Miałam wczoraj atak. Kulinarny.
I jeszcze kolejny słoiczek tahiny, bo poprzedni już się skończył.
Czasem tak mam.
A potem siadam przy stole i nie mam ochoty na żadną ze zrobionych przeze mnie rzeczy. Bo nie o jedzenie tu chyba chodzi, ale o mieszanie, miksowanie, smażenie, siekanie i obieranie, całą tę kuchenną medytację z łomotem garnków w tle.
TAHINA/TAHINI – PASTA SEZAMOWA
10 dag ziaren sezamu, uprażonych na złoto na patelni
3 łyżki oleju sezamowego
Uprażone ziarna sezamu (będą gotowe, kiedy sezam zacznie pachnieć – należy uważać, by się nie spalił) mieszam z olejem i miksuję do uzyskania idealnie gładkiej masy. W masie nie moze być żadnych grudek – wtedy będzie gotowa. Tahinę przekładam do słoiczka i trzymam w lodówce.
BABA GHANOUSH
2 duże bakłażany (ok. 600 g)
sok z 1/2 cytryny
2 łyżki jogurtu naturalnego
2 duże ząbki czosnku
sól i pieprz
oliwa
sumak (opcjonalnie)
2 łyżki tahini (opcjonalnie)
Bakłażany nakłuwam w kilku miejscach, układam na naoliwionej blasze. PIekę ok. 45-60 minut w temp. 220 st. C., aż bakłażany się pomarszczą (w trakcie pieczenia przewracam je raz).
Ostygłe bakłażany obieram ze skórki, lekko odsączam z soku. Mieszam bakłażana z sokiem z cytryny, jogurtem, tahini, czosnkiem i miksuję na gładką masę. Doprawiam solą i pieprzem. Pastę podaję w miseczce, skropioną oliwą i posypaną sumakiem. Pyszna do krakersów, nachosów, makaronu, surowych warzyw czy chleba.
Uwagi:
1. Przepis na tahinę znalazłam u
Andzi – dziękuję!
2. Tahina to pasta sezamowa, używana jako dodatek do sosów, słodkich wypieków (od wieków chcę Wam pokazać ciasteczka owsiane z tahiną…) i bliskowschodnich klasyków takich jak hummus czy baba ghanoush. Dodaje potrawom lekko orzechowy posmak. Po dodaniu do tahiny miodu otrzymamy słodkie, sezamkowe smarowidło do kanapek – też pyszne!
3. Sos z tahiną pokazywałam już przy okazji jednej z piknikowych opowieści
(tutaj). Dzisiaj oprócz słoiczka czystej tahiny, żeby nie było tak nudno, prezentuję Wam przepis na
baba ghanoush, czyli pastę z pieczonego bakłażana. Z czosnkiem, z tahiną i oliwą, posypaną sumakiem. Piękne toto nie jest, ale ten smak nadrabia wszelkie niedoskonałości w urodzie tej baby 🙂 Przepisów na baba ghanoush jest mnóstwo, ja zajrzałam do pięknie wydanej książki „Kuchnie świata” Gordona Ramsay’a.
Ja na razie jestem na etapie obmyślania co zrobię 😉
Mięso jest, reszta też się znajdzie 🙂
Pozdrawiam!
o ale fajnie – przepis na tahini bardzo mi się przyda 😀 kupione kończy się a ja chyba jestem od tego cudu uzależniona 😉
tym razem zrobię sama. 😀
Niezły atak! Kuchenny…
Aniu, napisz, proszę, czy łatwo się takie ziarno sezamowe miksuje i w jakim dokładnie mikserze, bo zawsze mam wątpliwości i – ostatecznie – kupuję gotową thinę/tahinę.
No co Ty, wcale nie jest brzydka, jest tylko apetyczna inaczej:) Ale na Twoich zdjęciach to nawet taka niepozorna baba wygląda jak należy;) Super przepis na domową tahinę, u mnie idzie masowo, a w sumie taniej własną zrobić:) No i co swoje to swoje:) Pozdrawiam!
też tak miewam! najczęściej w słodkim wydaniu a jak się nagotuje a po drodze popróbuję, to później nie mam już na słodycze ochoty.
