Czarno-białe spacery po Gdańsku – willa przy ul. Orzeszkowej (i orientalny gulasz z fasoli wrzawskiej z indyjskimi podpłomykami parathas)

Dzień dobry w świeżutkim i czystym jak biała kartka 2015 roku!
Przez moment korciło mnie, by zrobić małe podsumowanie minionych 365 dni, ale słońce wyjrzało zza chmur i zamiast siedzieć przed komputerem, uzbroiłam się w wygodne buty, ciepły strój i aparat fotograficzny, po czym ruszyłam na spacer. Nowy Rok na Truskawkach witam więc kolejną wędrówką po zakamarkach Gdańska.
Tym razem zajrzałam na ulicę Elizy Orzeszkowej, przy której stoi nadgryziona zębem czasu willa. Ta niszczejąca budowla intrygowała mnie od dawna, ale dopiero kilka dni temu uwieczniłam ją na zdjęciach. Fotografie, które wykonałam, są biało-czarne, bo uważam, że takie lepiej oddają architekturę. Pozwalają skupić się na kształtach i detalach, nie rozpraszają kolorem. Swoją drogą, wszelkie budowle najlepiej fotografuje mi się zimą i wczesną wiosną, bo w tym okresie drzewa pozbawione liści odsłaniają szczegóły, które latem okrywa zielony płaszczyk.
To nie pierwszy blogowy spacer w czarno-białych barwach, choć od ostatniego upłynęły już cztery lata. Wówczas pokazywałam Wam zdjęcia niszczejącego dworu Święty Zdrój (o historii dworku pisałam tutaj). Niestety bohaterem dzisiejszych zdjęć jest kolejny chylący się ku upadkowi obiekt…
Willa przy ulicy Orzeszkowej we Wrzeszczu (jednej z dzielnic Gdańska) cierpi już co najmniej od dekady. Wtedy to trafiła w prywatne ręce i z „pomocą” właścicieli zaczęła popadać w ruinę. Otoczona kolczastym drutem, ogrodzona wysokim płotem, z podziurawionym dachem, wybitymi szybami i pokruszonym tynkiem wygląda bardzo smutno. Trzeba mocno wytężyć umysł, by wyobrazić sobie budynek w czasach świetności, z  rzeźbionymi drzwiami, polerowanymi posadzkami i okalającym ją pięknym ogrodem.
Czasy jej świetności przypadały na okres dwudziestolecia międzywojennego. Wybudowana przez kupca żydowskiego w 1922 roku, została wynajęta ekspozyturze Inspektoratu Ceł (mieszkali w niej również pracownicy tej instytucji). W czasie wojny przejęło ją SS, a po wojnie mieściła się tu izba wytrzeźwień. Willa ma w swej przeszłości również i akcent kulinarny: za komuny rezydowało w niej Przedsiębiorstwo Gastronomiczno-Handlowe Konsumy, zaopatrujące stołówki i sklepy dla służb mundurowych i członków PZPR. W latach 90. w willi znajdował się zakład opieki zdrowotnej, a dziesięć lat temu trafiła ona w ręce prywatne (zaś do miejskiego konserwatora zabytków trafił wniosek o rozbiórkę budowli…).*
Willę spotkał więc taki sam los, co wiele innych zabytkowych budynków w Trójmieście (i w całym kraju). Trafiła w ręce prywatne, a właściciele, którzy nie otrzymali zgody na rozbiórkę budynku, cierpliwie czekają, aż czas zrobi swoje. W końcu budynek się zawali i będzie można wybudować kolejne nowiutkie, sterylne i nudne bloki mieszkaniowe lub lśniący biurowiec…

 

Robię więc zdjęcia tej smutnej willi, póki jeszcze stoi. I po raz kolejny (pamiętacie moją opowieść o gołębiarzu Rybce i Indiańskiej Wiosce?) czuję żal za tym, co bezpowrotnie odchodzi.

 

