Nie mam w zwyczaju recenzować książek kucharskich, ale chyba nadeszła pora, by to zrobić. Oto na moim biurku wylądowała pozycja, której nie mogę odpuścić: ?Kuchareczka. Przepisy z pieprzykiem?. Droga książeczki była długa i wyboista: dostałam ją od dziadka, który to otrzymał ją jako prezent od niejakiego Edwarda G., który ? jak się później okazało ? zajmuje się zachęcaniem emerytów i gospodyń domowych do zakupu garnków. Wrócił więc dziadek z takiego niezwykle interesującego spotkania z łupem w postaci „Kuchareczki”, którą postanowił podarować swej gotującej wnuczce. *** Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, w niewielkim kraju na skraju Europy, żyła sobie kuchareczka. Kuchareczka lubiła pichcić na tyle mocno, że pewnego dnia pomyślała: a może by tak napisać książkę kucharską? Co pomyślała, to uczyniła, do księgarń książka trafiła. A warto Wam wiedzieć, że książka to nie byle jaka, bowiem kuchareczka zadbała o to, by jej dzieło miało ?absolutnie unikalną i wyjątkową formułę (fotokomiksu kulinarnego)?*. W rzeczy samej, jest to unikatowa książka, wystarczy z resztą spojrzeć na okładkę i przeczytać jej tytuł by zrozumieć, z czym będziemy mieć do czynienia przez kolejne kilkadziesiąt stron. Na różowym tle umieszczono zdjęcie blondynki przyodzianej w wydekoltowaną i ? a jakże! ? różową bluzeczkę. Na głowie kuchareczki spoczęły królicze uszy, co zapewne stanowi nawiązanie do słynnych króliczków Playboya. Trochę dalej za wypiętymi ustami blondyny widnieje tytuł dzieła: ?Kuchareczka. Przepisy z pieprzykiem?. Na dalszych stronach kuchareczka się rozkręca: usta wydają się jeszcze bardziej wydęte, jej biust spoczywa na potrawach, które przyrządziła, a teksty, jakie znajdują się w dymkach (w końcu książka posiada unikatową formułę fotokomiksu kulinarnego), zwalają z nóg. Zajrzyjmy na stronę dotyczącą sajgonek: kuchareczka przygotowuje je razem z koleżanką Ewą. Na szczególną uwagę zasługuje moment, gdy koleżanka zalewa wrzątkiem makaron ryżowy. Albo scenka z przepisu dotyczącego makaronu przyrządzonego przez narzeczonego kuchareczki: autorka pochyla się nad łyżką makaronu (oczywiście w scenie występuje także główny bohater książki, czyli biust kuchareczki), zaś jej narzeczony, zerkając filuternie w obiektyw, stwierdza, że ?ten makaron dziewczyny jedzą z ręki?. Albo to pierwsze zdjęcie przy sałatce śródziemnomorskiej: kuchareczka zaciska usteczka (wydymając je zarazem, jak ona to robi?) i stwierdza ?potrzebuję niewiele??, zaś czytelnik zastanawia się, czy chodzi jej o to, że na śniadanie wystarczy jej kanapka z żółtym serem, czy może w wypowiedzi czai się jakiś głębszy sens? Powyższe opisy to tylko przykłady ? nie sposób opisać wszystkie teksty i pozy, w jakich występuje kuchareczka, bowiem cała książka składa się z takich właśnie scenek. Ja zaś zastanawiam się, jaki jest sens wydawania takich książek? Do kogo ma trafić ta wielce unikatowa formuła książki kucharskiej? Do mężczyzn, którzy przeglądając strony książki mogą podziwiać wdzięki kuchareczki? Nie sądzę, od tego są przeróżne magazyny na ?p? i ?c?, w których