Mój występ w „Dzień dobry TVN”*; |
Na początku lutego po raz drugi odwiedziłam studio „Dzień dobry TVN”, by ugotować kilka retro smaczków. Mimo iż menu składało się tylko z trzech potraw, długo nad nim dumałam. Chciałam zrobić coś pysznego, ale z minimalnym ryzykiem porażki (gotowanie na żywo rządzi się swoimi prawami i o wpadki nietrudno!), łatwego, ale niebanalnego. Ostatecznie wybrałam na warsztat receptury z „Kuchni jarskiej” Romualdy i Apolinarego Tarnawskich z 1929 r.
Moim założeniem było pokazanie, że wiele składników, które powszechnie uważamy za nowinki kulinarne i obecne mody, funkcjonowało w kuchni już wiek temu. Przed stu laty gospodynie wypiekały pasztety jarskie, robiły „burgery” z różnych kasz czy kulały zdrowe słodkości z suszonych owoców, nawet z dodatkiem karobu! Do menu w DDTVN wybrałam pasztet jarski na soczewicy, opiekanki z kaszy kaglanej, kisiel żurawinowy. Miały pojawić się jeszcze kulki mocy z suszonych owoców, ale zabrakło na nie czasu. Mój zamysł wychwycili producenci programu i podczas wystąpień na pasku pojawiała się informacja, że mówię o hipsterskiej kuchni z 1929 roku, hi hi.
Gdy tylko opuściłam fotel u pań makijażystek (jakie to cudowne uczucie, gdy ktoś cię ładnie umaluje!), zakasałam rękawy i zabrałam się do pracy. Podczas każdego z trzech wejść, prezentowałam kolejną potrawę i zawsze żałowałam, że miałam tak mało czasu na opowiedzenie o danie, kolejnej starej recepturze czy ciekawostce sprzed lat. Ale telewizja rządzi się swoimi prawami, miało być zwięźle i ciekawie – starałam się, jak mogłam, a w głowie migała tylko rada bliskich: „mów wolniej, mów wolniej!”. Ale jak tu mówić wolniej, jak ma się tyle do powiedzenia… A tak na serio, to pracuję nad tym.
Opiekanki z kaszy jaglanej (inaczej placuszki) albo wegetariańskie „burgery” zniknęły jako pierwsze i smakowały naprawdę każdemu, kto ich próbował (również prowadzący, Andrzej Sołtysik i Anna Kalczyńska). To mój mały sukces, bo kasza jaglana to specyficzny produkt i wiele osób za nią nie przepada, ja sama zaliczam się do tego grona. Ale jeśli podejść do niej z sercem i porcją wiedzy, uda się pokonać jej goryczkę i wyczarować coś pysznego.
Przepis na opiekanki znajdziecie poniżej.
To jeszcze słowo o grudniowym debiucie w „Dzień dobry TVN”. Wówczas zrobiłam mały przegląd receptur przedwojennych kucharek: była kremowa brukselka inspirowana przepisem Lucyny Ćwierczakiewiczowej, skorzonera od Marii Ochorowicz-Monatowej, forszmak od Wincentyny Zawadzkiej, i kruche imbirowe ciasteczka od Marii Disslowej. Po tym występie mnóstwo osób pytało, czy Marcin Prokop (wraz z Dorotą Wellman, współprowadzący to wydanie DDTVN) spróbował brukselki. Oficjalnie odpowiadam tutaj: nie, nie spróbował! I uważam to za moją porażkę kulinarną. Albo za kolejne wyzwanie. Na pocieszenie dodam, że zjadł za to całą foremkę forszmaku i większość skorzonery.
Na koniec anegdotka: przygotowując kruche ciasto na imbirki podczas pierwszego występu, o mały włos nie podałabym obrzydlistwa. Zamiast mąki wsypałam do ciasta sól (na swoje usprawiedliwienie mam dwie okoliczności: stres i fakt, że mąka była w wielkim słoju!)… Podczas wyrabiania konsystencja ciasta bardzo mi nie pasowała, więc go spróbowałam. I Bogu dzięki, bo gdybym tego nie zrobiła, na talerzu wylądowałyby niejadalne imbirki z soli.
Mój pierwszy występ w „Dzień dobry TVN” możecie zobaczyć tutaj, a drugi tutaj.
Smażę opiekanki; |
gratuluję udanego występu i pozdrawiam cieplutko!
Szkoda, że nie widzialam:(
Szkoda, że nie widzialam:(
powodzenia 🙂