|
Piernik świąteczny |
Kilka dni temu moja siostra Ewa podesłała zdjęcie świątecznej listy (wiadomo, lista jest najważniejsza, czym poczytacie tutaj). Zdziwiłam się, że to JUŻ i jednocześnie poczułam ukłucie zazdrości, że one robią to beze mnie, że układają spis świątecznych potraw przed moim przyjazdem. Ale pozbierałam się po tym ciosie i zabrałam się za testowanie przepisów na piernik. Postanowiłam sobie, że w tym roku poszukam innej receptury niż ta, z której korzystamy od lat.
Od niedawna miałam na oku przepis Maliki Juchnowicz z książki „Przyprawy” (pisałam o niej
tutaj), więc nie traciłam czasu na poszukiwania receptury, tylko zabrałam się za pieczenie. W domu zapachniało przyprawą korzenną i miodem, zrobiło mi się ciepło i nie była to wyłącznie zasługa nagrzewającego się piekarnika. Pomyślałam o świętach, o spotkaniu z rodziną, wizycie w rodzinnym domu, w którym nie byłam od kilku miesięcy… Niestety
ciepły zapach miodowych korzeni szybko przeistoczył się w swąd spalenizny, więc przerwałam dumania i podbiegłam do piekarnika. Pierwsze, co pomyślałam, to że papier do pieczenia zetknął się z grzałką i się zapalił, bo ciężko było mi sobie wyobrazić, że oto w 160 st. C. pali się piernik.
Okazało się, że to jednak piernik, z tym że nie w 160 st. C., a 250 st. C.! Skąd ta temperatura? Ano ustawił ją mój pierworodny, wykorzystując sekundy mojej nieuwagi. Odkąd Olo jest na chodzie (a zaczął chodzić dzień po swoich pierwszych urodzinach), zawsze gdy uruchamiam piekarnik, otaczam go zasiekami z krzeseł, bo mały bardzo lubi kręcić gałkami urządzenia. Podobnie zrobiłam i tym razem, jednak jakimś cudem Olek dobrał się do pokrętła i je przekręcił. Na szczęście piernik zaczął szybko się palić, więc zdążyłam zmienić temperaturę pieczenia po jakichś pięciu minutach w 250 stopniach. Ciasto nabrało tylko czarnej, chrupiącej skorupki, którą po upieczeniu zeskrobałam nożem, więc UDAŁO SIĘ.
Piernik zdał również test smaku. Puszysty, delikatny, nadaje się do jedzenia od razu po upieczeniu, chociaż wg mnie najlepszy jest po trzydniowym leżakowaniu. Wydał mi się jedynie zbyt słodki, więc piekąc go na święta dam nieco mniej cukru. Poza tym świetny, zwłaszcza, gdy przełożyłam go warstwą kwaskowatego rabarbaru i polałam niewielką ilością polewy czekoladowej.Jeśli więc nie podejmujecie się wyzwania pieczenia piernika staropolskiego, wymagającego leżakowania i szukacie
wypieku, który można przygotować na ostatnią chwilę, to jest przepis dla Was.
SZYBKI PIERNIK
1/2 kg płynnego miodu
1 i 1/2 szklanki cukru (wg mnie wystarczy 1 szklanka i 2 łyżki, ok. 250 g))
1 szklanka wody
1 łyżeczka zmielonych goździków
1 łyżeczka zmielonego ziela angielskiego
1/2 łyżeczki kardamonu
1/2 łyżeczki czarnego pieprzu
300 g mąki pszennej
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
100 g masła, roztopionego
4 jajka
2 szklanki bakalii: użyłam posiekanych migdałów (można dodać pokrojone w paski morele, suszone śliwki, orzechy włoskie, laskowe)4 łyżki kwaskowatego dżemu do przełożenia pierników
na polewę:
1 tabliczka gorzkiej czekolady
1 płaska łyżka masła
Miód, cukier, wodę mieszam w garnku o grubym dnie. Gotuję na małym ogniu 10 minut, cały czas mieszając (trzeba uważać, żeby nic nie wykipiało). Po tym czasie dodaję przyprawy i gotuję 15 minut, mieszając co jakiś czas. Zdejmuję z ognia, dodaję mąkę i dokładnie mieszam (ciasto ędzie rzadkie jak na naleśniki). Następnie dodaję roztopione masło, mieszam, dodaję jajka, aodę i bakalie, mieszam dokładnie.
Przelewam do dwóch keksówek wyłożonych papierem do pieczenia. Piekę w 160 st. C. przez ok. 1 godzinę. Po upieczeniu pozostawiam w uchylonym piekarniku do ostygnięcia. Gdy piernik będzie jeszcze letni, zawijam go w formę aluminiową. Pierniki przecinam na pół i przekładam kwaskowatym dżemem (ten z mirabelek będzie świetny, podobnie jak wiśniowy czy rabarbarowy).
Przygotowuję polewę czekoladową: 1 tabliczkę czekolady topię w kąpieli wodnej z 1 łyżką masła. Gdy czekolada będzie płynna, polewam nią pierniki i pozostawiam do ostygnięcia.
Uwagi:
1. Przepis z książki Ewy Maliki Szyc-Juchnowicz „Przyprawy” (wyd. Pascal).
2. Proporcje na 2 keksówki. Szklanka, jakiej używałam – 250 ml.
3. Jeśli chcecie wcześniej przygotować piernik, po upieczeniu, gdy będzie letni, zawińcie go w folię aluminiową. Tak przygotowany piernik może poczekać kilka dni.
4. Uwaga: po upieczeniu odłóżcie 125 g piernika i wysuszcie go, wykorzystamy go do zakręconych (i pysznych!) śledzi piernikowych (tu jest przepis).
|
Spalone wierzchy piernika – potem je zeskrobałam 🙂 |
Przepis dla mnie! U mnie w rodzinie nie ma tradycji pieczenia piernika, a bardzo bym taką chciała mieć. Więc bez leżakowania, ale za to z tym cudownym zapachem. Zapisuję przepis na święta i będę piec 🙂
ja w tym roku cały czas walczę ze sobą o to czy robić piernik czy tez nie, u nas zdecydowanie większym zainteresowaniem cieszą się małe pierniczki 🙂
ps. ja kiedyś dzięki mojej malutkiej Córci upiekłam plastikowe miski… tzn roztopiły się i musiałam skrobać cały piekarnik 🙂
Z dziećmi tak to już jest, na sekundę z oka spuścić nie można 😉
U mnie w tym roku będzie staropolski – odkryłam go w zeszłym roku i nadal jestem zakochana… 😉
u mnie również ten długo leżakowany:)))prawdziwy:)właśnie upiekłam ,teraz może leżeć nawet pół roku a dojrzewał prawie dwa miesiące:))))
Jacie, mialam niedawno taka sama sytuacje: coreczka przekrecila ze 180 na 250 stopni, po 10min sie zorientowałam, jak poczulam zapach upieczonego papieru 😉
Trzeba mieć oczy dokoła głowy 😉
Piernik jest przepyszny! Moja pierwsza próba z piernikiem ever i od razu taki sikces 😉
Dziękuję za ten przepis!
Wesołych Świąt 🙂