kobiece ciała zaprezentowano w o wiele bardziej smaczny sposób. Więc może książka ma trafić do kobiet? Jeżeli tak, to zakładam, że jej czytelniczki muszą być pozbawione szacunku do swej płci, gustu oraz smaku. Jeśli bowiem szanują swą płeć, nie zniosą rozerotyzowanych póz kuchareczki, która wydaje się żyć tylko po to, by zaspokajać swego misiaczka, wyginając się przy garach w skąpych majteczkach i kusych koszulkach. Jeśli natomiast mają odrobinę gustu i dobrego smaku, to nie przemówi do nich natrętna szata graficzna, komiksowy bałagan i infantylne teksty kuchareczki. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że znalazło się wydawnictwo, które postanowiło zainwestować w tę ?unikatową formułę? i wydrukować przepisy kuchareczki z jej roznegliżowanymi zdjęciami kiepskiej jakości, okraszone żenującymi tekstami. Na koniec dodam, ze przepisy kulinarne to ostatnie, na co zwraca się uwagę, przeglądając tę książkę. A szkoda, bo spis treści wygląda kusząco: mamy tu kilka włoskich klasyków (spaghetti aglio olio czy lasagne), mamy kilka fajnych zup (z soczewicy, czosnkową albo z botwinki) czy ciekawe przekąski (szpinak z ciecierzycą, kulki ryżowe). Szkoda, że biust kuchareczki przesłonił wszelkie walory kulinarne tej pozycji.Ola Dembska ?Kuchareczka. Przepisy z pieprzykiem? wyd. Edipresse Polska SA
*cytat pochodzi ze wstępu do tej książki; Wszystkie zdjęcia w tej notce przedstawiają fragmenty „Kuchareczki…”;
Byłam razu pewnego na jej stronie internetowej 🙂 No cóż, przepisy nie są niczym odkrywczym ani nadzwyczajnym, a sama Kuchareczka urodą też nie grzeszy… Choć zapewne jej wizja seksapilu jest nieco inna…
Aniaaaaa, cmok duzy, Ty jestes przejedyna na ten ciemny jesienny wieczor, nie moge przestac sie smiac! Toz to nasza Disslowa wymieka 😀
PS. Taa, zalewanie wrzatkiem makaronu okraszono pieknym zdjeciem, ciekawa estem czy facetow to bardzo kreci? Joj…
No wlasnie Aniu, tylko smiejac sie, zapomnialam dodac, ze to zenada – Ty sama zadalas tam najlepsze pytania odnosnie tej "wielce unikatowej książki kucharskiej"… Erotyka to to nie jest, kuchnia tez nie…
Dostalam te ksiazke ostatnio od tesciowej…ekhm… 🙂 Podziekowalam pieknie z prezent i po przejrzeniu odlozylam na polke. Wiem jedno, juz nigdy wiecej do niej nie zajrze. Nie odpowiada mi ani poziom przedstawionych przepisow, ani ta panna, ktora te przepisy przedstawia, a tym bardziej te teksty w "dymkach" (swoja droga na zenujacym poziomie). Moze pomysl i dobry ale niestety im nie wyszlo :))
Ja tam skusiłam się na jej kupno i nie żałuję:)) carrot cake z jej przepisu przepyszne:)) chutney z mango również smakuje bosko, a, że powstawiała sobie jakieś swoje zdjęcia, to szczerze mówiąc malo mnie obchodzi , bo i tak nie zwracam na nie uwagi:))
Pozdrawiam Cię Aniu!
Na stronce pani nie byłam, książki nie pomacałam. Pani w gaciach, że rzecz nazwę po imieniu i z sałatką do przegryzienia z lekka mnie zniesmaczyła pozdrawiam
Ja pojawiłam się kilka razy na jej blogu, oberibę z jej przepisu robiłam. Przepisy miała całkiem proste.
A zdjęcia? Są po prostu skierowane do określonego targetu i tyle.
