Moja babcia od strony ojca, Marysia, mieszkała na wsi. Na parapecie w jej kuchni stała doniczka z pachnącym cytryną geranium, były tam też czerwone pelargonie. Pod oknem babcia ustawiła nieduży prostokątny stół, przykryty kiczowatą ceratą w kwiatki. To na nim wyrabiała makaron do swej nieziemskiej pomidorówki, wycinała z ciasta trójkąty, które potem zamieniały się w rogaliki z marmoladą, to na tym stole obierała tępawym nożykiem z drewnianą rączką kwaśne jabłka przyniesione z ogrodu. Na szarlotkę, rzecz jasna.
Na prawo od stolika stał kremowy regał, a w nim worki z mąką, cukrem, ryżem, sól, pieprz i kilka podstawowych przypraw, mielona kawa w puszce, jakieś babcine ziółka i czarna herbata, też w puszce. Obok kremowego regału buczała stara lodówka. W kącie stała zaś nowiusieńka biała kuchenka gazowa z piekarnikiem. Na blacie kuchenki babcia ułożyła biały obrus, a na nim wazonik ze sztucznym kwiatkiem, żeby było ładniej.
Bo babcia mówiła, że nie chce kuchenki! Przecież kuchnia kaflowa, na której gotowała odkąd wprowadzili się do tego domu, sprawowała się fantastycznie i na nic tłumaczenia, że babci będzie wygodniej. A jak mi ta kuchnia wybuchnie? ? to było jedyne co słyszeliśmy.
Piec chodził więc dalej. Lubiłam zaglądać pod fajerki, pod którymi buzował ogień. Babcia sprawnie przerzucała metalowe okręgi, regulując w ten sposób natężenie ognia. Wszystkie garnki były osmolone, a na skraju pieca leżała miotełka, którą babcia zmiatała pył z pieca ? kacze skrzydełko z pełnym upierzeniem, które od zawsze mnie trochę przerażało.
Ciasta wypiekała babcia w prodiżu*. Miała takie dwa, okrągły i prostokątny. Z tego pierwszego wychodziły wielkie biszkopty, z drugiego kruche szarlotki z warstwą cukru na wierzchu, który po zapieczeniu tworzył uroczą skorupkę. Babciny sposób pieczenia szarlotki przejęła mamcia i po dziś dzień najbardziej lubimy kwaskowate cynamonowe jabłka między dwiema warstwami kruchego ciasta, z cukrową posypką na górze.
Co jakiś czas obok pieca pojawiał się duży karton wyściełany gazetami, a w nim pisklęta. Miały tam pojemniczek z wodą i miseczkę z pożywieniem. A kurczaki i kaczuszki babcia karmiła rewelacyjnie: posiekanym jajkiem na twardo wymieszanym z pokrzywami.
Po pokrzywy chodziłyśmy razem, na polanę pod las. Pachniało tam najpiękniej w świecie ? mokrą trawą, młodymi pokrzywami i liściastym lasem. Babcia zrywała je gołymi dłońmi, a ja patrzyłam na Nią z podziwem**. A potem, po powrocie, siadała na stołku na werandzie, na kolanach kładła deseczkę i przygotowywała kolację pisklakom. Ja siedziałam obok, na schodkach.
Wieczór cicho skradał się pod ganek. Czerwone porzeczki lśniły na krzaczkach. Zmęczona jabłoń uginała się pod ciężarem papierówek.
Wspomnienia.
PLACEK MIGDAŁOWY Z PORZECZKAMI
2 szklanki porzeczek lub innych miękkich owoców 1 szklanka mąki (150 g) 1/2 szklanka cukru (100 g) 1 op. płatków migdałowych (100 g) 2 łyżeczki proszku do pieczenia szczypta soli 1 op. jogurtu naturalnego (150 ml) 150 ml oleju o neutralnym smaku (można odmierzyć kubeczkiem po jogurcie) 3 jajka
Blachę 20×20 cm wykładam pergaminem. Migdały miksuję w malakserze na proszek. Mieszam mąkę, proszek migdałowy, cukier, proszek do pieczenia i sól. Osobno mieszam jogurt z jajkami i oliwą.
