Po powrocie z długich wojaży dom
pachnie jak kartonowe pudło, jest suchy i wyjałowiony. Jednak już po kilku
godzinach wypełnia się nami, nabiera rumieńców. Nastawiam czajnik z wodą na
herbatę, otwieram paczkę przywiezionej z podróży słonecznikowej chałwy, siadam
na kanapie i przyglądam się mojemu biało-szaremu królestwu.
Wczoraj, po półmiesięcznej
nieobecności spowodowanej włóczęgą po Kaukazie, najpierw skierowałam swe kroki na taras, ciekawa widoku, jaki
zastanę. Przed wyjazdem pozostawiłam w doniczkach niewielkie sadzonki
pomidorów, wsadziłam do ziemi rachityczną marketową bazylię, melisę i lubczyk, kupione
za grosze sadzonki lawendy, a także małe drzewko laurowe, tymianek, bluszcz i
kilka innych roślin. Widok przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, wszystko pięknie
się rozrosło (Agata, dziękuję za podlewanie roślin!).
Bluszcz powoli wije się
po drewnianej kratce, tymianek obsypał się kwieciem.
Krzaki pomidorów i pigwowiec śmignęły
do góry, drzewko laurowe i aksamitki nieco zmężniały, wyrosła mi też kolendra i koperek (tylko czosnek niedźwiedzi uparcie
nie chce się pojawić).
Po krótkich pracach ?ogrodniczych?
wróciłam do domu z zaostrzonym apetytem, ale ? jak to po powrotach bywa ? ze składnikami
było krucho. Przypomniało mi się jednak, że w zamrażarce mam nieco bobu i
kawałek chleba (zawsze mrożę nadmiar pieczywa, nieco traci na jakości, ale się nie
marnuje).
Skropiłam pajdy oliwą, ?przypiekłam? je na patelni i natarłam
czosnkiem. Ugotowany bób wymieszałam z kapką oliwy, kilkoma gałązkami świeżego
lubczyku (idealnie pasowałaby tu kolendra) i kawałkiem słonej fety (nie
dojadłam jej przed wyjazdem i również włożyłam do zamrażarki; generalnie mrożenie
nabiału to nie jest udany zabieg, ale wybieram to zamiast wyrzucania żywności).
I tak powstały zielone grzanki albo
jak kto woli, bruschetty.
GRZANKI Z BOBEM, FETĄ I
LUBCZYKIEM
2-3 kromki pszennego chleba
2-3 łyżki oliwy
kawałek sera feta
1 szklanka ugotowanego bobu (obieram go z błonek)
kilka gałązek świeżego lubczyku (lub kolendry)
1 ząbek czosnku
świeżo zmielony pieprz
Chleb skrapiam oliwą i smażę na brązowo. Gorący nacieram czosnkiem. W
misce mieszam obrany bób, pokruszony ser i porwany lubczyk, skrapiam oliwą i
świeżo zmielonym pieprzem, po czym układam na gorących kromkach chleba. Podaję
natychmiast.
Uwagi:
Więcej pomysłów na bób znajdziecie tutaj. Mój ulubieniec to przepiękna
seledynowa, czosnkowa (a jak!) pasta z bobu, robię ją co sezon i podaję do makaronu
(albo wyjadam łychą prosto ze szklanki).
Zielono Ci teraz 🙂 pięknie.
Oj jak pysznie i zielono. Bardzo lubię bób 🙂
Przepiękny ogródek. Aż nie wyobrażałam sobie, że na balkonie może być jak u mojej Babci w ogrodzie:) A kromeczki… oj "szarpałabym jak Reksio szynkę" jak to powiedział pewien zdolny szef kuchni w znanym programie;)
Grzanki sugestywnie apetyczne, ale ja wyjątkowo z niekulinarnym pytaniem – skąd masz ocynkowane doniczki z balkonową zawieszką? 🙂 prawe górne zdjęcie w kolażu. Wszędzie szukam, ale nigdzie nie mogę znaleźć estetyczych uchwytów.
Ikea ) Kupione 2 lata temu, wiem, że zeszły jak świeże bułeczki, bo chciałam dokupić, ale uż nie było…
Dzięki za odpowiedź! No tak, o proste rzeczy jak zwykle najtrudniej 🙂
Bosko! Pięknie porosło. Ostatnio od firmy sprzedającej sadzonki dowiedziałam się, że czosnek niedzwiedzi znika po maju. Nie mam pojęcia jak jest z uprawą balkonową.
Eh… kocham bób… u nas jeszcze nie ma… tęsknię i wypatruję z niecierpliwością.
piekny ogródek masz i aż zachciało mi się bobu ale takiego swiezego ;p
kupiłam Twoją ksiązke jest swietna !
Avrea, bardzo się cieszę! 🙂
aż chce mi się krzyknąć: hello june! 🙂
Tez czekam na bób, bo zamrazarkowe zapasy sie skończyły. I na pewno wyprobuje kanapki! I paste 🙂
Pozdrawiam balkonowego ogrodnika 🙂
Ania, czosnek wychodzi z ziemi na przełomie marca i kwietnia, w maju kwitnie a teraz to już raczej chowa się pod ziemię, będziesz miała w przyszłym roku :-)))
Fajne grzanki 🙂
No to wszystko wyjaśnia… Mój wsadziłąm pod koniec kwietnia… 😀
Balkonowe okazy wyglądają "kwitnąco";)
jaka piękna zielenina! 🙂