Dziś, na na przekór pogodzie, zjedliśmy danie we wszystkich odcieniach zieleni (doprawione bielą). Seledynowa kapusta pekińska, zielony szczypiorek (jeszcze nie z własnej hodowli, niestety ? mój się ociąga), białe wstęgi rzepy, paseczki jasnego kurczaka i przezroczysty makaron ryżowy (uwielbiam jego ascetyczny wygląd). Wszystko to okraszone sosem rybnym i wrzucone do woka. Nawet pałeczki miałam zielone!
(Zdjęcia brak: byłam zbyt głodna, by skupiać się na ostrości zdjęć, ustawieniu pałeczek czy wyborze ładniejszego profilu dania?)
***
A już za chwilę przypełznie kolejny
. Zapowiada się zimowo, więc szykuję stos książek i czekam, aż nadejdzie kanapowa sobota ? czas lektury i ciepłej herbaty. A do herbaty najlepsze będą? No właśnie. Zacznijmy od początku.
Odkąd pamiętam, spędzałyśmy z Ewą (moją najmłodszą siostrą) wiele czasu w kuchni. Gdy miałam naście lat, Ewa miała zaledwie kilka. Siadała na kuchennym blacie, a ja smażyłam jej kropeczki, placuszki wielkości orzecha włoskiego, francuskie tosty na słodko ? z miodem i cynamonem ? i słono ? z serem żółtym i szynką. Z biegiem lat siostra zaczęła brać czynny udział w kuchennych zabawach. Odmierzała składniki, lepiła ze mną ciasteczka, wyjadała z misek resztki czekoladowej masy ?
Kilka dni temu wbiła nas w ziemię. Już w przedpokoju zaatakował nas intensywny zapach czekolady; w kuchni okazało się, że nasza kucharka upiekła? czekoladowy tort Nigelli. Na pytanie, co skłoniło ją do takiego wyczynu odpowiedziała, że mieli z tatą ochotę na coś słodkiego. Dlatego też Ewa poświęciła kilka godzin na pieczenie dwóch blatów ciasta, robienie strrrrrasznie kalorycznej i równie pysznej masy czekoladowej, a także zapełnianie zlewu tysiącem misek, miseczek i mich (z czego mama była niezmiernie zadowolona;).
Następnego dnia ciasto smakowało jeszcze lepiej: było intensywnie czekoladowe, słodkie i wilgotne.
Wczoraj wieczorem dostałam smsa z zaproszeniem na kolację autorstwa Ewy. Na progu przywitał mnie znajomy zapach. Słodkawy i orzeźwiający. Kojarzyłam go, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć, co jest jego źródłem. Chwilę później wszystko się wyjaśniło: na stole stały słoiczki z pomarańczowym i morelowym dżemem, świeże masło i? sterta pomarańczowym mufinów. To jedne z naszych ulubionych wypieków śniadaniowo-kolacyjnych, piekłam je kilkakrotnie, zawsze znikały jeszcze zanim zdążyły ostygnąć. Nie inaczej było podczas tamtej kolacji.
Mufiny były słodkawe, ciepłe i aromatyczne. Najlepsze z kawałkiem masła, którego brzegi delikatnie topiły się w zetknięciu z ciepłym ciastem.
Idealne!
POMARAŃCZOWE MUFINY ŚNIADANIOWE (z książki ?Nigella gryzie?)
75 g masła 250 g mąki 25 g mielonych migdałów ? łyżeczki sody 2 łyżeczki proszku do pieczenia 75 g cukru skórka z 1 pomarańczy 100 ml swieżo wyciśniętego soku z pomarańczy 100 ml mleka jajko
Ewa rozpuściła i ostudziła masło. Wymieszała suche skałdniki: mąkę, mielone migdały, sodę, proszku do pieczenia, cukier, skórkę startą z pomarańczy. W innym naczyniu wymieszała mokre składniki: sok z pomarańczy, mleko, jajko oraz ostudzone masło.
Wymieszała płynne z suchymi, pamiętając o złotej zasadzie pieczenia mufinów: mieszaj delikatnie i niezbyt dokładnie (inaczej wyszłyby jej twarde grudy). Piekła je w 200 st. C., przez ok. 20 minut.