Łączę suche z płynnym, mieszam sprawnie (nie mikserem!) i wlewam do formy do pieczenia. Na wierzchu układam owoce i wstawiam do gorącego piekarnika. Piekę ok. 45-50 minut w 180 stopniach C. Po przestudzeniu posypuję placek cukrem pudrem.
Uwagi:
1. Przepis autorstwa Agnieszki Kręglickiej, z ?Wysokich Obcasów?. Porzeczki, które już się kończą możecie zastąpić innymi owocami albo użyć porzeczek mrożonych (bez uprzedniego rozmrażania).
W przepisie oliwę, którą uważam za zbyt aromatyczny tłuszcz, zamieniłam na olej słonecznikowy, który jest neutralny w smaku. Jeżeli koniecznie chcecie dodać oliwy, użyjcie takiej o delikatnym aromacie, by później nie było jej czuć w cieście.
2. ?Placek? ? lubię to słowo. Kojarzy się z wakacjami na wsi, z ciepłym popołudniem na tarasie. Ten placek, jako jeden z niewielu wydał mi się trochę za mało słodki, w związku z czym oprószałam go sporą ilością cukru pudru. Myślę, że przydałoby się bardziej dosłodzić samo ciasto.
Kto lubi czerwoną porzeczkę, ten będzie zadowolony z tego kwaskowatego wypieku o posmaku migdałów. Dobry do herbaty, na ciepło (na zimno średni). Najlepiej jeść go na powietrzu : )
* babcia byłaby ze mnie dumna, wszakże od kilku miesięcy wypiekam tylko w prodiżu;
** a w głowie wyświetlały mi się slajdy z pięknej bajki Andersena ?Dzikie łabędzie?, której główna bohaterka plotła dla swych braci zaklętych w łabędzie koszule z pokrzyw;
Pięknie to napisałaś… niesamowicie mieć takie wspomnienia. Moja mama zawsze piekła w prodiżu choć mieszkaliśmy w bloku i kuchenki gazowe były na porządku dziennym. Nie zapomnę chwili gdy uchylała wieka i aromat roznosił się po całym mieszkaniu. Pozdrowionka.
Anulko, porzeczki darzę miłością wielką – już znów zaczynam na nie czekać… A porzeczki i migdały to duet doskonały:):):)Najbardziej podobało mi się : jeść na powietrzu:) Z Twoich obrazków optymistycznych skradnę ostatnie zdjęcie…
Ech, napisałam długi komentarz i wyskoczył błąd, a niech go..
To napiszę tylko że kuchenka z kwiatkiem mnie ujęła, to ci Babcia :)))
Cieplutko pozdrawiam Anię 🙂
Zdjęcia piękne, ale dzisiaj zaczytałam się w Twoich wspomnieniach. Bajka. Mogłabym je przeczytać swoim Dziewczynom na dobranoc 😉
Wspaniały post… Dla takich wartości warto wracać na niektóre blogi… Wybacz, że wciąż tak rzadko jeszcze zaglądam, ja jestem typem zaległości wszelkich. Ale się poprawię…. Ja nie wiem, co jest grane ,ale tez zniknął mi komentarz – a krótki on nie był…. Proponuje zrezygnować z weryfikacji słownej, może to właśnie powoduje błąd na stronie.
Pozdrawiam cieplutko
Aniu, piękne wspomnienia, drogocenne. 🙂 Placek śliczny, też piekłam, ale byłam rozżalona, bowiem on jest po prostu za tłusty, a też dałam neutralny tłuszcz, olej z winogron. Robiłam również to drugie ciasto, z serem na wierzchu, ono okazało się bardzo smaczne, ale jak było bardzo świeże, już pod koniec tego samego dnia straciło neico na nieziemskim smaku. Trzeciego wiec już nie ryzykowałam. 😉
uwielbiam porzeczki. czerwone i kwaśne. mniam (:
miło jest czytać o takich wspomnieniach, o babci, o kuchence i o pisklętach (: uroczo.
i strasznie podoba mi się to zdjęcie z porzeczkami w kubku.
