają rewelacyjnie i biedne zapewne cierpiałyby, gdyby wiedziały, że są nazywane maszkaronikami. ;D
Pozdrawiam ciepło!
bardzo ładne te makaroniki 🙂
Dialog "dziewcząt" mnie rozbroił. Jesteś pewna, że nie do fryzjerskiej szły;)?
Ja nie wiem co Ty chcesz od tych makaroników, są jak z obrazka i jeszcze do tego kawowe, mniam!:)
Uściski!
13tko, ja tez mam na koncie 3 pączki 😉 Uf!
Ewo, dziękuję w ich imieniu 😉 Mysle, ze spokojnie możesz podjąć próbę ich robienia, bo to nie jest ciężka rzecz, serio.
Nivejko, zorb, zorb! ;)))
Viri, ciekawam Twoich, jak tylko się pojawią, to lecę oglądać 🙂
Maja, to naprawdę nie jest trudna sprawa. Serio.
Cukrowa wróżko, koniecznie się zabierz za macarones, bo satysfakcja z upieczenia własnych jest spora, a rzecz to nietrudna. Och, gimnazjum… Mnie ominęło 😉
Olciaky, ja też się cieszę, ze zrobiłam 🙂 Miałam zamiar szukac przepisów na makaroniki, a tu pojawiłąś sie Ty w WC 🙂
Dragonfly 🙂
Misiu, jestem strrrrasznie ciekawa Twoich makaroników. Sądząc po innych działach z Twego blogu, będą ładne 🙂
POzdrowiwenia ślę! :)))
Myolinko,
Patrycjo, nieee… Nie tak je sobie wyobrażałam 😉 Choć w sumie jestem zadowolona z pierwszego razu 🙂
He he, dziewuszki były w wieku późnogimnazjalnym, sądząc po dialogu, szły do 'normalnej' szkoły. Br…
Piekne są!
Piękne!!!!!
Jakie znów "maszkaroniki"??
Ania, to chyba taka kokieteria, co? :))
Piękne. A wiesz, ja ubijam zawsze białka aż się porozrywają..Hmmm.. Następnym razem do tego momentu nie dopuszczę, zobaczymy jaka będzie różnica:)
Jejuuuu, co za dialog. Przemilczę, dobrze?
Pozdrowienia!
Żadne maszkaronki, ślicznie i równe. Ja po 1szych trzech bym się wściekła :), symetria i Ptasia nie idą w parze :).
A co do dialogu: dziś słyszałam podobny pod biblioteką. Dwóch chyba licealistów, palących papierosy pod przybytkiem oświaty, wcięło mi się w przerwę między piosenkami (mp3–> słuchawki w uszach), wspominając podejrzewam imprezę: "Ale było ch…owo, bo się zgrzygałem, bo zmieszałem wódkę z…[czymś]". Się starzeję.
Obstawiam gimnazjum, gdzies tak druga klasa… Te panienki znaczy się 😉
Jeśli zaś o makaroniki idzie, to faktycznie, nie taki diabeł straszny, a za to jaki przyjemny 😉 Mnie tak rozochociły moje pierwsze makarony, że nabyłam barwników i teraz po pączkowaniu, mając furę białek, rozpocznę kolorową produkcję 😉 Te kawowe też zrobie i mam nadzieję, ze będą sie prezentować tak świetnie jak Twoje 🙂
Moja droga gdybyś widziałam moje kapelusze (2x za dużo)…Piękne.amój pan pojechał z prezentem. Mam nadzieję, że strasznie go nie wygiął.
Jakie maszkaroniki??? Śliczne! A kawowych nigdy nie jadłam.
A dialog, wow!:)
Anulka współczuję że musiałaś tego słuchać chociaż dzięki temu uśmiałam się do łez 😉
A pacnąć Cię? Co Ty chcesz od tych makaroników? My Baby chyba mamy to w naturze, że wiecznie narzekamy i musimy być perfect we wszystkim 😛
Ja właśnie wcinam lody Haagen-Dazs (Strawberry Cheesecake) PYCHA! Chcesz się wymienić za MASZKARONIKA? 😀
Mój czas rozmyślań rozkłada się na 10 + 25. Rano, kiedy idę do szkoły i wieczorem, kiedy zasypiam. Z naciskiem na to drugie. Właśnie wtedy do głowy przychodzą mi różne dziwne myśli…
A takie jakże inteligĘtne rozmowy muszę wysłuchiwać codziennie na korytarzach. Idzie się załamać. Czasem zastanawiam się, jak to w ogóle możliwe…
Swoją drogą – gdzie ty tu maSZkaroniki widzisz? Toż to piękne, równiutkie makaroniki, w niczym nie ustępujące tym spod mistrzowskiej ręki! 😉
Pozdrawiam!