To ja usunęłam 😉 Dwa razy mi się wrzucił jeden komentarz ;))
No to buziaki ;)**
o mamuńciu ale kiszka!
zemfiroczka – tylko co to za target? bo ja jak Ania nie umiem sobie go wyobrazic…
My najwyraźniej się w niego nie łapiemy 😉
Oj widzialam te siazke kiedys w necie. Ale sie nie zastanowilam przez sekunde nawet czy mi ona potrzebna 🙂 Spaghetti czy lasagne to moge ugotowac z przepisu zamieszczonego w ksiazce smaczniej wydanej 😀
😀 Olaboga, ale kiszunia! Na poważny prezent jest to zbyt żenujące, a na niby że zabawny – zbyt żenujące. Ciekawe, ile egzemplarzy się sprzedało – poza prezentacjami garnków oczywiście.
no cóż, byłam niegdyś na stronie kuchareczki z foto-przepisami o lekkim zabarwieniu erotycznym 😉 i śmiem twierdzić po przetestowaniu niejadalnego tofu "jej" sposobem, że prócz przesłania: jaka jestem kul, nie niesie nic innego prócz że-na-dy
Pierwszy raz widzę i słyszę he he he 😀
Nie skusiłabym się na tę ksiązkę;)
A tam w ogóle sa przepisy? hi hi 😉
Kurczę – czasem naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć, co kieruje wydawcami niektórych książek. A książka w niezmiernie nowatorskiej formie komiksu autorstwa Kuchareczki jest jednym z takich właśnie przypadków… Cóż, każdy inną metodą robi karierę. ;))
Teraz już wiem, czego nie kupić;))))
Basia chciala wiedziec co mysla faceci. Wiec ja zabieram glos. Ksiazka jest swietna. Profesjonalna. Przepiekne zdjecia, interesujacy format. Jestem fanem tej ksiazki. W ogole sie z nia nie rozstaje.
Hahahahahahahahaha!!!!! kurcze zalatwcie mi egzemplarz, dziewczyny, prosze. hahahahahaha…
w lutym mamy kolejne mistrzostwa swiata w rzucie mlotkiem do telewizora przyda sie na nagrode glowna, bo puchar z wyscigu kolarskiego dookola Olsztyna z 1977 juz nam sie znudzil:)
Mysle ze ksiazka mialaby duza szanse wsrod japonskich turystow:)
O! I chyba znalazł się target – suvienir dla japońskich turystów, buehehe! 😉
znam jej blog, nie zachęca mnie do odwiedzin
heh ale się uśmiałam – nie miałam pojęcia, że taki "pozycje" książkowe powstają. Dręczy mnie ten target… Tak myślę – że mogą to kupować np. niezbyt obyci z gotowaniem faceci dla swoich kobiet, niezbyt w kuchni obytych, z myślą, że one będą potem tak gotować dla nich – w tych majteczkach…
Myślę Ania, że jednak panowie, którzy kupują te na "P" i "C" będą zainteresowani. Mnie nie zainteresuje nic a nic.
Aniu, oby więcej Twoich recenzji – mądra i dobra duszyczka jesteś to i dobrze Cię poczytać, a teraz co do meritum … hmmmm … najlepiej na tym bym poprzestała, bo jak tu komentować takie coś, czego nawet zbyt ładnie określić się nie da. Też kiedyś trafiłam na jej bloga, ale banalność jej przepisów i forma ich przedstawienia zniechęciła mnie do wchodzenia tam. Tym bardziej więc książki bym nie otworzyła 🙂
A co do targetu to zgadzam się z Byziakiem 🙂
Ale jeśli już temat potraktować szeroko, to w naszym demokratycznym państwie na wszystko jest miejsce, na żenadę też ;> Mówi się, że nie ma dobra bez zła, to może i dobry gust musi się wykuć na takich żenujących ochłapach książkowych.