Ech wzruszyłam się… Bardzo przypomina mi to moje dzieciństwo na wsi, o którym ostatnio często myślę zastanawiając się jak by to wykombinować, żeby znów na wieś się wyprowadzić 🙂 Moja mama też karmiła pisklaczki jajkiem, paliła w piecu i wczoraj nawet rozmawiałam z koleżanką o jej najlepszej na świecie szarlotce. Z dziurkami robionymi widelcem. Zawsze mnie te dziurki rozczulają jak widzę gdzieś
Piękne wspomnienia! Myślę, że właśnie takie zapamiętane chwile, smaki, potrawy z czasem przeradzają się w nas w swoistą "przyprawę" – dodajemy je do naszych dań, doprawiamy wspomnieniami.
Czerwone porzeczki piękne – u mnie zostały już tylko mrożone:)
Pozdrawiam!
cudowny! jak jakbym chciała jedne kawałeczek… piękny placuszek. taki… wakacyjny, na rozpogodzenie ;]
Wlasnie "wrocilam" od Agnieszki z wyprawy do San Francisco,a tutaj taka cieplutka ,swojska podroz w przeszlosc,od razu chcialoby sie usiasc przytulona do tego pieca babcinego,popatrzec na ogien buzujacy pod plyta i zjesc kawalatek tego wspaniale prezentujacego sie ciasta…
Pozdrawiam cieplutko 🙂
Wspaniałe wspomnienie Aniu!
Wspaniałe.
Piekne wspomnienia Aniu. I takie…moje 🙂 Jakbym widziala moja babcie… To kacze skrzydelko, pelargonia na parapecie, male pisklaczki w kartonowym pudelku…. Wiesz, ze ja do dzis pamietam zapach posiekanej pokrzywy, ktora moja babcia karmila kaczki? I ten piec z fajerkami na ktorym pieklismy nasza "mace" (ciasto na makaron, ktory zawsze robila moja babcia). I jeszcze mleko pite prosto od krowy, przelane tylko przez gaze. Zawsze pilismy je siedzac a schodach domu… Tyle wspomnien..szkoda tylko, ze tego miejsca juz nie ma…
Porzeczki uwielbiam. Chetnie zjadlabym kawaleczek takiego ciasta 🙂
Aniu, jak zawsze czytając Twoje słowa przenoszę się do innego świata … dobrze tam w tym Twoim świecie 🙂
Zdjęcia magiczne. Takie rubinowe koraliki. Także zaczytywałam się w "Dzikich łabędziach" i byłam podwrażeniem siostrzanej miłości.
Poproszę gryza placka 😉
piękne zdjęcia i wspomnienia… i to ciasto
ale ładne te twoje zdjęcia Aniu:)))
I wielkim uśmiechem i jakimiś motylkami w brzuchu czytałam ten twój wpis
pięknie, uwielbiam czytać o Babciach/Dziadkach (:
a ciasto super, u mnie dawno po porzeczkach niestety już, zdążyłam jedynie zrobić placek żydowski vel pleśniak i nastawić porzeczkówkę (;
buzia.
Aniu, poczułam się właśnie jakbym czytała swoje słowa:) tyle, że o mojej babci od strony mamy. I ta szarlotka (u nas jabłecznik) i ten prodiż i ten piec kuchenny buchający ogniem z krążkami, pisklaki (u nas także kaczuszki) … dodałabym jeszcze tylko po lewej wiadra z lodowatą wodą ze studni, do których biegłam zaraz po wyskoczeniu z autobusu – zawsze byłam spragniona:) Dziś babcia mieszka w mieście i nie jest Jej tam dobrze. Mocno tęskni, a ja razem z nią.
Pozdrawiam!
Cudowne wspomnienia Aniu! 🙂 tarta wygląda smakowicie 🙂
Aniu, geranium stało też na parapecie mojej Babci.Kiedy bolało mnie ucho,zrywała listki,ubijała je w moździerzu i wkładała mi do ucha.Pięknie pachniało i ucho zdrowiało!
A ciasto obłędne!Bardzo w moim typie.
Pozdrawiam serdecznie!
Domagam się po tym wpisie przepisu na babciną szarlotkę!
Ale powiem Ci, że nic dziwnego, że tak nastrojowo piszesz, kiedy ukształtowały Cię takie wspomnienia…
Trochę mnie ścisnęło w gardle na myśl o tym tępym nożyku z drewnianą rączką, pokrzywach i ceracie, pewne wspomnienia są podobne.