Aniu, makaroniki są piękne. kropka i tyle na ten temat. skmka – ach były czasy…
pozdrawiam ciepło
Mydlisz oczy Truskawa. Jakie maszkaroniki? Ja tu widzę piękne równe makarony. Z chęcią bym zatopiła ząbki chociaż w jednym.
Hahaha, dialog na końcu powala. Ale sama jeżdżąc komunikacją miejską słyszę na codzień podobne 🙂
A co do makaroników, moim skromnym w tej dziedzinie zdaniem, wyszły idealne 🙂
hmmm… to ja tez bym chciala piec takie maszkaroniki! 😉 az zazdroszcze i chyba jednak mierzenie sie z ich legenda jest nie dla mnie…
Aniu,
Twoje makaroniki bardzo mnie kuszą!
Tym bardziej, że zawsze chciałam je w końcu kiedyś zrobić. Mam nadzieję, że wreszcie się zmotywuję i je "zaliczę" 🙂
Aniu, te inteligenckie rozmowy znam (niestety) z racji mojego zawodu, wiesz mi niektóre brzmią znacznie gorzej i z przykrością stwierdzam, że nasza młodzież (rzecz jasna nie wszyscy) potrzebuje więcej uwagi i pozytywnych wzorców, bo jak tak dalej pójdzie to czarno to widzę.
Minuty na przemyślenia, planowanie też nie są mi obce – witajcie stolicowe korki 🙂 można i zaplanować zakupy i ugotować w myślach obiad, ba można i sobie niezłe poemy ułożyć, jeśli kto zapędy poetyckie ma :-))
A tak w tematyce kulinarnej to powiem jedno – też by chciała takie maszkarony wyrabiać!!!
Pozdrawiam ciepło!
Aniu, Twoje makaroniki są IDEALNE! :))))
Nie wiem, dlaczego mówisz o nich ma(sz)karoniki. Są po prostu wspaniałe!
Pozdrawiam.:)
I mnie się dziób ucieszył :)))
Maszkaroniki…a jakie szzzliczne 🙂
Nie uwierzysz, ale zastnawiam się czasami czy nie spisać dialogów, zasłyszanych w szatni szkolnej…soczyście płynących z ust rodziców!
Więc chyba mamy skutek i przyczynę.
Aniu Droga, wielki całus za dwa tuziny miłych słów :*
A akaroniki…wyzwanie przede mną, chciałabym oby były tak piękne jak Twoje.
Miłego wieczoru
M.
Bardzo piękne i okrąglutkie makaroniki :)Gdzie im tam do ma(sz)karoników !
Zbieram się w sobie, żeby też je wyprodukować, może w końcu się uda – jak już się napatrzę na TAKIE wypieki 🙂
Oddam pączka za makaronika, proszę… Bo makaroniki uwielbiam. Zwłaszcza piękne 🙂
ojej jakie śliczne makaroniki :)))
Jakie tam maszkaroniki! Wspaniałe są 🙂 Śnią mi się normalnie te smakołyki, ale jakiś cykor ze mnie i się boję, no a właściwie to czego? mobilizują mnie takie wpisy, dzięki :)))
Pozdrowienia i gratulacje (pięknych makaroników rzecz jasna) :)))
Ach, jakież cudowne makaroniki!
Ja tez chcę jednego xd
Zresztą, wszystkie Twoje przepisy są świetne. I zdjęcia perfekcyjne. cóż więcej?
Pozdrawiam!
Aniu jestes zbyt skromna, Twoje makaroniki sa naprawde sliczne. Chetnie bym sie jednym poczestowala jesli pozwolisz 🙂
mileego dnia
Chyba je zrobię jak tylko będę się czegoś bała 🙂 Wyglądają pysznie Aniu!
Oj, moje pierwsze makaroniki były nie dośc, że brzydkie, to jeszcze całkiem nieudane, bo miałam za grubo zmielone migdały. Pocieszam się, że następne na pewno będą ładniejsze!
Zazdroszczę Ci jeżdżenia skm-ką, ze wszystkich środków transportu, jakimi mi się zdarzyło podróżowac, ten jest zdecydowanie moim ulubionym. 🙂
Aniu-Perfekcjonistko, toż to żadne maszkaroniki, tylko piękne makaroniki 🙂 Ale wiesz, ja też tak mam – boję się za bardzo rozmieszać i w efekcie mam za zwartą masę – cóż, jeszcze trochę doświadczenia …
A tymczasem mam aż za dużo czasu na myślenie, więc pozwolę sobie na chwilę zapomnienia i popatrzę jeszcze na Twoje piękności 🙂 Ciepły buziak :***
Piękne te maszkarony!
