W przyszłości będę mieć dom z dużymi parapetami, by podczas deszczu odgłosy uderzeń kropli były zwielokrotnione. Uwielbiam szum ulewy…
Mieszkałam kiedyś w pokoju z wielkim, dachowym oknem. Gdy padało, przysuwałam łóżko pod okno i wsłuchiwałam się w grę kropli na szybie. A gdy noc była czysta i usłana gwiazdami, wpatrywałam się w niebo. Gdy robiłam to zbyt długo, zapierało mi dech w piersiach i ogarniał mnie pewnego rodzaju niepokój. Taki, jaki rodzi się w człowieku, gdy go muśnie nieskończoność.
A dziś obudziły mnie pomruki burzy. Po chwili pomrukiwanie zmieszało się z odgłosem ulewy, a ja radośnie wyskoczyłam z łózka. Lubię być tak budzona: gdy jawa wkrada się do snu, gdy powolutku wyłaniam się z nocy i – jeszcze z zamkniętymi oczami- uświadamiam sobie, że odgłosy piorunów szalejących gdzieś w oddali to nie sen.
Oglądanie burzy zza okna to jedno, a brnięcie przez mokre ulice to już inna sprawa… Dlatego byłam bardzo zadowolona, że mogłam ograniczyć się do podziwiania ulewy zza szyby, z bezpiecznej odległości. Dobrze, że po szparagi poszłam już wcześniej…
Z resztą moja droga do szparagów nie była usłana różami. Na straganach ich brak… Obeszłam kilka miejsc i nigdzie nie było choćby pęczka. Zamówiłam je więc u znajomego sprzedawcy, upragniony pęczek zielonych pyszności miał pojawić się za dwa dni.
Przez dwa dni zastanawiałam się, co pysznego z nich zrobię, choć tak naprawdę największą ochotę miałam na tę superprostą potrawę. Gdy poszłam odebrać szparagi, sprzedawca wręczył mi pęczek białych… Nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy: po pierwsze – obieranie, po drugie-nie ten smak! Nie przepadałam za białymi szparagami… Dlatego przede mną pojawiło się niemałe wyzwanie: przyrządzić je tak, aby przekonać swoje kubki smakowe, że białe szparagi to najpyszniejsza rzecz pod słońcem. Okazało się, że nie jest to niewykonalne…
A pomógł mi w tym przepis na:
TAGLIATELLE Z BIAŁYMI SZPARAGAMI
2 porcje makaronu
- pęczek białych szparagów + masło do ich podduszenia
- 1 cebulka
- pół szklanki śmietany 12%
- kawałek fety
- kilka kawałeczków wędzonego łososia
Szparagi obrałam, odcięłam twarde końcówki. Uwaga: szparagowe resztki odłożyłam na bok, bo i one zostaną spożytkowane*. Na patelni rozgrzałam trochę masła i wrzuciłam nań pokrojoną cebulkę. Następnie pokroiłam szparagi. Gdy cebula lekko się zeszkliła, dorzuciłam do niej cząstki szparagów, po czym dusiłam je 10 minut. Gdy zmiękły, dodałam do nich śmietankę i wsypałam pokruszoną fetę. Doprawiłam sos świeżo zmielonym pieprzem, po czym ściągnęłam patelnię z gazu. Na koniec dodałam do sosu kilka strzępków wędzonego łososia.
Ułożyłam sos na gniazdku makaronu i zjadłam ten pyszny, majowy obiad w miłym towarzystwie.
Uwaga: sosu nie soliłam, bo feta i łosoś są wystarczająco słone. Podobny przepis widziałam u Liski, o, tutaj.
I muszę Wam powiedzieć, że było pysznie. W zestawieniu z kremowym sosem, szparagi okzały się bardzo sympatyczne. Delikatne, lekko słodkawe… Do tego słone akcenty w postaci sosu i łososia, a dla zaostrzenia smaku dużo pieprzu.
* następny odcinek także będzie poświęcony szzzzzzzzzzparagom!
