Vintage cooking: „Słońce w słoikach” Ireny Gumowskiej i kilka pomysłów na rokitnik

Dzisiejszym wpisem wracam do mojego cyklu Vintage Cooking, w którym szperam w starych książkach kulinarnych. Wszystkie teksty z tego cyklu znajdziecie tutaj.
A dziś, tak jak obiecałam, będzie o rokitniku.
***
Rokitnik to dla mnie stosunkowo świeży smak, poznałam go kilka lat temu. Jest to roślina rosnąca nad morzem (nie widziałam jej np. na Mazowszu), łatwo znaleźć go na polanach. Jego lekko owalne, pomarańczowe owocki są bardzo charakterystyczne. Niestety nie mogę powiedzieć, że go uwielbiam. Sam smakuje mi jak roztopiona witamina C, ale w połączeniu z miodem, jogurtem czy lodami już mi podchodzi.
Zbiór rokitnika nie należy do najprzyjemniejszych czynności, bo jego gałązki mają kolce, a owoce są bardzo delikatne i łatwo je rozgnieść. Dlatego warto zbierać je po pierwszych przymrozkach, ponoć wówczas również lepiej smakują, bo tracą pierwotną goryczkę. Mój zbiór wyglądał tak, że odcinałam jego niewielkie gałązki i w takiej postaci mroziłam. Gdy kuleczki się zmroziły, odrywały się bardzo łatwo i nie rozgniatały, wystarczyło stuknąć gałązkami o ścianę miski.
W „Słońcu w słoikach„*, książce mojej ulubionej PRL-owskiej autorki, Ireny Gumowskiej znalazłam kilka akapitów poświęconych rokitnikowi. Przeczytałam tu, że roślina ta jest po róży i natce pietruszki najbogatszym źródłem witaminy C oraz że rokitnik w cieple szybko się fermentuje, więc należy go szybko zużyć. Ponadto „z rokitnika, zwanego na Syberii robi się doskonałe przetwory: konfitury, galaretki, soki i kompoty. Sok rokitnika łatwo żeluje”. Irena Gumowska poleca rokitnik w formie mrożonej, przecieru, soku (przeciśnięty przez sokowirówkę), a także nalewkę rokitnikową.
Najprostszym i najzdrowszym pomysłem na „oblepichę” (tak po rosyjsku nazywa się nasz bohater, jak podaje Irena Gumowska)  jest wymieszanie jego kuleczek z miodem, tak przygotowany można dodawać do ciepłej herbaty, polewać nim twaróg, chleb z masłem albo po prostu wyjadać go łyżeczką. To pomysł podpatrzony w „Dzikiej kuchni” Łukasza Łuczaja.
Ale kwaśny smak rokitnika daje dużo większe pole do popisu. W ubiegłym sezonie jadłam pyszne lody maślankowe z rokitnikiem, jego kwaśna nuta świetnie grała z orzeźwiającą maślanką. Dobrym pomysłem jest pomieszanie rokitnika z jogurtem i domowej roboty granolą. Mam zamiar też przemycić go do Pavlovej – według mnie świetnie sprawdzi się w bitej śmietanie, którą układamy na bezie.
A dla tych, którzy w ubiegłym roku przegapili zbiór rokitnika, jest ratunek – w sklepach można kupić sok z tegoż.
ROKITNIK Z MIODEM
7 łyżek miodu
2 łyżki kuleczek rokitnika
W małej miseczce mieszam miód i kuleczki rokitnika, które rozgniatam łyżeczką. Używam do polewania owsianki, jogurtów albo rozpuszczam w wodzie.
* Wydanictwo WATRA, Warszawa 1990, wydanie III, druk i oprawa w NRD;

7 komentarzy

  • 9 lat temu

    Mam tą samą książkę! Uważam, że jest ponadczasowa, sama autorka była ponadczasowa. Mnóstwo fantastycznych przepisów, które w smaku przypominają stare, dobre czasy. Pozdrawiam 🙂

  • 9 lat temu

    Pamiętam z dzieciństwa tę książkę! Moja mama naciera się na noc olejem z rokitnika, podobno świetnie działa.

  • 9 lat temu

    A rokitnik to JEDYNA roślina, której owoce nie tracą wit. C po poddaniu obróbce cieplnej 🙂

  • 9 lat temu

    Ja rokitnik poznałam w tym roku; to dopiero świeżynka! 😉 Bardzo mi przypadł do gustu jego kwaśny smak 🙂

Zostaw komentarz