Po głębokim tłuszczu lekki, migdałowy smak, ooo tak. Piekarnik mam fatalny ale zawsze można wyskoczyć na makaroniki do cukierni:D
Przyjemnego weekendu Ania!
Aniu!! no przecież to rewelacja!!
piękne, piękne makaroniki, ale nazwa druga w sumie też mi się podoba 🙂 maszkaroniki 🙂 ładnie też.
Co do dyskusji owych niewiast… cóż… jak to się kiedyś mówiło – są ludzie i ludziska, są krzesła i taborety 😉
i obserwować ludzi też lubię… choć faktycznie – można się zaskoczyć, tym co się zaobserwuje…
piękne słowo, "długotipse". powinno wejść do codziennego użycia. choć oczywiście żyję nadzieją, że któregoś pięknego dnia długotipse znikną z polskich ulic i jego używanie nie będzie już potrzebne…
Jednym słowem telepatia:)
Jak na pierwszy raz sliczne, brawo!
Uwielbiam wszystko, co kawowe. Makaroniki kawowe naleza do moich ulubionych, a te jeszcze maja czekoladowe nadzienie, mmmmniam!
Chyba sie odwaze i sprobuje jeszcze raz zrobic te cudenka, jedno nieudane podejscie to zdecydowanie za malo, by sie poddac:-)
Makaroniki naprawde boskie:-)
Elwira
Dziś widziałam prawdziwe maszkarony… Kupiłam Kuchnię – gazetę znaczy się i tam pod nazwą makaroniki jest "coś"…;) Tak więc Aniu, Twoje są cudeńkami 🙂
Pozdrawiam
Mafilka
też mam 'przyjemnosc' jezdzenia skm; rano niestety jest to koszmarem 🙁
Wszyscy kuszą makaronikami, chyba i je się za nie zabiorę 🙂 bardzo podoba mi się połączenie kawy i czekolady…
Podoba mi się Twoja nazwa Maszkaroniki choć jest całkowicie niezasłuzona 🙂 Nie widzę również niesfornych kleksów tylko śliczne, równiutkie ciasteczka 🙂
Najbardziej się cieszę z tego, że niedługo nikt już nie uwierzy w te blogowe horrory o nieudanych makaronach 🙂
Aniu, "niesforne kleksy"? Raczysz chyba żartować? 😀 "Maszkaroniki"? No doprawdy, zastanawiam się, czy pisząc te słowa byłaś w tak dobrym, czy tak kiepskim humorze? 😀
Jasne, jasne, o makaronikach nie wiem nic, bo sama miałam jedynie okazję koncertowo je sknocić, ale gdyby moja ówczesna próba wyglądała jak Twoja obecna – to cieszyłabym się jak diabli. 😉
Aniu, a co do "30 minut na swobodny przepływ myśli"… – niech skonam, jeśli każdego dnia nie miewam podobnych, zwłaszcza tych dotyczących jedzenia. 😀 W kolejce za to, chętnie i namiętnie czytam. 🙂 W końcu mam czas na czytanie! To kolejny plus mojego powrotu do pracy. 🙂
Buziaki przesyłam na ten weekend odwilży. 😀
Aniu, toż to śliczne ciasteczka są!!!
Wiesz co Ania, gdy napisalas kilka dni temu maszkaroniki, to wyobrazilam sobie troszkne mniej ksztaltne, powiem Ci szczerze!
Zazdroszcze Ci idealnej wspolpracy z piekarnikiem, moje choc ksztaltne, to piekarnik uparty nie chce dac sie rozgryzc 😀 niby OK, ale nie do konca…
Ciekawa jestem jakie upieczesz nast. razem – jakie makaronikowe smaki Ci najbardziej pasuja?
:*
PS. A ktore mysli sa lepsze, popoludniowe?
Często tu zaglądam, mam Cię nawet w swoich linkach, ale po raz pierwszy piszę komentarz. Nie no, muszę zrobić te makaroniki, muszę, muszę!
Regularnie robię amaretti z niepotrzebnych białek, ale czas już chyba przejść na wyższy poziom:)
Twoje są piękne!
Pozdrawiam!