Moja babcia też hodowała kurczaczki, w kartonie, podgrzewała im żarówką, żeby miały ciepło. Pamiętam te małe żółte kuleczki i jednostajne popiskiwanie wydobywające się z kartonu.
o jak miło powspominać takie chwile, aż ciepło się na sercu robi.
miłego dnia!
E.
Mieć wspomnienia – przyjemnie… Mieć takie wspomnienia – rewelacja! Zdjęcia cudne, z przepisu z pewnością skorzystam, bo prezentuje się to wszystko apetycznie…
PS. Moja Babcia też nie uważała nigdy kuchenek gazowych, ani elektrycznych, widocznie z tym trzeba dorastać – za Jej czasów kaflowe piece i kuchnie były na porządku dziennym i nie zmieni się poglądów, że coś może być bardziej ekonomiczne, wygodniejsze… to było dobre, a jak coś jest dobre to po co zmieniać? Zwyczajnie technika nazbyt szybko wprowadziła swoje zasady, a ludzie starsi nie potrafią, boją się zacząć z nimi współegzystować – w sumie się nie dziwię… 🙂 Pozdrawiam!
Witam!
Pięknie to opisałaś, własne wspomnienia same przeciskają się przez myśli. Moja Babcia do tej pory ma taki piec. Kiedy odwiedzamy Ją zimową porą to stoimy rządkiem i ogrzewamy zmarznięte ręce. Najczęściej piecze ciasto drożdżowe z niesamowitą ilością ogromnych maślanych kruszonek ( śląski kołocz z posypką;-)
Pozdrawiam.
ten przepis z WO jest świetny. ciasto przepyszne. też dodaję olej zamiast oliwy. a na wierzch jagody.
pieknie napisane – nic tylko usiasc i zaczac pisac ksiazke 😉
Moja ciocia mawia, że szarlotka zawsze najlepiej jej wychodzi z prodiża na działce.
Tylko to karmienie kurczaków jajami przerażające. Przywodzi na myśl tylko priony, wściekle krowy i kanibalizm.
takie połączenie musi być zachwycające!
Pięknie napisałaś, zupełnie jakbym czytała o mojej Babci. Zawsze się dziwiłam, jak on to robi, że ją te pokrzywy nie parzą, bo przecież i nazbierać ich trzeba było i potem posiekać drobniuteńko, wymieszać, rozsypać kurczętom. Z kuchenką tez było podobnie, i z pralką automatyczną. Dziękuję Aniu, obudziłaś takie miłe wspomnienia.
bardzo lubię prezentowane przez Ciebie przepisy, z wielu z nich skorzystałam i naprawdę są pyszne 😉
Piękne masz wspomnienia, Aniu. Moje dzieciństwo to już nieco inne czasy, a wspomnienia zamazane tak, jakby to było wieki temu. Czasem czuję się tak stara… To zupełnie bez sensu – wszak moje wspomnienia powinny jeszcze choć przez chwilę krążyć mi w głowie jaskrawymi, wyraźnymi obrazami…
Ciasto, a raczej placek, wygląda wspaniale. I wiesz? Też lubię to słowo. Brzmi tak… domowo.
Pozdrawiam!
Fajnie czytac o czyjejs babci, "zeby bylo ladnie Aniu, dajesz niezle 🙂 Swietne zdjecia!
A wiesz, ze na poludniu (napewno w Malopolsce) mowilo sie dawniej tylko i wylaczie "placek", niewazne czy na wsi, czy w miescie. Na niedziele musial byc "placek i juz, "teraz pojawily sie tez ciasta, ale roznica miedy tymi wypiekmi jest za zwyczaj zadna 😀
Aniu normalnie przeniosłam się w czasie…jakbym siedziała u swojej babci… i to kacze skrzydło i jajka siekane dla kurczaków i prodiż z którego wychodziły babki takie czarno-białe…
dziękuję Ci
Aniu normalnie przeniosłam się w czasie…jakbym siedziała u swojej babci… i to kacze skrzydło i jajka siekane dla kurczaków i prodiż z którego wychodziły babki takie czarno-białe…
dziękuję Ci
Aniuś, jak Ty pięknie piszesz!
