Tak to już jest, że w świecie, w którym da się wyprodukować i sprzedać nawet imitację głębokich myśli (mam na myśli seryjnych ?filozofów? znad brzegu rzeki Piedry), wszystkie poważniejsze przemyślenia brzmią miałko i dennie. Kiedy bowiem ubrać w słowa coś, co zrodziło się wewnątrz ciebie, a co dotyczy poważniejszych tematów, zaczyna wiać tandetą?
Trudo, najwyżej zostanę posądzona efekciarstwo. Chciałam bowiem napisać o tym, że bardzo łatwo przestaję dostrzegać to, jak spełniają się moje marzenia. Nie mówię o tych supernierealnych marzeniach z górnej półki, ale o tych trochę mniejszych, dosyć odległych i tych zupełnie niedużych, na wyciągnięcie ręki.
W podstawówce zamarzyłam o Gdańsku. Pierwsze zetknięcie z miastem było krótkie ? przyjechałam z rodzicami do Domu Technika, na badania do niejakiego Adama S., który posiadał tajemne moce mające wyleczyć mi wzrok. Adam S. skasował od nas kilkadziesiąt złotych za kilkunastosekundowe badanie mojej energii i orzekł, że zakwalifikowałam się do obozu w Borach Tucholskich, na którym wyleczy mi wzrok. Mama orzekła, że to szarlatan i nie puści mnie na obóz, co mnie doszczętnie zdruzgotało, bo bardzo liczyłam na zmianę wizerunku i w myślach dawno pożegnałam się z wielkimi okularami w plastikowych oprawkach. Podczas oczekiwań na to cenne badanie wstępne, poszłyśmy z mamą na kawę do kawiarni w Domu Technika. Okazało się, że akurat tego dnia trwał tu kongres wróżek (czy jakoś tak), w kawiarni siedziało mnóstwo dziwnie ubranych kobiet w średnim wieku, a w powietrzu unosił się silny aromat kadzidełek. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików i nawet nie siliłyśmy się na rozmowę, bo tematy rozmów osób zajmujących stoliki obok nas były wystarczająco fascynujące. Panie pobrzękując bransoletkami rozprawiały o tarocie i wahadełkach.
A gdy było już po wszystkim, wybrałyśmy się na kanapkę do kawiarni naprzeciwko. Usiadłyśmy przy stoliku obok szyby i przyglądałyśmy się falom ludzi przepływającym po chodniku. Podobało mi się, jak byli ubrani, zazdrościłam im tego, że żyją w prawdziwym mieście z kinem, porządnymi sklepami i kawiarniami. U nas w miasteczku kino zamknęli dawno temu, zanim jeszcze wprowadziliśmy się tu z rodzicami, a kawiarni nie było żadnej. Jedynie w cukierni u Kaczorka, tuż obok obskurnego dworca PKS (kolej do nas nie dotarła), stały dwa stoliki z lśniącymi nogami i jeżeli ktoś bardzo chciał, mógł zjeść pączka przy jednym z nich, ale sprzedawczyni dziwnie wtedy spoglądała. Siedziałam więc w gdańskiej kawiarni, zajadając kanapkę z kurczakiem i sosem czosnkowym, a w głowie rodziło się moje pierwsze ważne marzenie – żeby tak w przyszłości tu zamieszkać, móc chodzić do kawiarni i oglądać ludzi zza szyby.
Tak, to była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie zobaczyłam wtedy nic oprócz siermiężnego Domu Technika i wnętrza kawiarni z dużymi oknami, nie byłam nad morzem, starówkę widziałam tylko przez szybę samochodu, a mimo to poczułam, że to moje miejsce. I kiedy ileś lat później zaczęłam tu studiować, a potem rozpoczęłam proces zapuszczania korzeni w tym mieście, nawet nie byłam świadoma, że oto ziszcza się moje wielkie marzenie. Przypomniałam sobie o tym dopiero niedawno, przechodząc obok Domu Technika.
I tak jest z kilkoma innymi marzeniami ? kiedy przyszły, przyjęłam je jako coś oczywistego, nie zastanawiając się nad tym, że kiedyś miałam je tylko pod powiekami.
Dziś spaceruję po ulicach Wrzeszcza, robię zdjęcia kamienicom z sąsiedztwa i płoszę gołębie z fontanny przy centrum handlowym, starając się znaleźć jak najlepsze ujęcie kamiennych rzeźb, które nikną w towarzystwie obskurnych reklam. Chcę zapamiętać wrzeszczański fragment życia, który dobiega końca,* bo powoli spełnia się moje kolejne wielkie marzenie. Tomasz cierpliwie czeka obok, chrupiąc kawałek ciasta, który zabrałam z domu na drogę.