Makaroniki wcale nie takie straszne, jak twierdzisz, debiut moim zdaniem bardzo udany. Ja wczoraj też je robiłam po raz pierwszy i a) mam podobne odczucia w sprawie ich smaku – po wylizaniu miski też efekt końcowy wydał mi się taki sobie, ale drugiego dnia to już było całkiem coś innego b) moim zdaniem, chociaż mówię tak bardzo rzadko, to jednak chyba trudny przepis. Ale może się tylko tak zestresowałam, po przeczytaniu tylu rad, jak zrobić żeby wyszły – ale efekt końcowy było ok. A może nawet nie tyle trudny, co trzeba w nim postępować zgodnie z instrukcją i to jest ta najtrudniejsza część.
Co do rozmów podsłuchanych w środkach komunikacji i czasami w toaletach, to rzeczywiście budzą grozę i zdumienie, często mam wtedy wrażenie, że żyję sobie w jakimś kokonie i nic nie wiem o tym, co jest na zewnątrz. To chyba jednak dobrze. Mam nadzieję, że kokon nigdy nie pęknie i nadal będę mogła spędzać spokojne sobotnie wieczory na pieczeniu makaroników, a nie na ściąganiu tipsów czy czymś w tym rodzaju.
Kucharzy Trzech, bardzo dziękuję 🙂
GOś, myślę, że możesz ubić białaka do momentu rozrywania, ale potem przemieszać odrobinę więcej razy.
Ptasiu, ja też mam często takie wrażenie, ze jestem z kosmosu albo z innego wieku. I coś w tym chyba jest.
Mafilko, bardzo możliwe, ze to ten wiek. Zyczę powodzenia w produkcji kawowych! 🙂
Gospodarna, ja na początku tez za dużo masy dawałam, dlatego takie marne wyszły. Och, my właśnie wróciliśmy z wizyty u rodziny… Cieszę się, ze przynajmniej foremki zostały w bezpiecznym miejscu i nie stanowią problemu…
Delie, kawowe są pyszne 🙂
POla, no tak, coś w tym jest. Ja jestem wiecznie niezadowolona z rezultatów swej pracy! Z resztą u Ciebie tez różnie z tym jest…
Lody brzmią obłednie i bez wahania oddałabym makaroniki za opakowanie 🙂 Bo makarony juz jadłam, a tychze lodów NIE!
Zaytoon, ja zasypiam szybko i nie zdążę snuć żadnych sensowniejszych myśli…;)
Gwiazdka.w.kuchni, dziękuję 🙂
Oczko, ja, jako ich twórca, patrzę na nie bardzije krytycznie 😉 Dobre są, fakt. Ale już daaaaawno ich nie ma!
Kasiaaa24, dziękuję :)))
Cudawianko, wierz mi, ze to nie jeste cieżka rzecz, upiec makaroniki. Serio.
PAtrycjo, mam nadzieję, że trochę CIę zachęciłam. Moim zdaniem, warto je zrobić, bo są pyszne i już.
Kuchasiu, współczuję bliskiego kontaktu z osobami snujacymi takie dialogi… Nie napawa optyizmem, prawda?
Majano, dziękuję :))) Ale ja tak nie sądzę, bo widziałam prawdziwe idealy i teraz mam je przed oczami…:)
MOniko, moze kiedyś się skusisz, kto wie? :)Te maszkarony to łatwa sprawa, a efekt smakowy bardzo udany 🙂
Abbro, An-no (za pączka już dziękuję ;))), MArgot: dziękuję za miłe słowa! Maszkaroniki się ucieszyły 🙂
Moniko, mam nadzieję, ze DOSTATECZNIE Cię zmobilizują 🙂
Anonimowy, rozpłynęłam się…:))) Wstyd mi przed samą sobą, ale strasznie miło mi czytać takie rzeczy…:)
Karolko, Amaleno, dziękuję za te słowa!
Dajdo, fakt, dobrze zmielone migdały to połowa sukcesu makaroników. To musi być mączka migdałowa niemal. Eeee, ja wolałam autobusy od skmki…
Tili, do perfekcjonistki mi daleko, ale dziękuję 🙂 Ja niestety czasu na myślenie mam coraz mniej, nie licząc tych wskazanych wyzej minut… Ale moze to i dobrze?
MIchale, piekarnik, w którym piekłam maszkarony, też jeste kiepski! Trzeba go czuć, nic więcej – ten maminy jest nieszczelny i zawsze daję con. 10 stopnie więcej, niz jest w przepisie. I to działa!
Amarantko, dziękuję 🙂 Wiesz, mi też 'podeszła' nazwa maszkaroniki, bo to oswaja te ciasteczka.
Katasz, ja w to nie wierzę – nie nie znikną…
Olciaky, zgadza się 🙂
Elwiro, dziękuję 🙂 Zachecam do ich upieczenia, bo trudne to nie jest, a efekt fajny!