:))
A placek rewelacyjny zrobiłaś:)
Pozdrawiam Cię:)
Jak miło… czytam jak o swojej rodzinie 😉 geranium i pelargonie na parapecie hoduje mama, a babcia piecze w prodiżu i gotuje na kaflowym piecu, wszędzie pozalepianym gliną. Uwielbiam tam stać mocno schylona i mieszać zupę na przemian z dokładaniem węgla. Ciasto wygląda pysznie, ale już nie mam ani jednej porzeczki. Musi poczekać 😉
Pozdrawiam 🙂
Moja babcia pokrzywa i jajkiem karmiła małe "jendyki" (bo nie indyki bynajmniej). Za to u babci najlepszy jest sernik, oczywiście z prodiża.
uwielbiam porzeczki! objadlam sie nimi niesamowicie w czasie urlopu…
a prodiza nie mam, ale zawsze w nim pieke u mamy!
uwielbiam to słowo GERANIUM, mogłabym je ciągle powtarzać
i marzę o geranium na parapecie, kiedyś będę miała
:))
Ale Aniu, to przepis zachomikowany? A jak nie, to skąd teraz masz porzeczki :)? Moimi posiliło się wredne ptactwo już 2 mies. temu…
moja babcia, jednak od strony mamy, też wyrabiała makaron własnymi rękami, jego smak będe pamietała zawsze, nie da się go podrobić
Aniu moja droga!
Dziękuję Ci za tą opowieść… to tak jakbym czytała o swojej babci… o jej parapecie i jej stole z ceratą, o jej wielkim piecu i o kurczakach.
Cudowne wspomnienia. Twoje i jak się okazuje też moje.
Tak bardzo czasem tęsknię za tamtymi czasami, za tym wielkim, gorącym piecem i za wielkim, pełnym miłości sercem Babci 🙂
Piękne. Babcia to wspaniały wynalazek. 🙂
Och, najpiękniejszy pean na cześć Babci… Wspaniały…
Do prodiżu i ja mam sentyment – tak się kiedys piekło… Właśnie placki (również uwielbiam to słowo!) 🙂
I taką szarlotkę – jabłka pomiędzy warstwami kruchego i cukrowa skurupka na górze – ja także ubóstwiam! Smak dzieciństwa! Jeden z!
A te pisklaki… Urzekł mnie ten Twój wpis…
Pozdrawiam!
Czasem dobrze by było nie dorosnąć. Choć z drugiej strony… ciekawe jak to jest być babcią:)
Uściski!
Jajka i pokrzywy… i moja babcia w ten sposób karmiła małe kaczuszki 🙂
Aniu, a wiesz, że ja miałam prodiż jak mieszkałam jeszcze w Gdańsku. Od Babci zresztą … Jak się przeprowadzałam, to oddałam prodiż do Caritasu, bo go nie używałam. Teraz żałuję. Pięknie masz wspomnienia:)
Ależ ja lubię tu zaglądać Aniu. Jeszcze jak pomyślę, że Ty w Gdańsku to już w ogóle mi się ciepło na sercu robi.
Aniu przez chwile poczulam sie jakbym to ja odkurzala moje wspomienia. Wspomienia o dziecienstwie spedzonym na wsi, o Babci i wszystkich tych rytualach, ktore tam poznalam. Piekne wspomnienia. Zaluje, ze tej mojej wsi jaz nie ma.
Milego dnia Kochana 🙂
ooo, porzaczki! jak bylam mala, na dzialce mielismy krzaczek, ktory byl tylko moja wlasnoscia. bylo 150 krzakow czarnych porzaczek i jeden czerwonych i ten byl moj.