[ A tak w ogóle chciałam dziś pisać o czymś zupełnie innym, ale około drugiego zdania trzeciego akapitu moje myśli poszły zupełnie innym torem. Nieporuszone wątki, nieopowiedziane historie spiszę innym razem.]
SHORTBREAD
175 g mąki pszennej
85 g masła, lekko schłodzonego (nie prosto z lodówki)
30 g cukru kryształu
10 g cukru z ziarnami wanilii
szczypta soli
cukier do posypania
W robocie kuchennym umieszczam mąkę, masło, cukry i sól. Miksuję pulsacyjnie, aż z ciasta powstaną okruchy. Okruchy wysypuję na małą okrągłą blachę i ugniatam palcami. Nożem ?rysuję? na cieście kawałki, a następnie nakłuwam je widelcem tak, by powstały widoczne dziurki.
Ciasto piekę w 190 st. C. przez 20 minut. Można piec 15, by ciasto było blade, ale ja wolę, gdy całość jest złocista. Po wyłączeniu piekarnika posypuję ciasto cukrem, czekam chwilę, aż ostygnie i podaję.
Uwagi:
1. Miałam upiec shortbreada z przepisu D. Leibovitza, ale zbyt późno spostrzegłam, że jego przepis wymaga skrobi kukurydzianej. Zaczęłam więc szukać czegoś bez tego składnika, choć miałam świadomość, że to już chyba nie będzie rasowy shortbread. Trafiłam na przepis Cukrowej Wróżki i delikatnie go zmodyfikowawszy (dodatek wanilii i zmniejszenie porcji o połowę) upiekłam ciasto. Zapomniałam niestety zrobić na cieście ?rasowe? dziurki!
2. To taki wypiek, który robi się superszybko, a efekty przechodzą nasze wyobrażenia. Ciasto jest kruche, ale bardziej zwarte niż zwyczajne kruche pod spód tart czy szarlotek. Ma intensywnie maślany smak, pachnie wanilią i świetnie chrupie. Zniknęło u nas w niedzielę?
*na czarno-biało, bo te barwy likwidują chaos i pozwalają skupić się na szczególe;
http://www.olhardireito.blogspot.com
Chyba tak to juz bywa, ze jak czekamy na cos bardzo dlugo, to wielki moment spelnienia staje sie jakby naturalny i jakby niemajacy znaczenia wiekszego niz cala reszta wydarzen poprzedniego tygodnia… mnie tez sie to zdarza… ale potem nadchodza te chwile, kiedy jednak sobie uswiadamiamy, ze cos sie wydarzylo, spelnilo – tak jak Tobie dzisiaj 🙂 dlatego chyba musimy duzo marzyc zeby czesciej sobie to uswiadamiac…
nic tu nie zabrzmialo efekciarsko – tylko sentymentalnie – fajnie!! Milego wieczorka!
czarno-biale kolory najlepiej oddaja urok i majestat tych starych kamienic…wiec swietny wybor:)
Dziekuje za spacer po Wrzeszczu:)
Aniu,nie wiem,czy przegapilas moj komentarz pod Twoim poprzednim postem,wiec ponawiam zaproszenie i wklejam link,tam czeka na Ciebie niespodzianka:)
Jezeli nie jestes zainteresowana,zrozumiem:)pozdrawiam!
http://mampytanie.blogspot.com/2011/02/candycandy.html
ten Dom Technika wygląda jak Hogwart – idealne miejsce na zlot wróżek ;D
Miło mi czytać, że ktoś marzył o Gdańsku:) czasami zastanawiam się, jak to jest nie mieszkać tutaj od urodzenia, jakie wrażenie na mnie by wtedy Gdańsk robił.
pozdrawiam (mimo wszystko zakochana w Gdańsku :))
Zupełnie nie-efekciarki Aniu:)
I tak sobie pomyślałam, że może powinnam pogratulować spełnienia/spełniania kolejnego marzenia;)
marzenia maja to do siebie, ze się czasem spełniają, jak się naprawdę tego chce 🙂
i pomyśleć, ze w tym czasie gdy Ty marzyłaś o Wielkim Mieście ja pracowałam kilka kroków od Domu Technika 🙂 ten zjazd wróżek coś mi mówi ;D
@Malgo.
na zdjęciach to nie jest Dom Technika, to kamienice starego Wrzeszcza, jednej z dzielnic Gdańska. Dom Technika stoi (jeszcze ?) w Gdańsku Głównym kolo pięknego kościoła św. Katarzyny i jest obrzydliwym klockiem z lat 70tych.
Aniu, pozdrawiam
bardzo fajna kompozycja na tym zdjęciu z rękawicą 🙂
Aniu, czasami piszesz nieefekciarski post, a inni odbierają go jak efekciarski…
A z tymi marzeniami to tak jest naprawdę.Ja też się złapałam na tym,że się spełniły, a przeszłam obok tego obojętnie.