***
W domu smutki przepędzam wałkując kulki ciasta na parathas, nadziewane placki o indyjskiej proweniencji.
Nadzienie, które do nich przygotowuję, odbiega od propozycji, jakie znaleźć można w książce „Szczypta smaku – Indie”, opiera się bowiem na fasoli wrzawskiej. Ugotowałam ją w orientalnym stylu: z mleczkiem kokosowym, curry, czarnuszką i chilli. Pierwszego dnia jedliśmy ją w formie gulaszu, a drugiego jej pozostałościami nadziałam wyżej wspomniane placuszki.
ORIENTALNY GULASZ Z FASOLI WRZAWSKIEJ
1 woreczek fasoli wrzawskiej ChNP
1 puszka mleka kokosowego (250 ml)
2 łyżki żółtej pasty curry (może być zielona)
1/2 łyżeczki ziaren czarnuszki
1/2 łyżeczki ziaren kuminu
1 mała papryczka chilli, posiekana
1 ząbek czosnku
1 średnia cebula, drobno pokrojona
sól i pieprz do smaku
2 łyżki oleju rzepakowego
świeża kolendra do posypania
Fasolę umieszczamy w dużym garnku i zalewamy zimną wodą. Odstawiamy na noc do namoczenia. Następnego dnia odcedzamy pozostałą wodę, zalewamy świeżą wodą i gotujemy (bez solenia!) do miękkości, co trwa długo, bo fasola jest duża – ok. 1 godziny. Pod koniec gotowania dodajemy do fasoli łyżeczkę soli.
W garnku o grubym dnie rozgrzewam olej i wrzucam nań kumin, czarnuszkę i pastę curry, podsmażam chwilę, aż przyprawy zaczną pachnieć. Dodaję cebulę i czosnek, podsmażam. Następnie dodaję odcedzoną, ugotowaną fasolę, chilli i zalewam całość mleczkiem kokosowym. Do fasoli dolewam około 1/2-1 szklankę wody, tak, aby cała fasola była zakryta. Dosalam. Duszę na małym ogniu przez 10-15 minut, aż fasola wchłonie nieco płynów. Podaję z ryżem lub plackami pszennymi  usmażonymi wg przepisu poniżej (bez nadzienia). Przed podaniem posypuję świeżą kolendrą lub pietruszką.
Fasolę, która zostanie na drugi dzień, można rozrzedzić wodą albo potraktować jako nadzienie do placków parathas.
NADZIEWANE PARATHAS (indyjskie podpłomyki)
200 g mąki pszennej
200 g mąki razowej
1 łyżeczka soli
290 ml wody, letniej
4 łyżki oleju/masła klarowanego, roztopionego
olej rzepakowy do smażenia
na nadzienie:
fasolka curry z przepisu powyżej
Mąki i sól przesiewam do miski, dodaję 2 łyżki oleju (masła) i 290 ml wody, zagniatając ciasto do miękkości. Następnie, na oprószonym mąką blacie, ugniatam ciasto przez kolejne 5 minut. Formuję z ciasta kulkę, wkładam do miski i odstawiam na pół godziny.
Następnie dzielę ciasto na 14 porcji i każdą z nich rozwałkowuję na cienki placek (średnica ok. 15 cm). Na każdym z nich rozsmarowuję 2 łyżki nadzienia fasolowego, składam na pół, a następnie znów na pół. Tak przygotowany placek smażę na  mocno rozgrzanej patelni z dwóch stron (po ok. 2 minuty z każdej).
Uwaga: następnym razem nadzienie zmiksuję, by było gładkie – wówczas placki lepiej wyglądają i łatwiej się je smaży.
Uwagi:
1. O fasoli wrzawskiej ChNP poczytacie tutaj.
2. Pomysł na gulasz – z głowy. Przepis na placki z w/w „Szczypty smaku. Indie” – bardzo lubię tę serię książek, polecam miłośnikom orientalnych smaków.
* wszystkie wiadomości dot. willi zaczerpnęłam z tego artykułu na portalu trójmiasto.pl;

 

8 komentarzy

  • 10 lat temu

    Pysznie i pięknie u Ciebie Aniu w tym Nowym Roku ;)) Wszystkiego co najlepsze!!

  • 10 lat temu

    Wielka szkoda, że taka piękna budowla niszczeje. Przydałoby się więcej szacunku dla zabytków i lepsze przepisy z nimi związane. Nie wszystko co nowe jest lepsze, a dbanie o naszą historię powinno być dla nas tak samo ważne jak rozwój. Może kolejne pokolenia będą potrafiły zatrzymać ten pęd do zakopywania pięknej przeszłości?

  • 10 lat temu

    nawe nie wiesz jak uwielbiam twoje zdjęcia i to jak piszesz… <3 przepisy też!
    zaprasza cię:) http://iluminatium-mundi.blogspot.com/

  • 10 lat temu

    Właśnie zrobiłam i wyszły pyszne. Ciasto z mąk razowych: żytniej i orkiszowej jest cienkie i chrupiące, a farsz, w stylu meksykańskim u mnie, trochę zmiksowałam, ale tak, żeby zostało sporo dużych kawałków. Myślałam, że wszytko się rozleci na patelni, ale pięknie się "zamknęło", dziękuję za przepis.

  • 10 lat temu

    Piękne czarno-biały foty Aniu!
    Pozdrawiam ciepło! 🙂

  • 10 lat temu

    Czy ta pasta curry ma być tajska? zawsze mam problem a pastami i mieszankami curry – zazwyczaj sama je robię.

    • 10 lat temu

      Kasiu, tak. Jeśli chodzi o sproszkowane curry, zawsze też to zaznaczam.

Zostaw komentarz