W zasadzie to odzwyczaiłam się od takich powolnych weekendów, jak te, które przeżyłam ostatnio… Przez ostatnie pół roku moje sobotnie i niedzielne poranki rozpoczynały się o szóstej, siódmej rano. Wchodziłam na wysokie obroty i dopiero późnym popołudniem mogłam odetchnąć. Wbrew pozorom lubiłam ten rytm, dawał mi dużo energii.
Ostatnimi czasy odgrzebuję dawne rytuały. Długie śniadanie* okraszone lekturą Wysokich Obcasów, picie kawy pod kocem. Potem niespieszne szuranie po domu. Trochę porządków, przywracanie rzeczy na miejsca, z których zostały wytrącone w powszedniej krzątaninie, pastowanie butów, wietrzenie pościeli, zmiana kuchennej „wystawy” parapetowej… Słowem, wszystkie te drobiazgi, na które nie ma czasu w tygodniu, a które poprawiają jakość życia.
A potem obieram kierunek morze. Albo las. Ubieram się ciepło i maszeruję, ciesząc się półprzezroczystą, lichą warstewką śniegu między drzewami albo promieniem słońca, który jakimś cudem wyrwał się zza chmur.
Do domu wracam rozgrzana i pełna energii. Zabieram się za gotowanie obiadu. Sobota przy garnkach, dawno tego nie robiłam!
KOKOSOWY KREM Z PIECZONYCH BURAKÓW
3 duże buraki
2 ząbki czosnku, zmiażdżone
1/2 papryczki chilli, posiekanej
250 ml mleczka kokosowego
2 łyżki soku z cytryny
ok. 350 ml wody
1 płaska łyżeczka soli
2 cm kawałek imbiru, pokrojony w plasterki
1 łyżka oleju kokosowegodo podania: uprażone płatki migdałowe/pokrojony w słupki kawałek pieczonego buraka/świeża kolendra
Czyste buraki owijam w folię aluminiową i piekę 50 minut w 200 st. C. (ja piekłam buraki w prodiżu, tyle samo czasu). Po upieczeniu, gdy nieco przestygną, obieram je z folii i kroję na niewielkie cząstki. W garnku o grubym dnie rozgrzewam olej i podsmażam na nim czosnek z imbirem i papryczką chilli. Dodaję buraki, mieszam, zalewam mleczkiem kokosowym i wodą, dodaję sól i gotuję 15 minut na małym ogniu.
Zupę zdejmuję z ognia, miksuję na gładki krem. Na koniec dodaję sok cytrynowy, próbuję – ewent. dosalam czy pieprzę całość. Przelewam do miseczek
Uwagi:
1. W końcu zrobiłam tę zupę! Dawno temu zobaczyłam ją u Marty z Jadłonomii, potem wypatrzyłam w jej książce. Tu z moimi malutkimi zmianami.
2. Zupa jest cudowna. Słodycz i świeżość buraka, wyraźna kokosowa nuta przecięte ostrą papryczką chilli smakują niebiańsko.
3. Zupę krem z buraków z fetą pokazywałam TU już kiedyś. Inne buraczane pomysły znajdziecie pod TYM linkiem. Jest z czego wybierać.
* śniadanie, które widzicie na pierwszym zdjęciu, było moim pomysłem na notkę, niestety po spróbowaniu jajek pieczonych w awokado okazało się, że smakują okropnie! Pieczone awokado to zdecydowanie NIE TO; jeśli chcecie go spróbować, róbcie to na własną odpowiedzialność, ja przepisu nie podaję 😉
Za takimi sobotami również tęsknię, a tych spacerów brzegiem morza strasznie Ci zazdroszczę! Kiedyś spędzałam sylwestra nad morzem, pamiętam do dzisiaj, że po przebudzeniu od razu z samego rana wyruszyłam na plażę, która była opustoszała, byłam tylko ja i moje myśli, piękne chwile. Pozdrawiam 🙂
Wow jakże piękny kremik .. musi być przepyszny
U mnie tez dzisiaj sobotni poranek w domu… Chociaż nie wiem, czy można go nazwać leniwym :). Upiekłam chlebek bananowy bez glutenu i cukru, później zrobiłam zdjęcia, teraz delektuję się 5 minutami dla siebie i zabieram za naukę. Czas w końcu skończyć te studia :).
