Kiedy w powietrze wkrada się dymna nuta, a poranki stają się chłodne i rześkie, nadchodzi czas na smażenie powideł śliwkowych. To najlepszy moment na powidła, bo węgierki są na granicy przejrzałości, słodkie, pomarszczone, ze złotym wnętrzem. Tylko z takich owoców można usmażyć klasyczne powidła bez grama cukru, creme de la creme przetworów.
Gdybym napisała, że robimy je co roku, byłoby to wielkie nadużycie, bo co roku robi je mamcia, a ja, gdy jestem akurat w okolicy, pomagam w mieszaniu. Bo prawdziwe powidła smaży się kilka dni (oczywiście nie non-stop, a w kilkugodzinnych setach), mieszając masę przynajmniej co pół godziny, a w ostatniej fazie co kwadrans. No i mamcia dodaje do nich nieco cukru.
Słoiczek powideł podany do naleśników z chrupiącą koronką jest jak szalik dla moich kubków smakowych. Otula i koi, przypomina najlepsze momenty schyłku lata, kiedy siedziałyśmy w ogrodzie i pozbawiałyśmy pestek kilkanaście kilogramów śliwek. Takie powidła to też niezbędny dodatek do świątecznego piernika (klik – tu znajdziecie przepis na nasz szybki piernik) i kanapek z masłem, gdy ma się ochotę na coś słodkiego, a w szafkach pustki.
Przepis na powidła śliwkowe jest niezmienny, kilka lat temu publikowałam go na blogu i poniżej go przypominam. Nasze „rodowe” powidła wzbogacamy o korzenną nutę, a czasem o dodatek orzechów włoskich rosnących w sąsiedztwie śliwy.
Kupcie choćby dwa kilogramy śliwek, by mieć w spiżarni kilka słoiczków tego cudeńka!
POWIDŁA ŚLIWKOWE KORZENNE
Przepis na powidła znajdziecie tutaj – klik.
łoooo ile śliwek 🙂 Akurat powideł nie lubię, więc sobie chętnie pooglądam Twoje piękne zdjęcia, ale do roboty mnie nie zagonisz 😛
No nie, tak mozna, bez śliwek? 😀
A ja bardzo lubię, szczególnie te szlachetne bez grama cukru 🙂 Widzę, że mały pomocnik czynnie w przygotowaniu powideł pomaga – tak trzymać! 😀 Pozdrawiam!
Pomocnik baaaaardzo pomocny 😉 chciał wkładac do buzi każdą śliwkę…