Dzisiaj druga odsłona kulinarnych nowości książkowych. Pierwszą część znajdziecie tutaj.
1. „Wilno. Rodzinna historia smaków” , Ewa Wołkanowska-Kołodziej, wyd. Agora S.A.
Takie książki lubię – osobiste, z masą ciekawostek i opowieści kulinarnych. Książka składa się z opowiadań (a właściwie felietonów kulinarnych, m.in. „Łaźnie. O tym, że można jeść i parzyć się jednocześnie” czy „Bliny. O tym, że choć ociekają tłuszczem, nie mają żadnych kalorii”) zwieńczonych przepisami. Potrawy możecie również obejrzeć na zdjęciach w reporterskim stylu (proste, bez stylizacji, obrazujące danie, o którym mowa), więc jeśli poszukujecie wystylizowanych fotografii, to zajrzyjcie do innej pozycji. Za to jeśli lubicie kuchnię litewską i do tego chętnie czytacie, to jest to książka dla was. Mi bardzo się spodobała.
2. „Opowiadania drewnianego stołu”, Monika Walecka, wyd. Septem
Wielbiciele pięknych fotografii i dopracowanych przepisów Moniki (ja!) w końcu doczekali się ich papierowej wersji. Wymuskane, ale zarazem naturalne, wyuzdane, ale nie przesadzone, wszystkie krzyczą: „zjedz mnie!”. Książka podzielona na rozdział poświęcony śniadaniom (m.in. simit-tureckie bajgle, tosty z creme brulee <!!!>), obiadom (np. focaccia z czosnkiem niedźwiedzim i kwiatami cukinii czy pęczakotto z burakami i malinami) oraz słodkościom (w tym: michałkowe brownie <!!!>, szarlotka orzechowa, którą sama już piekłam i pokazywałam tutaj – klik). Piękne zdjęcia, przyjemny format (nieduża, poręczna). Mam tylko jedną uwagę: przez zastosowanie w liście składników malutkiej czcionki nawiązującej do pisma ręcznego, czasem ciężko mi rozszyfrować słowa, dobrze byłoby, gdyby to było czytelniejsze i mniej chaotyczne. Ale to jest uwaga wielkości ziarenka grochu przy arbuzie zadowolenia z książki, że tak się metaforycznie wyrażę.
3. „Na zdrowie”, Eliza Mórawska, wyd. Zwierciadło
Książka Liski od a do zet jej autorstwa, od zdjęć po teksty i przepisy. Wydaje mi się, że autorka miała również pełen wpływ na cały kształt książki, bo jest to niezwykle „liskowa”, wymuskana, piękna w każdym calu rzecz. Uwielbiam takie smaczki jak lniany (chyba) grzbiet, pięknie dobrana czcionka, czytelny układ i wyeksponowane zdjęcia, z których niemal każde mogłoby zawisnąć na ścianie i „robić” za obraz. Do tego szczere, czasem bardzo proste przepisy, które układają mi się w opowieść Elizy o jej kuchni. Pewnie niektórym nie spodobają się tak nieskomplikowane dania jak puree ziemniaczane czy mizeria z miętą, ale dla mnie to część składowa autorki, jej gotowania. Z resztą obok ziemniaków (podzielam miłość do nich) jest tu wiele rzeczy, które zadowolą poszukiwaczy nowych smaków i pomysłów – zupa z piekarnika, batony sezamowo-daktylowe czy steki z kalafiora z zielonym sosem.
4. „Gotuj zdrowo dla całej rodziny”, Jamie Oliver, wyd. Insignis
Nowa książka Jamiego pełna zdjęć jego roześmianej rodzinki i wspólnego gotowania. Kupuję ten rodzinny klimat i mam ochotę na gotowanie gara zdrowej zupy porowo-ziemniaczanej z jarmużem czy zupy-risotta ze szpinakiem i pieczarkami. Seksowne (jak to u Jamiego) zdjęcia jedzenia i czytelne przepisy zachęcają mnie do gotowania, więc pichcę. I po raz pierwszy mi się zdarza, że mi jedzenie Jamiego nie smakuje – zrobiłam już trzy potrawy (w tym dwie wymienione wyżej) i to nie było to, żaden zachwyt ani nawet umiarkowane zadowolenie. Nie wiem, czy to ja coś zrobiłam nie tak, czy to autor zapędził się w zdrowym gotowaniu i zapomniał, że najważniejszy jest smak. Będę próbować dalej, bo kusi mnie owsiane crumble z owocami, kokosem i daktylami, sycylijska zapiekanka rybna z bakłażanem, pomidorami i piniolami albo zielone cannelloni z kremowym sosem bazyliowym.
5. „Świąteczne przepisy”, Jamie Oliver, wyd. Insignis
Druga książka Jamiego, która ukazała się pod koniec roku. W odróżnieniu od tej, o której pisałam powyżej, świąteczna wersja jest na matowym papierze, a za utrzymane w bożonarodzeniowym klimacie fotografie odpowiada wielki David Loftus. Jamie pisze, że ta pozycja jest ukoronowaniem jego siedemnastoletniej kariery i składa się z przepisów, które szlifował w każdym szczególe. Czuć, że priorytetem tu jest smak, bo przeglądając książkę ma się ochotę zrobić większość potraw, które nierzadko mają dużo kalorii, dużo glutenu, dużo nabiału i mało superfoodsów. I dlatego jeśli miałabym wybierać między „Gotuj zdrowo dla całej rodziny” a „Świątecznymi przepisami”, wybrałabym te drugie. Gratin z czerwonej cebuli, ziemniaki z octem balsamicznym czy karmelowe kwadraciki z Guinessem, ciemną czekoladą i solą morską to tylko trzy z dziesiątek argumentów, które za nimi przemawiają.
Ciekawe propozycje, na te drugiego Jamiego też mam chrapkę 🙂