Krem z buraka wygląda pysznie! Mam ochotę go zrobić. Korzystałaś z mleka z puszki? Zastanawiam się, czy takie domowe, z wiórków kokosowych mogłoby je zastąpić…. 🙂
Pozdrawiam!
W końcu ktoś to napisał – nie wszystko, co ładnie wygląda, dobrze smakuje (mam na myśli to nieszczęsne pieczone awokado) 😀 na ten krem z buraków też się czaję 🙂
Zawsze wiedziałam, że awokado na ciepło to zły pomysł! Nie miałam ochoty tego próbować ilekroć widziałam ten przepis gdzieś w internecie. Ale zupę z polecenia wypróbuję chętnie.
Wolne dni, które spędzamy tak sobie, bez pośpiechu, tego ciągłego biegu i myśli czającej się z tyłu głowy pt. "muszę jeszcze zrobić…" dla większości ludzi są dzisiaj na wagę złota. Fajnie spędzasz swój "day off". Zazdroszczę zwłaszcza tych spacerów po lesie – a zdjęcia jak zawsze przepiękne 🙂
Fajnie że piszesz o tym co się nie udało i czego nie polecasz, dzięki temu jest prawdziwie, jak w życiu kiedy nie zawsze nam się wszystko udaje, a nie jak na kolorowym wystylizowanym blogu:) Pewnie, że foto blog to jest pewna kreacja, pokolorowanie wycinka rzeczywistości ale czym więcej w nim dystansu i humoru tym prawdziwiej
Pozdrawiam
Ale trzeba przyznać, że zdjęcie jajek w pieczonym awokado – piękne wyszło!
A ten kokosowy barszcz – miód cud! Uwielbiamy wszyscy w domu. Sam zapach w trakcie gotowania już łagodzi wszystkie napięcia dnia. A potem smak… ech.
I ja potwierdzam – zrobiłam awokado w wersji pieczonej z jajkiem i jak dla mnie było kompletnie niezjadliwe… W ogóle ten owoc poddany jakiejkolwiek obróbce termicznej wiele traci jeśli chodzi o smak (nie polecam też mrozić – raz wrzuciłam na kilka godzin do zamrażarki, żeby zmiksować go później z bananem i mlekiem na zimny koktajl i to też zdecydowanie nie był dobry pomysł – awokado zrobiło się gorzkie).
Za to krem buraczany kusi mnie odkąd zobaczyłam go w książce no i chyba dam mu szansę, chociaż mam pewne obawy, bo nie należę do fanów buraka. No ale prezentuje się bardzo zachęcająco 🙂
Przepis ciekawy,, bo mi osobiscie barszcz sie juz znudzil 😀
http://iluminatium-mundi.blogspot.com/
Leniwe śniadanie i poranny spacer bardzo mi odpowiada. Natomiast barszcz sam owszem ale z mlekiem kokosowym już nie bardzo. Awokado z jajkiem nawet nie będę próbować;-) Przyjemnej niedzieli!
Niespieszne sobotnie rytuały, też mam na nie smaka 🙂
mam ostatnio prawdziwą buraczaną obsesję, więc z przyjemnością wypróbuję ten przepis! akurat wrócił z naprawy mój sprzęt do miksowania. a niespieszne soboty najlepiej smakują po bardziej intensywnym czasie!
Kocham Twoje kadry 🙂
Aniu, dzień dobry po przerwie i już Cię dodaję do obserwowanych blogów na nowo 🙂
O zupie nie będę pisać, bo dzisiaj dla mnie w czołówce są zdjęcia zimy i to co napisałaś. Ostatni tydzień rozmyślałam, czy nasz nadmorski domek przetrwał te wichury i nie zwaliła się na niego jakaś sosna… i tak rozmyślając zaczynam szukać pretekstu, żeby tam pojechać. Niby mam blisko siebie puszczę, ale dla mnie jest coś niesamowitego w zimowym klimacie nadmorskich lasów. Jeżeli wkrótce tam pojedziemy, to Ty będziesz temu winna 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Ojej, mnie to już na samą myśl wydaje się być niedobre to awokado z jajkiem! A zarówno jajko jak i awokado lubię baardzo 🙂