Ta historia miała zamknąć się w instagramowym okienku. Stwierdziłam jednak, że zasługuje na więcej niż ulotny kafelek. Kilka lat temu stałam się posiadaczką zeszytu z przepisami ciotki Loli. Jego historię opisałam tutaj – klik. Podczas spotkania wielkanocnego panna Lola wróciła!

Zaczęło się od tej fiszki, która zawieruszyła się między starymi fotografiami i legitymacjami. Na pożółkłym skrawku papieru napisano: „takie nóżki to majątek”. Adorator złożył karteczkę na pół i – jak przypuszczam – niepostrzeżenie wrzucił ją do kieszeni lolinego płaszcza. Albo podrzucił Loli podczas rady pedagogicznej (o tym zaraz). Widzę, jak Lola czyta wiadomość i próbując zapanować nad rumieńcem, zachowuje kamienną twarz. A amant uśmiecha się delikatnie spod wąsa, spoglądając to na zgrabne nóżki, to na ich posiadaczkę.

Tak to widzę. Dopowiedziałam sobie nawet, jak ów amant wygląda, bowiem na przedwojennym zdjęciu panna Lola (szałowo ubrana, nota bene) kroczy w towarzystwie młodzieńca z wąsem i jakiejś koleżanki. Podejrzewam, że to koledzy ze studiów, a fotografię wykonano w przedwojennej Warszawie, gdzie Lola studiowała.

Panna Lola po lewej, a ten uroczy pan obok mógłby być tajemniczym „K.”

Wśród drobiazgów zachowała się też jej legitymacja studencka z dwiema pieczątkami ze stycznia i czerwca 1939 roku. Ta data jest jak ostatni centymetr ziemi przed przepaścią. I to zdjęcie jest jak ostatni słoneczny dzień przed wielką ciemnością, młodzi, ładnie ubrani ludzie mają w sobie jasność, energię, wiarę w przyszłość i tylko my znamy ciąg dalszy tej historii…

Ale wróćmy do tajemniczego amanta Loli. Jak napisałam wyżej, ja tylko dopowiedziałam sobie, jak on wyglądał. Prawda jest taka, że ta fiszka powstała po wojnie, gdy panna Lola już pracowała jako nauczycielka matematyki w jednej z trójmiejskich szkół.

Jak wynika z listów, autor również był nauczycielem. Charakter pisma na karteczce jest ten sam, co na dwóch liścikach, datowanych na 1947 i 1948 rok. Wszystkie materiały łączy też to samo poczucie humoru.

Orłowo 11.XII.47

Droga panno Lolu!

Ubiegłego roku nie winszowałem w ogóle, teraz ze spóźnieniem, na przyszły rok będzie „w samą porę”. Nie zaglądam do kalendarza i tylko przypadkiem dowiedziałem się o istotnym powodzie pieczenia chrustu i wizyty p. Lonki. Bęcwał taki ze mnie, że w tych warunkach nie warto w ogóle przyjmować od takiego człowieka życzeń.

Na wszelki jednak wypadek składam je: niech się wszystkie Pani wojny kończą zawsze dobrze, a serce Pani „niech się uspokoi” – jak się mówi przy wróżeniu. Serdeczne pozdrowienia, K.

Już w styczniu spływa kolejny uroczy liścik:

Gdynia, Orłowo, 6.I.1948

Wielce Szanowna i Miła Pani.

Po długich wahaniach zdecydowałem się na ten bal Ponieważ jednak muszę wrócić o 12-tej, chcę pójść wcześniej. Wpadnę po Panią o 9-tej, lecz może lepiej będzie, jeśli Pani stowarzyszy się z jakąś matroną, jako że nie wiadomo, czy nauczycielom uchodzi przychodzić parami. Ja w każdym razie wstąpię, a gdybym Pani nie zastał, spotkamy się na „balu”.

Drżę z emocji, jak będę się bawić…

Koleżeńskie pozdrowienia, K.

Niestety to ostatni, jaki znalazłam w papierach Loli, więc nie wiem, jak ten flirt się rozwinął. Wiem natomiast, że na pewno miał swój koniec, bo Lola pozostała panną do bardzo późnego wieku, wyszła za mąż po 50-tce. Ale to już w tej historii nieistotne. Zatrzymujemy się w myślach na tym balu, na który się wybierają i zastanawiamy się, ile utworów razem przetańczyli.

Bo że zatańczyli razem, to pewne.

PS Pisząc o przedwojennej pannie Loli nie sposób wspomnieć o współczesnej pannie Loli, którą mam przyjemność znać 🙂 Klik – cynamonowy świat Loli czeka!

Kwiecień. Kwitnienie (z Sezonownika)

Mam dla Was dzisiaj kilka pięknych rzeczy, które ujmę po prostu w ramach mojego starego cyklu „Lubię…” (klik). Bardzo dawno go tu nie było i ten powrót sprawił mi dużo przyjemności. A więc w kwietniu lubię:

1.E-book „Patina 2.0. Wielkanoc”

Klimatyczne dzieło „mojej” Darii i Thymki. Jeśli znacie styl dziewczyn, wiecie, czego się spodziewać w środku. Niesamowite stylizacje, garść (albo i dwie) wielkanocnych pomysłów – na pisanki, na ładny stół, na uchwycenie piękna dokoła nas.

Zawsze spoglądałam podejrzliwie na różne stylizacje stołu, zakładając pewną sztuczność i działanie na pokaz. Ale później poznałam Darię i jej stoły oraz sposób, w jaki podaje zwykłe jajka sadzone czy rogalika i zrozumiałam, że to po prostu trzeba mieć we krwi. To tworzenie piękna w każdym centymetrze istnienia, w każdym kącie, w którym się przebywa. Wyłapywać przetartą urodę starej ściany (w e-booku jest taka jedna gdańska ściana, do której wzdycham), kruche piękno skorupki po gęsim jaju czy urodę przekwitłych kwiatów. E-book możecie kupić tutaj – klik. E-book polecam oglądać na dużym ekranie, tu zapozował w telefonie do zdjęcia.

2. Drugą książkę Violi Grzelki „Mamucie przysmaki. Przepisy na wiosnę i lato”.

To też porcja czystego piękna, tym razem w wersji drukowanej, co potęguje przyjemność odbioru. Albumowy format, cudny papier, piękne fotografie i obrazy (bo Autorka również maluje!), jasny i przejrzysty układ, no i najważniejsze, fajne przepisy! W wielu występuje to, co misie lubią najbardziej, czyli dzikorosnące jadalne rośliny. Już sam spis treści sugeruje, że czeka nas piękna podróż po letniej kuchni, spójrzcie na tytuły niektórych rozdziałów: „Moja dzika kuchnia”, „Pełnia lata” czy „Babie lato”.

Wszystkie wielkanocne przepisy, które zgromadziłam na blogu, znajdziecie tutaj:

http://strawberriesfrompoland.pl/category/wielkanoc/

Wśród nich moje ulubione mazurki – na orzechowym spodzie z koglem moglem, mój różowy mazurek różany, z którego jestem bardzo dumna albo ten chamski z kajmakiem. Jajka faszerowane, które baaardzo lubię, pasztet  z soczewicy, który od ponad dekady gości na naszym stole czy sos tatarski, który pojawia się zarówno w Boże Narodzenie, jak i na Wielkanoc. To tylko kilka przykładów spośród wielu propozycji.

proste przepisy na wielkanoc