** te dwie gwiazdki dedykuję mistrzyni linii wszelakich, Basi 🙂
*** a te przeznaczam na wyrażenie ubolewania z tego powodu… to okropna sytuacja i mam nadzieję, że szybko znajdzie się osoba, która przywróci nam dwa urocze blogi
Jak zwykle piekny wpis Aniu 🙂
Tez lubie slychac odglosu stukajacych o parapet kropli deszczu. choc burzy juz raczej nie lubie, przyznam nawet, ze troche sie podczas burzy boje… :/
I dziekuje za dopisek :*
Nadal siedze jak na szpilkach i czekam… 🙁
myślę, ze w takiej oprawie i ja polubiłabym białe szparagi 🙂
a deszczu nie lubię, nie lubię i już :/
Aniu, właśnie słyszę szum ulewy i pomruki burzy … wcale nie takie ciche … ale ja lubię słuchać burzy siedząc przy małej lampce w przytulnym pokoju 🙂
Dziękuję za trzy gwiazdki 🙂
Uwielbiam burzę. Odgłos padającego deszczu. Karmię się tymi chwilami, bo są nieskończenie piękne:)
Pozdrawiam Cię!
P.S. wysłałam Ci maila, ale chyba się zgubił:/
ja jakoś nie czuję tego innego smaku, ale fakt, używałam białych tylko do zup…
ps. w „Matce Joannie od Aniołów” jest fajna scena, gdy Suryn spogląda w gwieździste niebo – pełna metafizyczności, cudowna 🙂 z tych powodów mnie czasem niepokoją takie wpatrywania.
Ja również uwielbiam monotonię deszczu, uderzającego w parapety… 😉 tagiatelle wygląda smakowicie, a chciałam się zapytać, czy takie talerze jak Twoje są trudne do zdobycia? 😉 bardzo, bardzo mi się podobają 🙂
Białe szparagi także mniej poważam niż zielone,ale z pysznym sosem 0 kto wie? A co do deszczu – uwielbiam. Nawet wtedy, kiedy krople uderzają w tropik namiotu… to też poezja 🙂
Ja tam nie bede sie sama oklamywac ? deszczu nie lubie. Za duzo osob, ktore Cie czytaja o tym wie, wiec nie ma co nawet probowac udawac 🙂 Tzn bylabym niewdziecznica, gdybym nie przyznala sie ze lubialam taki lekki deszcz wiosenny, cieply i przyjemny ? ale tak bylo dopoki mieszkalam we Wroclawiu. Odkad mieszkam tu gdzie mieszkam i deszcz mam prawie na codzien, kilkanascie razy dziennie zywie do niego ogromna nienawisc. A juz najbardziej nie lubie mokrych nogawek od spodni brrrrrrrrr chlupania w butach i mokrych okularow. Ewentualnie moge sobie wyobrazic szum deszczu; tak to moze byc mile dopoki nie musialaby, wyjsc na zewnatrz 🙂
Popoludniowo piatkowo sciskam Cie serdecznie i zycze udanego weekendu NIE deszczowego 🙂
Cudne i pare widzę!:D
a burze to ja uwielbiam podziwiać,ale jak jestem w domu:)
Aniu, jakie piękne zdjęcia, a ja tu taka głodna siedzę… Szparagi bym z chęcią zjadła :)!
Też uwielbiam dudnienie deszczu, najbardziej w nocy. Otwieram okno, czuję ten zapach i chcę, żeby ta chwila trwała jak najdłużej. Niestety chwile mają to do siebie, że szybko mijają…
I znowu powiem – „Truskawkowa Aniu, Bratnia Duszo” :)) Ja też to lubię – wszystko! 🙂
Fajny moment olśnienia 😉
Och, jak pysznie! Cudownie pysznie Aniu!:))
Aniu droga, znow tak ladnie napisalas, co dodac… Ale nie lubisz otwierac wtedy okien, cos czuje?
Kiedys tez mieszkalam w mieszkaniu z dachowym oknem i gdy padal deszcz siadalam w fotelu i kolyslalam sie w takt muzyki, albo wgapialismy sie w wielkie krople.
Tez widze ostatnio mamy ochote na szerokie makaronowe wstazki i kremowe sosy 🙂 :*
aniu, a moze przeprowadzilabys sie tak do irlandii?? tutaj pada caly czas… 😉
a pasta sliczna, zjadlabym taka…
Pyszna propozycja, pominęłabym tylko w mojej wersji łososik… ;)))
Również wolę zielone szparagi. 🙂
Pozdrawiam serdecznie!
Aniu, gdzies Ty przepadla? 🙂
Przypomnialam sobie, ze nie napisalam Ci o mojej Sistars… No daleko jestesmy od siebie, buu… ale jak do tej pory udaje sie nam widziec 2-3 razy do roku, robimy rodzinny zjazd i najbardziej zadowolony jest Demon, ktory co chwile kontroluje wszystkie pokoje i jest w siodmym niebie, ze dom pelny 🙂
Jako ze mocno spóźniłam się z odpowiedziami na komentarze (za co przepraszam), ograniczę się do konkretów.