Musiały być pyszne, skoro nawet jednej nie zdążyłyście sfotografować 😀
jakie to urocze:-)
w moim domu to ja jestem tą młodszą siostrą
ale jednak większośc rzeczy nauczyłam się przygotowywac podglądając Mamę, siostra rzadko kucharzyła
a teraz jak do mnie dzwoni to pyta ciągle kiedy przyjade upiec jakies ciasteczka, takie t miłe:-)
na takie migdałowo pomarańczowe muffinki to mam ochotę..
Aniu, muffiny musiały byc cudownie smaczne ! :))
Szkdoa,ze nie została dla mnie ani jedna babeczka hi hi 😉
Pzodrawiam przedweekendowo 🙂
No, to pyszne jedzenie było, w najmodniejszych kolorach sezonu;)
Mam ta ksiazke! Widzialam te muffiny tralalal 🙂 Ale potrzebowalam recenzji 🙂 Teraz juz wiem, ze warto je zrobic!
Moja Mlodsza (19 lat) ostatnio zalapala bakcyla na kucharzenie, wiec moze cos jest jednak z tymi genami… :))))
Ale szybciutko zniknęły Twoje muffinki. Musiały być wspaniałe! a to danie we wszystkich odcieniach zieleni…pycha!!!
Monsai, podczas kolacji nie miałam aparatu, więc jedyne, co mi pozostało, to zabrać ze sobą papilotki i cyknąć im foto 🙂
Asiejko, mnie tez ciągle pytają, kiedy znów będzie coś słodkiego 🙂
Majano, były smaczne, to fakt…
Majmily’s, no tak, udało się jej 🙂
Polko, z czystym sumieniem mogę Cie zachęcić do tych mufinów. Ale koniecznie jedz ciepłe.
Alicjo, były strasznie pyszne :)Smakowaly tym bardziej, ze upoieczone przez kogos innego 🙂
Pozdrawiam Was!
Ładna historia o siostrze, a poza tym… ładny kolor sweterka 😉
No nie Aniu! Czuję się wielce rozczarowana! Samymi papierkami swoich blogowych gości raczysz? 😉 Nie ładnie, oj nieładnie… ;-))
Wspaniale mieć taką siostrę i takie wspomnienia … i cudownie móc zjeść takie pyszne muffinki 🙂 Gratuluję wspaniałej siostry i pysznej kolacji … zielonego obiadku też 🙂
Ja tam nie potrzebuję zdjęć. To jak opisałaś te muffiny działa na mnie lepiej niż najlepsze zdjęcie :). Muszą być pyszne!
Aniu, mysle juz od paru godzin co Ci napisac… Zaczne od tego, ze starsznie milo Cie poznac!
I po pierwsze, samolubnie, bradzo Ci dziekuje za docenienie moich blogowych historii, czasem sobie mysle ze ten blog jest przez to za bardzo osobisty, ale moze te historie i wspomnienia odrozniaja mnie w potoku przepisow (ale tez z tego powodu trzymalam go dlugo niby w tajemnicy przez swiatem bloggerow:).
Po drugie, jestem zafascynowana Twoimi zdjeciami – zwlaszcza orzechow, drewniannych fragmnetow – piekne!
Po trzecie od kilu dni marze o tarcie cytrynowej ktora wlasnie widzialam na Twoim blogu, wczesniej go wogole nie znajac. Mam nadzieje, ze odwaze sie ja niebawem wyprobowac.
Niesamowite, ze obie zakladalysmy bloga 1-go kwietnia…
Pozdrowienia!