Piekne zdjecia – zreszta jak zwykle 🙂
Milego weekendu x
Oj tak, mnie też Agnieszka tym ciastem skusiła i niedawno robiłam. Przepiękne Twoje zdjęcia! jak zawsze zresztą. A opowieść i kaczuszkach, starej kuchni kaflowej i ceracie na stole zaczarowana. Zobaczyłam to w obrazku 🙂 serdeczności
Aniu, ja także odkrywam na nowo relikt PRL'u tj. prodiż. Które dania polecasz aby robić w prodiżu? Jednocześnie Twoja opowieść obudziła i u mnie wspomnienia dzieciństwa… Moja przyszywana Babcia-Niania mieszkała w małym domku sąsiadującym z moim rodzinnym i tam hodowała maleńkie kurczaki. Pamiętam karmienie kurcząt posiekanym jajkiem i pokrzywą oraz ciepło jakie dawała specjalna żarówka, zwana przez moją Nianię "kwoką". Co do pokrzywy, to pamiętam także, że moja Mama zmuszała mnie do picia syropu z pokrzywy (Brrr!!!). Miał to być lek pobudzający apetyt… byłam ponoć strasznym niejadkiem… Do dzisiaj zapach pokrzyw wywołuje u mnie odruch… wiadomo jaki;) Pzdr Aniado
Wspaniałe wspomnienia! a ich opis tak żywy, że każdy detal mam przed oczami. Pozdrawiam serdecznie.
Dziękuję Wam BARDZO za wszystkie komentarze! Wiecie, nawet nie byłam świadoma faktu, że tak wiele z Was ma podobne do moich wspomnienia i ze pokrzywy z jajkiem to tak popularne danie, jak szarlotka z prodiża z warstwą cukru na wierzchu 😉
Czuję się zobligowana do zaprezentowania tu przepisu na szarlotkę babci – zrobię to jeszcze w tym roku.
Oczywiscie przepis na prezentowane pod tym postem ciasto trochę sobie leżakował u mnie w komputerze, porzeczki, jakie możemy dostać do już tylko te w wersji mrożonej,co wg mnie ani odrobinę nie zmienia smaku ciasta.
Pozdrawiam Was ciepło!
Anus, a ja dzis widzialam porzeczki na krzakach – na dzialce – i to nie jeden krzak. Marnotrawcy… – takie dobro zostawic… Zatem mozna jeszcze znalezc, choc amatorzy juz dawno zjedli albo porobili przetwory.
Czekam na szarlotke Babci:)
Ewelajno, są jeszcze porzeczki? MIałam wrażenie, że bywają o tej porze, ale wolałam milczeć, by nie palnąć gafy 🙂 Szarlotka za jakiś czas 😉
Aniu, ominełam twe pytanie co do prodiżowych wypieków – od dwóch lat piekę tylko w prodiżu (chyba ze okazyjnie mam kontakt z piekarnikiem) i choć mam nadzieję, że to sie niebawem zmieni, to jednak muszę przyznać, ze prodiżto dobra rzecz. NAwet jeśli ma się piekarnik. Ja wypiekam w nim kruche ciasta, wszelkie krajanki, brownie, ciasteczka – słowem wszystko, co mieści się między 180 a 200 st. C. Piekę w małej blaszce (traktując prodiż jak piekarnik), nie bezpośrednio w prodiżu, bo to po prostu za duża porcja jak na naszą kuchnię i brzuchy 🙂
Pyszny jest kurczak z prodiża-miękki, soczysty, aromatyczny, nie ma śladu suchości, która czasem pojawia się podczas pieczenia w piekarniku. Pieczone warzywa to tez pyszna sprawa 🙂
Słowem, przy odrobinie umiejętności prodiż to baaaardzo użyteczna sprawa! Rogaliki z WC tez piekłam w nim 🙂
POzdrowienia Wam ślę!
Ojej,jak slicznie to opisalas,wiem ze nie jestem jedyna,ale ja tez mam podobne wspomnienia,piec do gotowania,skrzydelko do zamiatania,male pisklaczki karmione zoltkiem i pokrzywami…zapach herbatki,,ziolek,,wlasnorecznie uzbieranych przez babcie…Boze jakie to byly cudne czasy.
Prodiz….kiedys miala go moja mama,ale gdzie on sie podzial?Pozdrawiam serdecznie
Dziś zrobiłam to ciacho z porzeczkami od dziadka z ogródka 🙂 Usłuchałam sugestii i dorzuciłam nieco więcej cukru. Jest super, rodzinka się zażera 😉
Bardzo się cieszę! 🙂