Ja sobie wyobrażam, że to faceci obdarzeni co bardziej specyficznym gustem kupują takie książeczki swoim żonom i dziewczynom (a znam niestety takich, którzy, mogliby uznać to za wielce odpowiedni prezent, dla każdego coś miłego…). Ja tam jestem zachwycona, na pewno bym tej książki nie kupiła (bo jednak w książce kurcharskiej szukam przepisów i zdjęć potraw, a nie damskich dekoltów), ale przejrzała w księgarni z pewnością, bo taka kwintesencja kiczu pod przebraniem czegoś całkiem innego niesłychanie mnie cieszy.
to jakiś koszmar! chciałabym wierzyć, że ktoś zmusił do tego występu tę biedną dziewczynę, ale najwyraźniej sama wpadła na taki nowatorski pomysł…
Sądząc po komentarzach ta książka wzbudza śmiech i tylko tyle!!!
Dziwi mnie tylko firma wydawnicza bo przecież oni wydają m.in. Mamo to ja, Przedszkolak, Przyjaciółka i wśród nich taka tandeta!!
Potworek, prawdziwy potworek.
"Trach" i "chlast" rodem z horroru klasy b, pani kuchareczka rodem z… w każdym razie nie z kuchni… jak dla mnie nic smakowitego…
I faktycznie mocno zastanawiające są intencje wydawnictwa. Chyba pojęcie badań marketingowych nie jest im obce?
zobaczymy jak toto będzie się sprzedawać – a nuż przeceniamy gusta czytelnicze rodaków?
Ja toto miałam w rękach. Stałam wstrząśnięta. No cóż – wszystko to kwestia smaku albo jego braku, chciałoby się powiedzieć 😉
Moi mili, nie spodziewałam się tak duzego odzewu z Waszej strony! Myślałam, ze recenzja przejdzie niezauważalna, a tu proszę, czytam kolejne ciekawe opinie Waszego autorstwa! Super 🙂 Ale przyznajcie, gdybym tu napisała o dobrej ksiażce kucharskiej, to odzew z pewnością byłby mniejszy 😉
Zartowałam wczoraj z Tomkiem, że skoro to wywołuje taki odzew, to skopiuję formułę Kuchareczki i nazwę się Truskaweczką ;)))I będę prezentować zupy w kostiumie kąpielowym.
Ha!
czekam na wersje kuchnio-prawie-porno w wykonaniu meskim Jak demokracja, to demokracja 😀
Może to jest 'stargetowane' na emerytów właśnie, do oglądania? Kup zestaw garnków dla żony, a tę piękną książkę dostaniesz ZUPEŁNIE za darmo!!! ;D
Matko. Komu przyszło do głowy to wydać????
Jestem ostro zniesmaczona.
Sądząc po braku wdzięków pseudo-modelki owe magazyny nie zainteresowały się "kącikiem kulinarnym".
Fu. Fu. Fu.
Oryginalna idea 😉 Popatrz, taka "niezbyt ciekawa" publikacja, a jaka dyskusja. I ile osób o niej wcześniej wiedziało, czytało (?!)… Pomysł z pozowaniem w stroju kąpielowym jako Truskaweczka może być zatem niezłym chwytem marketingowym 😉
Pozdrawiam!
Aniu, twój post o ostatnim posiłku sprzed kilku dni nie dawał mi spokoju. Moje skojarzenia poszły w nieco innym kierunku, więc pokusiłam się o wpis na ten temat, choć z kawą ma niewiele wspólnego 😉
Zapraszam TU
Wow, no kazdy w jakis sposob chce zarobic pare groszy… Daje "A" dla firmy wydawniczej ktora w wydawnictwo "tego czegos" zainwestowala pieniazki. Oj, nie moge przestac sie smiac… I ktos dal ta ksiazke Twojemu Dziadziowi !^&!&^& uhhh….
o żesz ja chromolę… 😉 jak by to powiedziała moja nastoletnia siostra – "żal.pl" 😛
He he, a moja najmłodsza siostra powiedziałaby "żenuaaaaaaa"! Ale chodzi o to samo…
A co do dziadka, to On nawet nie zwrócił uwagi na jakość tej książki – ot, dla niego ksiazka kucharska to ksiązka kucharska, nie posiada żadnych ciekawostek.
