Kiedy rodziło się moje zainteresowanie kulinariami, dzieliłam przepisy
na słodkie i słone, przy czym jedynie słodkie mnie interesowały. Szerokim łukiem
omijałam receptury mięsne czy warzywne. Kilka lat później interesowały mnie przepisy,
które wcześniej ignorowałam, a straciłam zaś zainteresowanie słodkości, które
tak mnie niegdyś pociągały. Potem pojawiały się u mnie przelotne miłostki do
pewnych grup przepisów – od fascynacji
muffinami począwszy (zamiłowanie do muffinów to cecha charakterystyczna
początkujących kucharzy), po sympatię do tart, dań makaronowych czy klasyków
kuchni polskiej. Powrót do naszych rodzimych receptur to moja niedawna faza kulinarna,
bo przychodzi taki dzień, kiedy człowiek uświadamia sobie, że przyrządzał już setki
curry, ucierał kilogramy hummusu,
gotował tryliony włoskich past i francuskich kiszów, a nigdy nie zrobił np.
zupy ogórkowej czy kotletów mielonych.
Ostatnio moje zainteresowania kulinarne poszerzyły się o przepisy dla
maluchów, bo lada moment wkroczymy z Olutkiem w świat nowych smaków. Z wczesnym
macierzyństwem związana jest też moja kolejna faza kulinarna. Przepisy, które
się z nią wiążą, obejmują dania słodkie i słone, polskie i światowe, kruche,
miękkie, chrupiące, ciepłe czy zimne. Nie ma tu smakowego klucza, a jedne
jedyny, techniczny: to potrawy, które można przygotować z dzieckiem na rękach.
Określam je mianem „dań na jedną rękę”, łatwych i szybkich w wykonaniu,
pozbawionych elementów, których nie da się wykonać z dzieckiem w ramionach (np.
smażenie).
Klasykiem dań na jedną rękę stały się babeczki czekoladowe wg przepisu
Nigelli Lawson. Dobre, gdy napada cię nagły głód słodkiego, na półkach posucha,
a osiedlowy sklepik już zamknięty. Wówczas nawet dziecko na rękach nie jest
przeszkodą w szybkiej akcji produkcji słodkości. Przygotowanie tych podwójnie
czekoladowych babeczek zajmuje tyle czasu, co zaśpiewanie „Czterech
zielonych słoni”, pieczenie to kolejne dwa kawałki – „Idziemy do
zoo” i „Krówka muuuuwka”, a potem pozostaje już tylko radosna
konsumpcja, przy dźwiękach „Muchy łakomczuchy” na przykład.
Wiem, wiem, że to nie jest szczyt sztuki cukierniczej. Ba, nie jest to
nawet cukierniczy pagórek, ale taka babeczka na ciepło jest naprawdę pyszna,
zwłaszcza po niewielkim tuningu. Pozwoliłam sobie bowiem ją nieco podrasować,
wrzucając między warstwę czekoladowego ciasta po łyżeczce dżemu pomarańczowego.
Efekt był wspaniały, babeczka nabrała wilgoci, a pomarańcze cudnie zagrały z
grudkami ciemnej czekolady.
PODWÓJNIE CZEKOLADOWE BABECZKI NA JEDNĄ RĘKĘ
(na ok. 10 sztuk)
1 i 3/4 szklanki mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
2 łyżki kakao
3/4 szklanki cukru pudru
1 szklanka mleka
1 jajko
1/2 szklanki oleju słonecznikowego
1/2 gorzkiej czekolady, pokrojonej w drobną kostkę
Suche składniki mieszam w jednej misce. W drugiej rozbijam jajko, dodaję pozostałe mokre składniki. Mokre składniki mieszam łyżką (nie mikserem) z suchymi, mają się zaledwie połączyć, mogą mieć nawet nieco grudek. Na koniec dodaję czekoladę.
Blaszkę do muffinów wykładam papilotkami, nakładam mniej więcej łyżkę ciasta, następnie łyżeczkę dżemu pomarańczowego, a następnie kolejną łyżkę ciasta. Piekę w 200 st. C. przez 20-25 minut. Najlepiej smakują na ciepło.
Hehe, mamy podobny repertuar cukierniczy i muzyczny :D. Serdecznie pozdrawiam!
Ja już nawet polubiłam te kawałki 😀
Tak mi się wydawało, że znam te babeczki bardzo dobrze, tylko dżem mi nie pasował, dopóki nie przeczytałam o tuningu ;). Przyznasz jednak, że warstwowe przekładanie *jednak* ciut komplikuje przepis – więcej zręczności potrzeba, większa szansa umazania siebie i dziecka czekoladą lub dżemem, no i więcej zmywania :D. PS. Jeśli to dubel komentarza, usuń jeden proszę – mam jakieś problemy techniczne :(.
Ciut ciut komplikuje, fakt. Ale naczyń więcej brudnych nie ma – tylko lyżka do dżemu 😀
komentarz się nie zdublował 🙂
Ja też zbieram takie przepisy od 2 miesięcy odkąd pojawiła się nasza córeczka;) z tym że gotuję w chuście z nią więc jest trochę łatwiej, aczkolwiek dania muszą być takie żeby dało się np. przerwać na chwilę ich przygotowywanie, a potem wrócić i kontynuować;) wymyśliłam nawet na instagramie specjalny hashtag #gotujzanielka gdzie wrzucam efekty naszego gotowania;) pozdrawiam!!!
Moje dzieci już wkroczyły w inny muzyczny świat i takie piosenki na szczęście/na nieszczęście odeszły w niepamięć 🙂 teraz córcia woła "tato włącz punka albo rocka" 😛
ale ciastka na jedna rękę nadal lubimy, przecież zawsze robię kilka rzeczy na raz 🙂
Ja jeszcze takiego gotowania nie praktykuję, ale babeczki zawsze piekę z przyjemnością. Szczególnie takie z dżemem pomarańczowym, mmm… 🙂
Uwielbiam te posty z motywem dziecięcym! Proszę o więcej 🙂
Fantastyczny pomysł! Czy bedzie wiecej przepisów na jedna rękę? Bede ich wyczekiwać 🙂
Czy nie lepiej byłoby dodać zamiast rafinowanego oleju przemysłowego naturalny tłuszcz typu roztopione masło lub olej kokosowy nierafinowany, zwłaszcza ze babeczki są dedykowane dzieciom?
Ale ja nie napisałam,ze używam oleju rafinowanego 🙂 Używam tłoczonego na zimno oleju słonecznikowego od zaprzyjaźnionych "olejarzy".