Sliczna historia 🙂
U nas to ja jestem ta mlodsza siostra, ale niestety wczesniej nie mialysmy w zasadzie okazji wspolnie kucharzyc; dopiero teraz, gdy od czasu do czasu spotykamy sie podczas wakacji…
A muffinki po Twojej rekomendacji z pewnoscia kiedys upieke 🙂
Pozdrawiam!
ahh a gdzie te muffiny? dałabyś nacieszyc oko chociaż 😉
Były sobie muffiny..i nie ma muffin:P
Ładny masz lakier do paznokci:P
ale mi narobiłaś smaka na muffinki, najlepiej właśnie przy dobrej książce, kawie i kocyku 🙂
a jaką kanapową lekturę polecasz? :>
Aniu, ale masz zdolną siostrę:) Moja siostra też lubi i umie dobrze gotować. Kiedyś, jak razem jeszcze mieszkałyśmy z rodzicami, to często razem z nią, albo nawet w czwórkę z rodzicami pichciliśmy w kuchni. A jak miała Pierwszą Komunię, to własnoręcznie przygotowałam jej tort, od początku do końca! Miałam wtedy 14 lat:)
Ups, za szybko poszło:)
Zapomniałam jeszcze napisać, że przepis na muffiny sobie zabieram i niebawem je upiekę:)
Kochaną i zdolną masz siostrę! Gratulacje i życzę Ewe więcej kulinarnych pysznych dań, może niebawem sama założy kulinarnego bloga? 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Czyli: nie poszła w las nauka 🙂 Chciałabym być Twoją siostrą i zjadać pyszności, o których piszesz 😉
Hi hi, dzięki, Ptasiu. Tez lubię ten kolor 🙂
Małgosiu, musisz wybaczyć 😉 Miałam co prawda mozliwośc podlinkować stare zdjecia mufinów z forum, ale one są niezbyt udane, wiec sobie darowałam. Z resztą od czego jest wyobraźnia! 😉
Tili, zgadzam się w pełni, ze taka siostra to skarb. Przeważnie 😀
Olalala, były pyszne, dostałam wczoraj kolejne dwie sztuki, bo siostra dopiekła blaszkę 🙂
Buruuberii, tak się ucieszyłąm, gdy zobaczyłam wpis od Ciebie! Bardzo dziękuję Ci za miłe słowa, to jest… budujące 🙂 Wiecej napsiałam u CIebie, wiec już pewnie przeczytałaś. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Beo, z nieciepliwością czekam, aż wypełnisz lukę zdjeciową i pokażesz, jak wygladają te mufiny 🙂
Ago, już dawno ich nie ma… Nawet ja oko króciutko cieszyłam 😛
Olciaky, a dziękuję, tez go lubię 🙂
Zwegowani, kanapowa lektura u mnie to ostatnio „Doktor Żywago”, ale to mało wiosenne… nic, tylko mrozy i rewolty 😛
Kasiu, tez niezły wyczyn, tort na Komunię siostry! A taie wspólne pichcenie jest najfajniejsze, pod warunkiem tylko, ze każdy ma wydzielone zadania. Inaczej chaos i zgrzytanie zębów…:)
Notme, przekażę Ewie te słowa, na pewno się ucieszy 🙂 A wiesz, tez jej mówiłam o blogu kulinarnym, jedną czytelniczkę miałaby na pewno 🙂
Ha, Lisko, nie poszła w las nauka. A najfajniejsze jest to, ze to początki kulinarnej działalności Ewy. Ciekawe, czym później będzie nas zaskakiwać 🙂
Pozdrownienia wieczorową, tfu!, nocną porą!
muffinki wyprobowane 🙂 pieknie pachna i jeszcze lepiej smakuja 🙂
Dagmaro, bardzo się cieszę! 🙂 Miło mi, że mimo braku zdjęcia zaufałaś mi i je upiekłaś 🙂
Aniu, tez odpisalam tyle ze tym razem „u siebie” – nie wiem czy widzialas… a wiecej dodam zaraz pod Twoim postem o jajkach, papa
Już lecę na makagigi czytać 🙂
Twoje wspomnienia przypominają mi trochę moją teraźniejszość 🙂 Moja siostra, odrobinę nieudolnie, stara się pomagać mi w kuchni. Niestety, jak na razie najlepiej, kiedy jej czynny udział ogranicza się do konsumpcji 😉 Zrobiłam muffinki w formie ciasta, były przepyszne!
Pozdrawiam 🙂
W formie ciasta tez musi byc pycha, chyba najfajniejsze w keksówce 🙂