200 ml ciepłej wody
45 g cukru
1/2 łyżki soli
425 g + 75 g mąki pszennej
2 małe jajka, rozbełtane
50 g masła, roztopionego
Drożdże kruszę do miski, zalewam ciepłą wodą i mieszam. Kiedy się rozpuszczą, dodaję 425 g mąki, cukier i sól. Cały czas mieszając, dodaję jajka (zostawiam ok. 2 łyżeczki rozbełtanych jajek na posmarowanie chałki) i masło (musi być ostudzone).
Dobrze wyrabiam ciasto i powoli dodaję do niego +/- 75 g mąki (ciasto ma być luźne i elastyczne, niezbyt zbite, nie klejące – czasem mąki daje się mniej niż 75 g, czasem więcej). Kiedy ciasto zacznie odstawać od ścianek miski, wykładam je na blat i wyrabiam kolejne 5-10 minut. Formuję kulę, spryskuję ją lekko olejem i układam w misce do odrośnięcia na ok. 2 h (miskę przykrywam płócienną ściereczką), w ciepłym miejscu.
W czasie, kiedy ciasto rośnie, odgazowuję je 2 razy, wbijając w nie pięść. Następnie dzielę ciasto na 4 lub 6 części, formuję z nich wałki i zaplatam z nich warkocz. Przekładam chałkę na wyłożoną papierem do pieczenia blachę i odstawiam do wyrośnięcia na 30-40 minut. Kiedy chałka wyrośnie, smaruję ją jajkiem i posypuję makiem.
Chałkę piekę w 180 st. C. przez 30-40 minut, jeśli za mocno się przypieka, przykrywam ją folią aluminiową. Chałkę studzę na kratce kuchennej.
Uwagi:
1. Przepis pochodzi z książki Liski „White plate. Słodkie”, podałam tu proporcje na 1 dużą chałkę.
2. Ten przepis jest świetny – piekłam chałkę po raz pierwszy i sama byłam zaskoczona efektem końcowym. Może się wydawać przydługi, ale świetnie wszystko opisuje i nawet osoba, która boi się drożdżowych wypieków (ja!) upiecze dzięki niemu piękną chałkę. Moja świetnie wyrosła, była puszysta i delikatna w smaku. Cudnie smakuje ze świeżym masłem i szklanką zimnego mleka.
Uwielbiam czytać Twojego bloga! I do tego zdjęcia rewelacyjne! Pozdrawiam gorąco, mimo że listopadowo 🙂 Aneta
Cudowna chałka! 🙂
Znośny ? Listopad jest fajny. Wszystkie te światełka, wieczorne spacery (jakoś w listopadzie zawsze mam na nie więcej czasu)i zapach zbutwiałych liści i mokrej ziemi. A zimno to dopiero będzie 😉
Liska jest niezawodna. Chałka jest u mnie w kolejce. I także lubię nasze listopadowe święta. Tą nostalgię, spokój, to, że z żywymi bliski mogę napić się gorącej herbaty.
Pozdrawiam
Anuszka.
Lubię chałkę z masłem, lubię rodzinne odwiedzanie cmentarzy – rytuał, ceremoniał, który porządkuje i harmonizuje…
Pozdrowienia od tych co także bardzo niekościotrupowi i straszni – w listopadzie…a raczej zadumani.
Piękny blog, świetne zdjęcia….o smakach nawet nie wspomnę:)
uściski z Kaszub:)
o tak, gasnące zapałki to zapach listopada. I ten wiatr… Pozdrawiam ciepło.
Gasnące zapałki, to jest to 🙂
Moja kochana N. na ten miesiąc mówi "glistopad"… 😉
listopadowa jesień jest zimna, a chałka ciepła i puchata.
Bardzo mądry wpis. W moim domu też nie ma paluchów wiedźmy. Niech dzieci wiedzą, że w tych dniach wspominamy zmarłych, odwiedzamy dziadzia. Pojawiają się wtedy pytania o śmierć i okazja do rozmowy.
Tak samo jest z ciastem. Dzieciaki chcą wyrabiać ciasto i zamiast śmieci ze sklepiku szklonego jedzą domową drożdżówkę….. Pozdrawiam ciepło….
Pieknie napisalas…chcialabym,zeby moje dziecko
o dniu Wszystkich Swietych tez w ten sposob pamietalo.