Ciastem chętnie bym się poczęstowała.
Az mi sie jakas struna w sercu poruszyla – Gdansk, a konkretniej Wrzeszcz, to moje rodzinne strony, tam sie wychowalam, tam spedzilam wiekszosc mojego zycia. Musialam wyjechac daleko, zeby docenic piekno tamtych stron. Kiedy mialam je na co dzien, nie byly niczym szczegolnym, po prostu byly i juz. Teraz, kiedy zdarzy mi sie odwiedzic Gdansk, zachwycam sie na kazdym kroku. Malymi, niepozornymi rzeczami.
A z marzeniami czasem tak bywa: nawet nie zauwazamy, kiedy sie spelniaja, dopiero po jakims czasie zdajemy sobie sprawe, ze to juz, ze sie udalo.
Te targi nazywaly sie chyba "Od wahadelka do gwiazd". Bylam ze dwa czy trzy razy, najpierw z ciekawosci, potem dlatego, ze trafila sie okazja. Nigdy nie wierzylam w nadprzyrodzone zjawiska, ale obserwowanie ludzi, ktorzy wierza, bylo dosc interesujace 🙂
Shortbread? Uwielbiam.
Coelho? Nie znosze.
A bo z marzeniami tak jest, że ciągle mamy nowe, a o tych spełnionych zapominamy, zasypując je nieuważną codziennością.
Dobrze znaleźć swoje miasto. Ja wciąż nie znalałam i jadę szukać dalej, możę faktycznie potem bliżej będzie odkryć to co trzeba
Aaaaa… nieśmiało słoneczne Kowale (niby Gdańsk/niby Kolbudy) sprzyjają. Gdybym wcześniej wiedziała, że Truskawki są z Gdańska, siedziałabym tu od nocy do rana.
Bo te małe marzenia spełnione wydają się JAKBY oczywiste… I w końcu przecież je zauważasz:) A ja gratuluje tych spełnień i ciepło Cię pozdrawiam:)
No Aniu domowy shortbread to jest to! Wiesz, przyponialas mi ze minionej poznej wiosny zrobilysmy z Sis test 'kupnych' hprtbread i najabardziej snakowaly nam te ktore maily recznie wyciskane dziurki – dziyrkie moga miec smak, ale bez dziurek ez chyba pyszne? 🙂
B&W wpelnie rozumeim na tych zdjeciach :)) Usciski!
coś jest w tych marzeniach, że czasami spełniają się zupelnie nieoczekiwanie, kiedy już dawno zdążyliśmy o nich zapomnieć. podobnie było u mnie z Poznaniem: po wycieczce w 8 kl. podstawówki zakochałam się w tym mieście, 4 lata później zaczęłam tam studia i tak siedzę sobie do dziś w krainie pyr i gziku:)
Cudne zdjęcia te b&w.
A kongres wróżek mnie rozwalił;]
Shortbread pierwsza klasa i bez dziurek! Cieszę się, że smakował. 🙂
p.s. czy to przypadek, że słowo-weryfikacja to walkers?! 🙂
Pięknie napisałaś Aniu, dokładnie, jak trzeba, wcale nie efekciarsko, tylko po prostu. Ja sama się biedzę nad notką na podobny temat i na razie nie idzie mi tak dobrze. A co do spełniających się marzeń i innych dobrych rzeczy postanowiłam ostatnio, że będę je zapisywać – dobrze mieć czasami przy sobie taką listę. Pozdrowienia!
PS Nie zapisało mi komentarza, ale może i dobrze, że mam szansę na powtórkę, bo zobaczyłam, że czytasz "Szklany klosz", a mnie ostatni wreszcie! też się udało, ale… to raczej rozczarowanie.
…kamienice na jaskowej dolinie są zwyczajnie…piękne…fontanna przy ch manhattan również…dom technika to pozostałość poprzedniego systemu…ma się nadzwyczaj dobrze, mimo upływu lat…i wykopów przed…i pomyśleć, ze miałam tam swoje wesele :)))…a Ty, jak dobrze rozumiem, otworzysz wkrótce nowy rozdział życia i nie będzie on związany z Gdańskiem…powodzenia życzę…marta…
ja przez Ciebie (dzięki Tobie) ciągle wracam myślą do Gdańska, a daleko mi stąd… z San Diego :/. I ciągle czekam na powrót, za jakiś czas, mam nadzieję… A jesienią wezmę do ręki aparat i przejdę się po Gdańsku, napiję kawy koło Św. Katarzyny, jak kiedyś, na studiach…
To ważne by doceniać każde spełnione marzenie, ale prawdą jest że czasem, a nawet i często, tego nie potrafimy … dziękuję Ci za te słowa.
Aniu, piękne są Twoje zdjecia i tak pięknie opisane są Twoje wspomnienia.