Jakoś nigdy nie pomyślałam by zrobić samemu tahiny (tahine?)…wczoraj w hummusie zastępowałam ją maslem orzechowym (też działa :D)
pozdrawiam
Jeju, ja też tak mam. Mogę piec bez końca tylko dla samego pieczenia, a potem rodzina musi to zjadać bo ja nie mam już ochoty ;),
Też miewam takie napady 😉
A tahinę jutro przed południem "ukręcę"!
Pozdrawiam!
Tez tak miewam czasami ;))
Od niedzieli mam nastawiona kapuste z grzybami na impreze do pracy. Codziennie ja troche stawiam na ogniu, wrzucilam do niej moje najlepsze suszone grzyby, i po prostu nie mam, ale to zupelnie nie mam ani checi ani apetytu, zeby jej sprobowac…
Tak czasami bywa ;))
Ha ja też wczoraj miałam dzień kulinarnych szaleństw, a raczek późne popołudnie takowych. Babeczki z budyniem i jagodami, ciasto rafaello, zupa meksykańska i chleb zakwasowy z żurawinami. A w tzw. międzyczasie jeszcze ryż i odgrzewanie szaszłyków 🙂
Pozdrawiam pracowita koleżankę 🙂
Super to szaleństwo Aniu:))
Całuski ślę:*
Aniu, Ty wiesz, że u mnie też o to chodzi… I ja reaguję tak samo, ale wciąż niezmiennie mam takie ataki:)
Też mnie czasem bierze gorączka gotowania, muszę wtedy robić kilka apetycznych dań na raz, a potem mogę spokojnie odpocząć 🙂
Niesamowite jest dla mnie to, że przed chwilą powiedziałam do ukochanego : mam ochotę na coś z pastą tahini, po czym chwilę później zawitałam na Twoim blogu. Dzięki za przepis, na pewno zrobię domową pastę sezamową 🙂
Tahinę zawsze kupowałam, ale od teraz to już na pewno będę sama robić;) Pięknie wygląda na twoich zdjęciach Aniu!
Dobrej nocy!
Cóż dodać…
dobry czas!
serdeczności Aniu :)))
M.
tak tak tak…własnie o to chodzi! Kocham ta medytacje!! i napady , kulinarne;-))
Pozdrawiam Aniu!
Aniu, też tak mam. (Jak większość dam powyżej). Najczęściej gdy mam zrobić coś z "dedykacją", dla kogoś to tym bardziej mi się chce.
A wtedy kuchnia ma wszelkie industrialne dźwięki w sobie.
Pozdrawiam
Ania
mam podobnie,szczególnie kiedy dopadają mnie negatywne emocje,tylko w kuchni mogę się odprężyć,pomedytować przy zagniataniu drożdżowego na przykład;)
pozdrawiam ciepło!
M.
Takie ataki to samo dobro 🙂
kulinarny amok najlepszy 😉 i tyle pyszności! zazdroszczam 🙂 i pozdrawiam 🙂
Dziękuję Wam za komentarze – łaczymy się w atakach 🙂
An-na, ziarna sezamu sa b. łatwe do miksowania, to nie to, co np. orzechy ziemne na masło orzechowe albo nawet słonecznik na pesto. Są delikatniejsze i każdy mikser je dźwignie. Ja miksuję końcówką do miksowania zup bo ma mniejsze ostrze, a przy większej ilości sezamu robię to siekaczem i ewentualnie poprawiam tamtą drugą końcówką.
Pochwal się,jeśli zrobisz! 🙂
Kulinarny atak to najlepsza terapia na oczyszczenie głowy i poprawę samopoczucia, ale często nie ma się ochoty na efekty swojej pracy, najadamy się próbowaniem i zapachem i najzwyczajniej często już nie ma siły żeby jesć.
