Kociewie, poranne światło listopada; |
Czasem czuję się wypruta z historii. Jakby ulotniły się ze mnie wszystkie słowa, wyparowały wszystkie zdania, które chciałam napisać, ubrać w akapity i przekształcić w opowieść.
Miewam wrażenie, że nie uda mi
się napisać już nic ciekawego, że wszystko zostało powiedziane i jedyną słuszną
opcją pozostaje milczenie. Bo przecież lepiej siedzieć cicho niż paplać o
kolejnej kawie, miłym popołudniu, życiu zgodnie z naturą, jedzeniem jajek od
szczęśliwych kur i ciepłej zupie. Na szczęście po dniach słownej
posuchy przychodzi urodzaj myśli albo los miłosiernie zsyła wartą opisania
anegdotę.
Nie tak dawno obiecałam, że kolejna
opowieść o naszej wyprawie na Kociewie będzie o zupie (na dodatek ciepłej!). Myślałam, że ubiorę tę
zupę w zgrabną historyjkę. Niestety, po trzykrotnym skasowaniu pierwszego
zdania tego postu stwierdziłam, że nic z tego nie będzie.
Nie lubię pisać na
siłę ? jeśli historia nie ?płynie? mi sama, ograniczam się do krótkiego wstępu.
Może jestem wyczulona, ale uważam, że wystarczy lektura zaledwie kilku zdań aby
poznać, czy autor męczył się nad tekstem długie godziny, czy usiadł i napisał go
pod wpływem jakiegoś impulsu (możemy go również nazwać natchnieniem). I wcale nie chodzi mi tu o to, czy ktoś dobrze pisze, czy ma do tego talent, a o naturalność jego słów. Bardzo łatwo wyczuć między wersami pot i krew autora, podobnie jak niewymuszoną lekkość tekstu innego twórcy.
Kociewie o poranku; |
Każdym słowem tego tekstu
zmierzam do informacji, że opowieści ugotowanej przez moją siostrę zupie
i ciepłej chacie na Kociewiu dzisiaj nie będzie, bo wszystko opisałam już w
poprzednim poście.
Zamiast tego mam dla Was zdjęcia ? zarówno obłędnie pysznej zupy,
jak i obłędnie pięknej chaty, jej wnętrza i jej otoczenia.
Wnętrze kociewskiej chaty; |
Wnętrze kociewskiej chaty; |
Oczywiście mam dla Was również i przepis na rzeczoną zupę.
Nie zraźcie się jego długością, bo rzecz jest naprawdę prosta do przygotowania i wbrew pozorom nie zajmuje wiele czasu.
(proporcje na 1 duży garnek)
ok. 5 średnich ziemniaków, typ A lub B (zwarte, nie rozpadające się)
1 duży por, pokrojony w krążki (białe i jasnozielone części)
2 łyżki masła
8-12 krewetek tygrysich (używam różowych, ugotowanych)
200 g płat surowego łososia (bez ości)
200 g ulubionej białej morskiej ryby (np. dorsz, halibut), surowej
1 mały listek laurowy
1 ziele angielskie
1 łyżka musztardy
sól i pieprz
5 łyżek śmietanki 30%
do podania:
wędzony łosoś w plastrach
koperek do posypania zupy
Umyte ryby kroję w dość duże kawałki (ok. 5x5cm) i umieszczam w garnku
wraz z zielem angielskim i listkiem laurowym. Zalewam 1,5 litra wody i gotuję,
odszumowując wywar co jakiś czas. Gdy mięso ryb się zetnie, wyławiam je z
wywaru i odstawiam (płyn zachowuję).
W dużym garnku rozgrzewam masło i podsmażam na nim pora. Gdy będzie
szklisty, dodaję doń obrane ze skórki, pokrojone kostkę ziemniaki i chwilę
mieszam. Zalewam rybnym wywarem, solę (ok. 1 łyżeczki soli), dodaję musztardę i
gotuję do miękkości ziemniaków, maksymalnie trwa to 20 minut.