Mafilko, hi hi, tez je widziałam… PRawdę powiedziawszy, wstyd nazywać to coś makaronikami, co najwyzej można je ochrzcić mianem bezowych markiz, nic więcej. Wtopa!
Anonimowy, ja tez za skm nie przepadam…
Muffingirl, dawaj! :)))
Felluniu, makaronikowe uświadomienie społeczeństwa to Twoja zasługa! :)Ta lekcja mi wiele dała, dziękuję 🙂
Kasiu, dziękuję 🙂
Basia, bo wies,z to jednak najładniejsze były. Pierwsze pół blachy to był koszmar, potem już robiłam je trochę wprawniej… Najlepsze jest to, ze mój (mamci) piekarnik to naprawdę nieciekawy gość, jest nieszczelny i ma słąbą dolną grzałkę. Ale poznanie jego mankamentów ułatwia walkę z nimi – zawsze piekę w temp. o 10 stopni wyższej i nie na środkowej półce, a niżej. I proszę 🙂
Ale mi zabiłaś ćwieka tym pytaniem o smaki!Hm… Kawowa góra strasznie mi smakowała, ale nadzienie wolałam cytrynowe, to warszawskie. Było takie lekkie i orzeźwiające. Więc… nic się nie rozwiązało!
Co do myśli, sprawa łatwa: popoludniowe rulez! 😀
Bunciu, bardzo się cieszę, ze się odezwałaś! Widziałam Twoje amaretti, fajna alternatywa!
POzdrawiam Was serdecznie!
Karolino, wyobraziłam sobie sobotnie wieczory spędzane na ściąganiu tipsów :DDD Cudne!
WIesz, ten przepis można zredukować do kilku zdań i tez bedzie zrozumiały, ale chyba na początek lepiej przeczytać pełną, wypasioną wersję. Dla mnie to naprawdę łątwa sprawa, ale każdy ma problemy z innym rodzajem wypieków, akurat mi bezopochodne specjały zawsze wychodziły bez problemu. Ale np. drożdżowe to już cięza sprawa, niby bez zakalca, ale nie takie, jak babcia czy mamcia robią…
genialne te Twoje maszkaroniki 🙂
może wsiądę do pociągu i przygnam do Ciebie na kawę i właśnie takie maszkaroniki?
a ten szelest kartek to efekt pochłaniania nadgryzionej książki 🙂
czy u Ciebie też tyle śniegu?
całuję!
witaj,
dziękuję za komentarze na moim blogu…ja również z ciekawością zajrzałam do Ciebie 🙂 widzę, że mamy podobne pasje- fotografia, kuchnia…
pysznie piszesz i gotujesz, na pewno będę zaglądać na Strawberries!
pozdrawiam serdecznie
p.s.gusz-e-fil z odrobiną masła w cieście są dużo smaczniejsze, delikatne i kruche, przetestowałam 🙂
Aniu, i ja mam na koncie 3 pączki tłustoczwartkowe lecz Twoje makaroniki chyba byłyby dla mnie o wiele bardziej kuszące 😀
Może i dobrze, że mogę podziwiać tylko zdjęcia, bo chyb a bym się nie oparła…Tymczasem przybiera się przyjemnie, zrzuca już mniej 😉 A wiosna się zbliża 😀
Peggy, dziękuję :DDD A jaką książkę nadgryzałaś? Śniegu niestetety nadal TYLE. ALe już taki wymęczony, sinawy, bardziej to już firn aniżeli śnieg, ble. Za chwilę zrobi się z tego lodowiec…
Przyjeżdżaj! 🙂
Karolko, miło mi, że się odezwałaś! 🙂 Dziękuję za rady w kwestii gusz-e-fil, pewnie kiedyś je wykorzystam 🙂
Porcelanko, ostatnie zdanie baaaaardzo celne… Niestety. Ja już staram się studzić zapędy mego brzucha…
No i wreszcie zrobiłam, i to w trzech wersjach! Twoja wersja jest najsmaczniejsza!
Zrobiłam jeszcze cytrynowe z lemon curd i malinowe.
Trzy podejścia, każde wyszły inne, żadne nie są takie piękne jak Twoje.
Zdecydowanie trzeba podawać na drugi dzień.
Nie wiem, jak powinny smakować, bo nigdy nie jadłam makaroników w realu, więc tylko po wyglądzie oceniałam efekt. Czy w środku powinna być struktura gęsta od migdałów, jakby zakalcowata? Bo moje nie przypominają w środku w ogóle bezy…