Czy chodzi Ci o kawiarnię na przeciwko Domu Technika, tę ,która znajdowała sie w Delikatesach Gdańskich? Bo tam była, prawda?
Uściski Kochana:*
U Ciebie jak zwykle pięknie. Nie jest to dla mnie efekciarstwo, a na pewno opisanie świata w sposób w jaki nie robi tego ktoś inny. Jesteś Aniu wyjątkowa.
A kongres wróżek z pewnością był magiczny.
Pozdrawiam
Ania
Piękne zdjęcia, uwielbiamy czarno-białe 🙂 A shortbread pokrojony praktycznie idealnie równo 😉
Bardzo ładnie to wszystko opisałaś Aniu 😉
Po pierwsze – gdańskie wille i kamienice uwielbiam bezkrytycznie od lat. Po drugie – shortbread też. Od niedawna, ale tylko domowy.
Po trzecie – bardzo klimatyczny post.
Po czwarte – pozdrawiam 🙂
Anulka e tam pisz i się nie przejmuj 🙂
Kto nie chce niech nie czyta!
A kto zechce to zatopi się w słowach 🙂
Aniu musisz mi koniecznie napisać o marzeniach :*
Uwielbiam u Ciebie bywać.
Pisz, pisz. Dla mnie atmosfera, którą stwarzasz jest bardzo ok. 🙂
Małgo, jak już Leloop napisała, Domu Technika na zdjęciach nie uwieczniam, bo wiesz, nie chcę Was straszyć 🙂
Delie, dziękuję! 🙂
Leloop, ojej, ciekawe, gdzie dokładnie pracowałaś…:)Dom Technika chyba długo jeszcze postoi…
Maggie, o właśnie! To były te targi :)CO roku się odbywają w Gdańsku!
BAsia, kurczę, że też zapomniałam o dziurkach, byłby jeszcze lepszy! 🙂 Nastepnym razem nie zapomnę już o nich na pewno.
Cukrowa wróżko, na serio miałąś walkers w weryfikacji? Niezły przypadek!
KaroLino, dziękuję za te słowa!
Jeśli chodzi o "KLosz", to już skończyłam dawno, ale zapominam zmienić ksiązkę 🙂 Ale mi się klosz podobał, bardzo. Lubię ten rodzaj czułości na słowo, wg mnie widac, ze pisała to poetka.
Marto, nie, nie kończę gdańskiego etapu,a jedynie wrzeszczański 🙂 Wesele w Domu Technika to jest coś! 😉
Majano, mi chodziło o miejsce, w którym teraz jest Pellowski. Nie wiem, czy wtedy to tez był Pellowski, nie zwracałam na to uwagi, byłam pochłonięta Gdańskiem 😉
No i na koniec dziękuję za wszystkie pozostałe miłe słowa!
to ciekawe, że tak lubisz Gdańsk, ja po obserwacji moich znajomych spoza Gdańska zauważyłam pewną prawidłowość: Gdańszczanie są dumni z bycia mieszkańcami tego miasta, a przyjezdni jakoś nie mogą się z nim oswoić i wcześniej czy później uciekają (choć nie wszyscy). Ja w każdym razie Gdańsk uwielbiam i za nim tęsknię! pozdrowienia i dzięki za zajrzenie na blog 🙂
Ha! Genialny tytuł posta, jakbym zobaczyła w księgarni książkę z takim tytułem to bym od razu kupiła! A shortbread na rękawicy w paski wygląda świetnie.
Gdańsk, Trójmiasto… te miejsca chyba mają w sobie coś takiego, co przyciąga. Idealne na samotne, kilkudniowe wakacje, na złapanie oddechu, na poukładanie myśli. Ciepło i właśnie tak myślę o Trójmieście, i często powracam do niego, mimo, że nigdy tam nie mieszkałam dłużej niż parę dni.
Nie zdawałam sobie zupełnie sprawy, że shortbread tak łatwo i szybko się robi. A uwielbiam go chrupać. Dziękuję, na pewno skorzystam z Twojego przepisu niebawem 🙂
Powiało taką melancholijną mgłą. Bardzo miło czytało się Twoją opowieść. Nawet Shortbread zszedł na drugi plan 😉
u kaczorka? jakbyś mieszkała w przasnyszu : P
Bo mieszkałam 😉
jaki ten świat mały:D
wzruszyłaś mnie. dziękuję.
hmmm, tak sie zdaza, za z 2o lat temu tez bylam u p.znachora, o ktorym wspominasz w poscie i zareczam
ci – oszustem nie byl. szkoda, ze nie pojechalas na ten oboz, ja co prawda tez, ale pozbylam sie krotkowzrocznosci (-3,50d)metoda neuroaktwizacji, bardzo polecam, jesli nadal jest taka potrzeba. serdecznie pozdrawiam