Po tym czasie wyławiam połowę ziemniaków i pora, a pozostałą w garnku
część miksuję na gładko. Dodaję odłożone ziemniaki i pora, ryby oraz oczyszczone
krewetki. Gotuję jeszcze chwilkę i zdejmuję z gazu. Mieszam ze śmietanką,
przelewam do talerzy. Podaję ze świeżym koperkiem i plastrami wędzonego
łososia.
Uwagi:
1. Przepis na zupę pochodzi od mojej siostry (a opiera się ona na tym przepisie z Kwestii Smaku). Magda gotowała, ja
zapamiętywałam, co robi, a następnie odtworzyłam w domu ten smak. Zupa wyszła
rewelacyjna! Wg mnie najpyszniejsza jest na drugi dzień.
2. A na stole widzicie jeszcze m.in. pieczone pierożki z twarogowego ciasta z cebulą i wędzoną papryką. Przepis na nie prezentowałam już tutaj. Są pyszne!
Rzeczone pierożki w towarzystwie innych delikatesów; |
jak tam pieknie 🙂 i smakowicie 🙂
Trafnie napisałaś, zgadzam się z Tobą w 100% z tymi słowami ??wystarczy lektura zaledwie kilku zdań aby poznać, czy autor męczył się nad tekstem długie godziny, czy usiadł i napisał go pod wpływem jakiegoś impulsu (możemy go również nazwać natchnieniem)?.? Mądre słowa, zdjęcia piękne, zupka smaczna a do Kociewia mam bardzo duży sentyment. Pozdrawiam cieplutko
Asia ja swoje piski i zachwyty już wyrażałam na instagramie 🙂 A tu jeszcze większa dawka cudowności. Oficjalnie ogłaszam swoją miłość do tego stołu 🙂
Ja właśnie wczoraj miałam takie twórcze zatwardzenie, siedziałam, męczyłam i.. wymęczyłam. :*
No ja się trochę nie zgodzę bo komentarze odnośnie niemal wszystkich moich prac, czy to w szkole, czy na studiach, brzmiały "Ale Ty masz lekkie pióro" albo "bardzo lekko piszesz, jakby od niechcenia, aż miło się czyta", a ja siedziałam nad tymi pracami długie godziny, niemalże z cyrklem i linijką, kreśląc, zmieniając, cyzelując każde zdanie, aż i mi samej brzmiało właśnie tak "lekko" 😀 A potem się wkurzałam że nikt nie docenia mojego trudu, bo.. go nie widać 😀
Wracając do postu – chata rewelacja (zupa też, trochę przypomina mi przepyszny chowder Poli), Ania, to jakieś agro jest? Czy domek znajomych/rodziny?
Pozdrawiam serdecznie 🙂
To chata rzeczywiście jest obłędnie piękna.
piekne zdjecia! bardzo fajny blog. juz dodalam do obserwowanych 🙂
zapraszam rowniez do siebie: http://www.stopmymoments.blogspot.com
dobrze napisane i zgadzam sie w 100%. częst cierpię na takie przytkania, wtedy po prostu nie piszę i czekam na wenę. pzdr!
To zdjęcie z okiennicami białymi, ten widok jakoś już mi sie kojarzy z twoim blogiem.
Zgadzam się!… zwłaszcza jak ma się takie fajne fotki do pokazania 🙂 i super zupę.
dobrze, że miewasz takie chwile, one tez są potrzebne.
lubie dzisiejszy wpis, jest w nim jakaś świezość i prawda.
Bezapelacyjnie piękna chata! I Twój wpis o niej…
Piękne klimaty. Ciągnie mnie na wieś, a jak nie idzie mi, to nie piszę. Dziś jakaś mała "zajaweczka" tylko, ale to nie te momenty, kiedy "pisze się prawie samo". 🙂 Pozdrawiam!
Aniu, wpadłam na ten wpis i mnie również jak i Monikę interesuje, czy ta kociewska chata to jest agroturystyka? czy to Wasze jakieś prywatne miejsce? jeśli agroturystyka, to napisz proszę gdzie to jest. Będę bardzo wdzięczna 🙂
NIe, to jest domek prywatny – wlaściciele odkupili kiedyś tę chatkę od właścicieli – starszych państwa i- i zrobili z tego domek na wakacje.