Nagłe ocieplenie sprawiło, że oszaleliśmy ze szczęścia i pobiegliśmy na plażę, potem do parku, na plac zabaw, na taras… Kuchnia pokryła się kurzem, no bo któż siedzi przy garach, kiedy za oknem szalony maj, kwitnące bzy i ptasie trele?
W związku z zaistniałą sytuacją, dzisiaj chcę Wam przypomnieć przepis, który jest stworzony na takie chwile: wymaga dosłownie 5-10 minut pracy, a potem danie robi się samo. Mowa o cukiniowym placku Pyńka, o którym pisałam tu już dwa (tak, dwa!) razy. Najważniejsze, że to potrawa, która smakuje również Olusiowi, więc za jednym pieczeniem mam obiad dla nas wszystkich. W skrócie placek to zapiekana, tarta cukinia z dodatkiem zieleniny i z fetą, przepis tutaj – klik (a tu pisałam o tym po raz drugi). Cudowna na piknik, na szybki obiad z dodatkiem sałaty, na śniadanie albo lekką kolację w towarzystwie białego wina.
o tak tak, ten placek to klasyk 😀
Po placku Pyńka można poznać formumowiczów GP 😉
Kocham ten placek, piekłam go już wiele razy. Jest pyszny i uważam że im więcej w nim zieleniny, tym jest lepszy. Zagościł u mnie w kuchni pod nazwą „placek Pyńka”, tak jak go oryginalnie nazwałaś. Moja mama też chętnie korzysta z tego przepisu. Pozdrawiam 🙂
To prawda, ja też lubię w nim dużo zielonego i w zasadzie wrzucam to, co jest pod ręką 😀
Do zrobienia!
Powodzenia 🙂
Czy zastąpienie kaszy bułką tartą da podobny efekt?
tak 🙂
Tak 🙂