Hm… Problem targetu chyba nadalnierozwiązany? ;)Ale w komentarzach padła ciekawa wypowiedź o mężach, którzy uważają taki prezent za fajny, kupujących te cuda dla pewnego rodzaju żon… I ja intuicyjnie wiem, o jaką grupę chodzi 🙂
POZDROWIENIA WAM ŚLĘ i DZIĘKUJĘ ZA CIEKAWĄ DYSKUSJĘ 🙂
dzięki. już sądziłam – patrząc na to, co media wypisują – że jestem jedyna, która tak sądzi…ufff 🙂
Tak,i ja pamiętam tę stronę internetową.
Żal ,że ludzie wogóle chcą coś takiego wydawać.
A z usług domokrążców korzysta i MÓJ dziadek:P
Kupił mi nawet (na prezent ślubny rzecz jasna:P) rożen.
Ally 🙂
Olu, hi hi, dziadkowie chyba lubią domokrążców. Niestety…
Cha cha cha. Uśmiałam się do łez. :-))) tak, mi też jedzenie kojarzy się z seksem, ale jednak nie żeby tak wprost. :-))))))))))
Mam od dzieciństwa pocztówkę, którą lubię. czasy komunizmu, szare rzeczy itede, a to była pocztówka na której zmieniał sie obraz, zapomniałam, jak to sie nazywa. I raz była kuchareczka w fartuszku z jajkiem w skorupce na patelni. A raz bez fartuszka, naga, a na patelni – kurczaczek. :-))) Pocztówka śmieszniejsza od książeczki. :-))))))))
Target? samotni mężczyźni uczący się gotować. :-)))))))))))
Rzeczywiście masakra. Na target się nie nadaję, bo mnie to nie bawi 🙂
Bylam kiedys na stronie. Przepisy dla niegotujących raczej niż d;la gotujących. Może tam nie było apogeum cycka na wierzcu, ale podeszłam do tego z przymrózeniem oka.
(Teraz trzeba zaintonowac mantrę "pamiętaj, że inni tez chca po prostu byc szczęśliwi") Nie wnikając w to co komu szczęście daje.
P.S Piękny, przepiękny pies w notce poniżej.
Krokodyl, też b. wiążę przyjemności ciała polegające na jedzeniu i miłosci, to naturalne. Ale przyjemności ciała prezentowane tutaj to mi do bigosu pasują 😉
Porcelanko, w życiu bym nie pomyślała, że mogłabyś stanowić w/w target 🙂
Believers, ten poniżej to Bosfor, nasz (tzn,. rodziców) hasek. Cudne stworzenie, to przez niego zaczęłam się zastanawiać, czy ja naprawdę wolę koty od psów 🙂
Mi raczej kojarzy się z gulaszem. 🙂
Ohyda!
Gotowanie to coś magicznego, a tu wyzywająca panna z biustem na wierzchu.
Jakie to by świetne przepisy nie były, ignoruję.Bleeeeeeeeee!
Dzisiaj wpadła mi przypadkiem w ręce ta pozycja… dawno nie widziałam czegoś równie nietrafionego i niesmacznego..
Pozdrawiam cieplutko 🙂
A mi się podoba. Jestem dziewczyną hetero :-), przez jakiś czas miałam romans z wegetarianizmem i może dlatego doceniam ten sposób podejścia do gotowania. Traktuję to jako prowokację: że wegetarianką nie musi być zahukana i niedożywiona studentka, może też być sexy laska świadoma swojej urody, a co 🙂 Poza tym, wszystkie blogi kulinarne z wymuskanymi zdjęciami, natchnionymi opisami zlewają się w jedną masę. To było coś świeżego, dla mnie na plus :-).