Chalki uwielbiam,czesto pieke na niedzielne sniadanko :o)
Pozdrawiam serdecznie
Frida
pamiętam moją pierwszą chałkę/również liskową;)ciepłą i puchatą jak obłok,przyjemnie,nienachalnie słoną z delikatnym posmakiem waniliowej słodyczy.idealny domowy wypiek na śniadanie!:)
+własnoręcznie przygotowane powidła i jesień wraz zimą Nam nie straszna:)
pozdrawiam!
m.
A ja odwrotnie – przebieram sie, ozdabiam, za to po cmentarzach nie spaceruje. Tak juz mam.
Za to pyszna chalka nie pogardze!
A listopad… Listopad wcale nie jest taki zly.
też nie przepadam za ty halołinowym szałem 🙂 chałka też ląduje do zeszytu… mam nadzieję, że niebawem ją upiekę mniam mniam
bywa bardzo znośny jak patrzy się na takie przytulne zdjęcie chałki drożdżowej, książkę też posiadam w swoim zbiorze, ale jeszcze nic nie piekłam, widzę że muszę nadrobić:))) pozdrawiam
popieram…wszedzie tylko wciska sie moda na te anglosaskie swieta…a nasza tradycja wywodzi sie z praslowianskich i ludowych Dziadow, i nie ma nic wspolnego z zabawa…
Twoj kot nosi moje imie…fajnie ;))
Czekałam na tą chałkę odkąd o niej wspomniałaś na FB jakiś czas temu 🙂
Pozdrawiam
Aniu,
bardzo lubię Twojego bloga… od niego zaczęła się w ogóle moja przygoda z blogami kulinarnymi. Twoje kolejne posty sprawiają mi zawsze ogromną przyjemność :). dziękuję Ci także za inspirację – postanowiłam uporządkować moje karteluszki, wycinki i także dołączyłam do kulinarnej blogosfery – jeśli zechcesz, zajrzyj: http://tinsandpans.blogspot.com/
Kasia
Już często to wspominałam, ale napiszę jeszcze raz, że czekałam na te deszczowe wieczory, kiedy w ciemnym pokoju z laptopem na kolanach i gorącą herbatą będę czytała Twoje posty.
Pierwszy raz w życiu nie byłam w tym roku w Polsce na Wszystkich Świętych. Bardzo mi było smutno z tego powodu, bo bardzo lubię to święto. Poranny spacer na cmentarz, potem zakupy w cukierni, czekoladowo-wiśniowe ciasto od lat z tego samego miejsca, herbata, spacer z psem po lesie, wieczorne ciepło światła na cmentarzu, wspomnienia o ukochanej babci… Dotarłam tym razem dopiero 4 listopada, ale to nie było to samo. Rzadko zazdroszczę, ale tym razem zazdroszczę wszystkim Wam, którzy mogli przeciskać się z torbą pełną zniczy, którzy wycierali nos w chusteczki i uronili łzę nad kimś z rodziny, pośmiali się razem wieczorem, zapalili świeczkę…
W pierwszych dniach listopada spacer po najstarszej części Cmentarza Rakowickiego to magiczne przeżycie … nie przemawiają do mnie żadne halloweenowe imprezy… to nie mój klimat … przywiązanie do rodzimych tradycji jest dla mnie ważniejsze – określa to kim jestem , gdzie wyrosłam … korzenie rodzinne , przynależność do świata i kultury moich przodków daje mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju i pogodzenia się z przemijaniem – tego nie daje zachłyśnięcie się żadną obcą tradycją…
zapraszam do zabawy http://zawartosc.blogspot.com/
Miałam kiedyś nauczycielkę angielskiego pochodzącą z Londynu.Gdy polscy znajomi zaprowadzili ją na Powązki 1 czy 2 listopada była niebywale poruszona. Twierdziła,że zazdrości nam tak wspaniałych świąt i że Halloween jest zwyczajnie ogłupiające. Nie wiem dlaczego mamy zamieniać lepsze na gorsze?Pozdrawiam serdecznie.
Truskawko, szukałam właśnie przepisu na chałkę ideał. Jak wstanę rano, to się za nią zabieram. Będzie w sam raz do dżemu jabłkowego i ciepłej herbaty.
Listopad lubimy obie, chyba 😉
ściskam
A ja lubię listopad. Za długie popołudnia i wieczory spędzane w domu, bez wyrzutów sumienia, że szkoda takiej pięknej pogody na siedzenie w kuchni. I za powroty do domu "po ciemku".
Chałkę na pewno upiekę.