Truflo, jak zauwazyłaś, Twój mail doszedł i nawet otrzymał odpowiedź 🙂
Ally, pamiętam, pamiętam tę scenę! Była groźna i piękna, właśnie taka, jak noce pełne gwiazd.
Marylin, talerze kupiłam w Bomi kilka lat temu. POtem dokupiłam głębokie w innym markecie. OStatnio kubek z tej serii widziałam na szwedzkim blogu, wiec przypuszczam, że one, te talerze, krążą po sklepach….:)
Polko,wyżyczyłąś mi ładny weekend! Ani jednej kropli deszczu. Bardzo mnie to ucieszyło, bo deszcz nie zawsze jest wskazany 🙂
Baaaasiu, jestem, wróciłam, nadrabiam zaległości 🙂 Ładnie napisałaś o kołysaniu się w takt deszczu… To pewien rodzaj medytacji, prawda?
Jak na odległości, które Was z siostrą dzielą, spotkanie 3 razy do roku to już całkiem pokaźny wynik. WYobrazam sobie, jaki Demon jest happy: pies mojej koleżanki miał tak samo-był w pełni szczęsliwy dopiero, gdy wszyscy domownicy zjechali do domu.
Pozdrawiam Was wszystkie, deszczowe i niedeszczowe panny 🙂
Aniu, mogłabym z Tobą wsłuchiwać się w stukot kropli o parapet. 🙂 Bez słów, bo one by tylko przeszkadzały.
Teraz też siedzę przy komputerze, a za oknem pada, pada, coraz mocniej pada… A ja mocniej otworzyłam okno, by lepiej słyszeć stuk, stuk,stuk, stuk… A najbardziej, ale tak najbardziej lubię tę deszczową muzykę późnym wieczorem, gdy wszyscy już śpią i mąż, i dzieci, a ja otulam się szczelnie pościelą i tylko uszy wystawiam, by nie uronić ani jednego taktu…
Tagliatelle ze szparagami UWIELBIAM. Tak jak deszcz (o ile nie muszę wkładać stóp w kałuże ;-)).
Aniu, och takt deszczu… Tutaj nie pada od 2 miesiecy i nie bedzie padalo do pazdziernika zapewne, ale za miesiac wakacje, i raczej nie zabraknie mi deszczu, juz najbardziej boje sie tego uderzajacego nad ranem w tropik namiotu kiedy to przed nami kilkanascie kilometrow w kajaku… Lukasz mi tu caly czas mowi, ze jak chce slonce, to sobie moge zostac w Izraelu :>
Och tak, Domon szczesliwy, niestety tym razem zjazd rodzinny pod znakiem zapytania (z powodu malej Zoe)…
:*
Nie wiem, jak to się stało, ze nie odpisałam na Twojego posta, Małgosiu… Miałam wrazenie, że już to zrobiłam! Pięknie to napisałaś, Twoje słowa oddają całą istotę deszczowej medytacji. A mnie znow dziś deszcz obudził… Jak nastrój?
Basiu, o deszczu na tropiku 😉 już Ci pisałam, wiec tu tylko wyrazę nadzieję, że ominie Cię ta wątpliwa przyjemnosć moknięcia na kajakach… Sama jestem ciekawa tego lata, czy będzie dezczowe, czy też nie…
Pozdrowienia ciepłe! 🙂
Nastrój deszczowy Aniu. Choć teraz chyba bardziej melancholijny, niż chandrowy…
🙂 Ja również marzę o szerokich parapetach we własnym domu, takich, na których można usiąść z jednej strony i patrzyć przez duże okno na świat…a po drugiej stroni deszcz uderzający o szyby i o parapet, to cudowna muzyka :))
Tiagatelle wygląda bardzo apetycznie…co tu kryć, aż ssie w żołądku 😉 wszystko w nim jest, co lubię: i łosoś i szparagi i makaron i sos śmietanowy 🙂 Kiedyś muszę wypróbować, u mnie na targu tylko białe szparagi…
U mnie też ostatnio się pojawiły. Białe szparagi. Dobre i to, choć ja marzę o zielonych…
to danie przetrze szlaki w sezonie szparagowym.
dziękuję za przepis, bo jest przepyszny 🙂