Bardzo lubię pastę tahina, choć nigdy sama nie robiłam, ale u mnie do dostania w każdym supermarkecie i w większości restauracji, natomiast słodkich wypieków z tahiną nie znoszę, są paskudne i sama nie wiem czemu, bo lubię sezamki i chałwę. Pozdrawiam.
dodam tylko, że sezam jest niezwykle zdrowy, jest doskonałym źródłem wapnia tylko warto używać niełuskanego (do dostania w sklepach eko, nie jest drogi), bo łuskany jest odarty praktycznie ze wszystkich składników odżywczych. Atak bardzo owocny, tez tak czasem mam 🙂 I też wcale nie po to żeby jeść te wszystkie rzeczy, które przygotowałam 🙂
Ania, krótko powiem – szacun! Jakoś mi się wydawało że to mielenie sezamu na pastę to wyższa szkoła jazdy 🙂
Kulinarne ataki czasami dobrze jak się synhronizują z zapowiedzianymi gośćmi :-)))
Uściski Ania!
Aniu, bardzo się cieszę, że skorzystałaś z tego przepisu:)
A wiesz, że ostatnio nachodzi mnie żeby zrobić chociaż słoiczek, tylko olej sezamowy muszę sobie kupić:))
Niedługo zabieram sie za quinoę podwójnie brokułową z Twojego przepisu…
Pozdrawiam Cie Aniu serdecznie i życzę udanego weekendu!
Oj ja też tak potrafię! Padam potem na twarz i wcale nie chce mi się jeść, ale jakoś tak mi jest miło i lekko na duszy 🙂
fajne masz te ataki kuchennej medytacji, powinnas stworzyc Aniu aplikacje na telefony komorkowe…. wiesz zamiast cwierkajacych ptaszkow, Twoje garnki i szklanki brzecace w tle… 🙂
Tahini super, kto by pomyslal, ze to takie proste… a w sklepach cena za sloiczek powalajaca… mielgo weekendu
nie miałam pojęcia, że zrobienie pasty sezamowej jest takie proste!a to przecież podstawowy składnik do hummusu..noo..jak dobrze,że są takie miejsca jak Twoje:))
uściski!
J
Aniu dobrze dobrze. Oby więcej takich medytacji. Mi czasem wystarczy spacer do TKmaxx i wyniesienie pod pachą nowego durszlaka. Czasem muszę sobie zanurzyć dłonie w mące. A czasem powąchać laskę wanilii 🙂
Całusy :*
Aniu, Aniu przypomnialas mi ze kiedysss sama robila, a potem ja leniuch sie przyzwyczilam ze w IL nikt nei robi tahini i dobra sie da kupic na targu 😀 Tahini jest podstawa kuchni bliskowschodniej, tak jak wymieniasz – wszedzie i w chalwie jeszcze 🙂
PS. Jak Ci sie podoba Ania Gaumardżos? Ciekawa jestem 🙂
Aniu, jak ja Cię rozumiem! 🙂 też nie raz już gotowałam coś lub piekłam, frajdę miałam z tego nieziemską, a na koniec… Nie jadłam tego co zrobiłam tylko rozdawałam z uśmiechem na twarzy 😉
Pozdrawiam ciepło!
Kinga
Och, jak ja znam te ataki…a potem tylko błagam znajomych, rodzine i przyjaciół żeby zjedli to wszystko…przecież sami nie damy rady( jakoś zawsze się zgadzają):)
Aj, Aniu! W takim razie mocno u Ciebie ostatnio łomotało. 😀
Ps. Marcin M. w moich oczach się twórczo zrehabilitował, chociaż były takie fragmenty, że wprost nie mogłam przebrnąć…
MOnika, tahina to jest łatwizna, a sezam mieli się b. lekko!
Andziu, dziękuję raz jeszcze 🙂 Jak quinoa?
Dotblogg :)))
Pola, łądnie napisane… Mówisz, że TKMax pomaga…?
Basiu, G. podoba mi się bardzo, tylko sama grafika jest wg mnie be – za duża, brzydka czcionka i zdjecia, które … głowy… nie urywają 🙂 Ale to w sumie reporterska rzecz, więc okej. A czyta się b. dobrze.
Małgoś, cieszę się z powodu Marcina M. ;)))
Dziękuję Wam za komentarze i pozdrawiam ciepło!